piątek, 30 maja 2014

007. Pandemonium






Tytuł: Pandemonium
Język oryginału: angielski
Autor: Lauren Oliver
Ilość: 376 stron
Wydawnictwo: Otwarte










To już druga część trylogii, która zawładnęła moją rzeczywistością. Delirium było początkiem, swoistym wprowadzeniem do właściwej akcji i fabuły zaczynającej się tak naprawdę dopiero tutaj. Głównym wątkiem nadal pozostaje miłość, lecz z innego punktu widzenia, niż dotychczas mieliśmy okazję poznać z książek. Jakiego?

Miłość. Gdy tylko wpuścisz do swojego serca to słowo, gdy tylko pozwolisz mu zapuścić korzenie, rozprzestrzeni się jak grzyb we wszystkich zakamarkach twojej duszy - a wraz z nim pytania, drżące, pączkujące lęki, które sprawią, że nigdy nie zaznasz spokoju.

Po emocjonującym zakończeniu w poprzedniej części, byłam przekonana, że Pandemonium będzie tak dobre, jak nie lepsze i na szczęście się nie zawiodłam. Pojawiają się nowi bohaterowie, tworzy się następny wątek uczuciowy, a Lena... Lena nadal nie wie, czego chce. No cóż, to jedna z tych cech, które bardzo nie lubię w postaciach, a jednak tu nie nie było to tak bardzo widoczne. Poza Dotykiem Julii jeszcze nie spotkałam książki, w której tak dobrze zostałby poprowadzony tzw. trójkąt miłosny pomiędzy głównymi bohaterami i tu należy się wielki plus dla autorki.

  Pierwsze, co mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło w książce, to rozwój i wartkość akcji, której jest zdecydowanie więcej, niż w Delirium - tę czytało mi się naprawdę dobrze, jednak to właśnie Pandemonium zaczarowało mnie do tego stopnia, że przewracałam kartki szybciej, niż myślałam i nawet się nie zorientowałam, a już dotarłam do końca. Napięcie wiszące w powietrzu, rozterki Leny i nowy "przyjaciel" staną się najważniejszą częścią tej powieści, jednak nie tylko, bo pani Oliver świetnie prowadzi całą fabułę, nie przeciągając poszczególnych wątków na siłę, ale i nie przyśpieszając wszystkiego, dzięki czemu możemy przyswajać każdy detal przykuwający naszą uwagę i nie martwić się o zgubienie naczelnego motywu. Zwracam na to uwagę, ponieważ nie raz miałam taką sytuację podczas czytania innych książek, że przewracając strony, nie miałam pojęcia, co dzieje się na bieżąco, zbyt pochłonięta nieistotnymi szczegółami. Tutaj nie było takiego problemu, chociaż na szybkość poszczególnych zdarzeń na pewno nie można było narzekać.

Smutek to uczucie, jak gdyby się tonęło, jak gdyby grzebano cię w ziemi.

 Bardzo spodobał mi się pomysł podzielenia rozdziałów na Wtedy i Teraz. Przyznaję, czasami, gdy już akcja nabierała właściwego tempa, a w powietrzu wyczuwało się namacalne wręcz napięcie, czytałam kilka stron na minutę, a tu... przeskok do innego przedziału czasowego. Irytujące, ale działa, bo czytelnik czyta dalej i dalej, wciąga się i wciąga, a gdy obowiązki wzywają i każą odłożyć książkę na bok, pozostaje się myślami z fabułą i bohaterami.

Bo nigdy tak naprawdę nie będziemy w stanie zrozumieć drugiego człowieka. Możemy jedynie próbować, szukając po omacku drogi przez tunele, starając się oświetlić je pochodnią.

 Narracja wciąż 1-osobowa, ale chyba przyzwyczaiłam się już do niej, bo pochłonięta całkowicie fabułą, ledwo zwracałam na nią uwagę. Bohaterowie nadal cudowni, pełni nietuzinkowości i wewnętrznego piękna, szczególnie główna bohaterka, Lena, która w tej części już bezapelacyjnie zdobyła moje serce i duszę. A Julian, jej nowy towarzysz... No cóż, sami musicie przeczytać, żeby się dowiedzieć :) Zdecydowanie lepsza od Delirium, chociaż tamtej właściwie nie jestem w stanie nic zarzucić. Mój ulubiony wątek miłosny jest, więc i książka musi być dobra. A pełna napięcia fabuła, styl autorki i urok powieści tym bardziej przemawia na korzyść Pandemonium.

Moja ocena: 10/10

  
 Zrecenzowane części: 
Delirium | Pandemonium | Requiem 


piątek, 23 maja 2014

006. Wszystko, tylko nie mięta







Tytuł: Wszystko, tylko nie mięta
Język oryginału: polski
Autor: Ewa Nowak
Ilość: 174 strony
Wydawnictwo: Pracownia Słów









Ewa Nowak pisze felietony, opowiadania, współpracuje z czasopismami dla dzieci i młodzieży m.in. "Cogito", "Victor Gimnazjalista", "Victor Junior" a także dla dorosłych jak np. "Twój styl" czy "Przyjaciółka". Myślę jednak, że większość może ją kojarzyć ze sławną serią Miętową, jedną z popularniejszych na rynku polskim.

Wszystko, tylko nie mięta opowiada o rodzinie Gwidoszów, a szczególnie o najmłodszym pokoleniu, czyli o Kubie, Malwinie i Maryni. W przypadku tych pierwszych dochodzi do problemów uczuciowych, trudnych relacji z kolegami czy też spraw rodzinnych oraz różnych subiektywnych spojrzeń na otaczający ich świat, na który patrzą przez pryzmat hormonów i jeszcze nie do końca uzyskanej dojrzałości. Gdy pierwszy raz usłyszałam o tej książce, zapragnęłam ją przeczytać. Skojarzyła się mi z Jeżycjadą pani Musierowicz, którą bardzo polubiłam. Czy rzeczywiście jest tak dobra, jak mówią?

Człowiek musi cierpieć, bo inaczej nigdy nie nauczy się doceniać szczęścia. Radość i cierpienie to dwie połówki tego samego jabłka.

Pierwsze, co rzuca się w oczy po przeczytaniu choćby jednej strony, jest język. Prosty, mało wyrazisty i taki... lekki w odbiorze. Dla czytelnika niewymagającego niczego ambitniejszego byłby idealny i pomna na uwagi pani bibliotekarki, że nie jest to klasyk, nad którym będę mogła się rozwodzić i snuć refleksje po skończeniu, przygotowałam się na miłą przerwę pomiędzy kolejnymi (na szczęści ostatnimi w tym roku) partiami nauki. Książka sprawdziła się perfekcyjnie w tej roli, ale tylko w tej. Na nic lepszego nie macie co liczyć. Zawiodłam się trochę na opisach, ale chyba musiałabym przeczytać książkę podobną do Madame Antoniego Libery, by znów nasycić się tym pięknym, plastycznym językiem i stylem pisarskim, bo od skończenia w/w książki nie udało mi się jeszcze sięgnąć po taką samą, równie dobrze napisaną.

Mam wielką słabość do najmłodszych bohaterów w książkach i utwór pani Nowak nie był wyjątkiem od tej reguły. Marynia od początku skradła moje serce i myślę, że jest ona, (a zaraz po niej Kuba), najsympatyczniejszą postacią w tej powieści. Jej urocze, jeszcze niewinne nastawienie do świata, żywiołowość i uwielbienie do cholesterolu było świetnym urozmaiceniem pomiędzy kolejnymi problemami Malwiny i jej starszego brata.

Jedną z rzeczy, którą mogłabym wyróżnić, jest ciekawa fabuła. Pomimo tego, że książka ma zaledwie 174 strony, czytało się ją naprawdę dobrze i chociaż wątki nie są bardzo rozbudowane, a niektóre fragmenty wydawały się wręcz naciągane, po przeczytaniu kolejnej strony, byłam zaintrygowana i czekałam z niecierpliwością, co wydarzy się na następnej. Treść niczego sobie, można by nawet powiedzieć, że w porównaniu do innych polskich autorów, debiut książkowy pani Nowak był udany, ale nie na tyle, by pozostać przy nim na dłużej. Tematy w niej poruszane wydają się być ważne: młodzieńcza miłość, stosunek uczniów do innej orientacji lub niepełnosprawności czy choćby perypetie polskiej rodziny, jednak myślę, że nie dowiecie się niczego, czego sami byście nie wiedzieli, ponieważ tak naprawdę książka nic nowego nie wnosi do naszego życia.

Wszystko, tylko nie mięta jest książką dobrą, wręcz idealną na nudne, pochmurne wieczory, gdy nie ma czego robić w domu, a na wyjście na dwór jest za późno lub za zimno. Kierowana raczej do dzieci i młodzieży, chociaż niejednego dorosłego może zaciekawić; prosta, lekka i przyjemna w odbiorze, z dużą dawką humoru. Nie jest napisana po mistrzowsku, a jednak ma w sobie coś czarującego, przez co nie można się od niej oderwać. Mimo wszystko polecam, chociaż muszę przyznać, że troszkę się zawiodłam.

Moja ocena: 6/10

sobota, 17 maja 2014

005. Jutro 2







 Tytuł: Jutro 2, w pułapce nocy
 Język oryginału: angielski
Autor: John Marsden
Ilość: 270 stron
Wydawnictwo: Społeczny Instytut wydawniczy Znak








To już druga część niesamowicie wciągającej serii autorstwa Johna Marsdena.Tym razem Ellie i piątka pozostałych nastolatków postanawiają przyjść na ratunek dwójce przyjaciół, z którymi stracili kontakt. Są jednak bardzo zdeterminowani by ich odnaleźć, nawet jeśli mieliby zapłacić za poszukiwania wysoką cenę.

Nie od początku pokochałam serię "Jutro". W poprzedniej recenzji narzekałam na opisy i w tej również nie natknęłam się na mistrzostwo zobrazowania świata przedstawionego, ale po zagłębieniu się w akcję nie jest to już tak bardzo widoczne. Przygody, insynuacje i plany głównych bohaterów zaczynają coraz bardziej intrygować i trudno się oderwać od tej książki. Spędziłam cały dzień na pochłanianiu jej treści i nie żałuję, bo była naprawdę ciekawa.

 Nie mieliśmy prawa niczego oczekiwać. Nawet tego, co dotąd było oczywistością - oczywistości to przecież rodzaj oczekiwań, więc i do nich straciliśmy prawo.

John Marsden ma bardzo lekkie i przyjemne w odbiorze pióro, dzięki czemu jego styl może być przyswajany dosłownie przez każdego. Młodzieżowy język, dynamiczna akcja i rozterki bohaterów (na szczęście nie tylko miłosne) czynią tę powieść o wiele lepszą niż początkowo zakładałam. Zwykle druga część każdej serii jest gorsza od pierwszej i trzeciej, jednak ta nie zaniżała poziomu, a nawet wręcz przeciwnie, pochłonęła mnie bardziej niż poprzednia.

Bohaterowie mają odmienne charaktery i to jest na pewno jeden z największych plusów tej książki. Postacie są sympatyczne, chociaż Chris niezmiernie mnie denerwował, co spotkało się z moim poczuciem winy na samym końcu (jak przeczytacie, dowiecie się dlaczego :)). Pomimo tego, że Lee wydaje się być już mniej irytujący, nadal nie zapałałam do niego sympatią. Moje serce wciąż należy do Homera i chyba będzie należało już do końca serii. Do narratorki nic nie mam, ale zdecydowanie bardziej przemawia do mnie Robyn i Corrie, z czego tej ostatniej było naprawdę mało, nad czym trochę ubolewam.

Zabijamy wszystkie gąsienice, a potem narzekamy, że nie ma motyli.

W utworach pana Marsdena bardzo podobają mi się przemiany bohaterów. Lubię psychologię i często na problemy swoje i innych podchodzę z punktu czysto psychologicznego, dlatego jestem pełna podziwu dla autora, że tak dobrze poradził sobie z tym wątkiem. Oprócz akcji i fabuły uwielbiam zwracać uwagę na postaci, ich wewnętrzne zmiany, które ujawniają się dopiero po jakimś czasie. Czasem nawet jest tak, że skupiam się przede wszystkim na tym zamiast śledzić treść, za co często karcę siebie w duchu. Cóż poradzić, taka moja natura. Narracja 1-osobowa zaczyna powoli nabierać dla mnie sensu i stała się kolejnym plusem dla tej książki.

Jutro 2 mimo braku kwiecistych opisów jest naprawdę dobrą książką, a mniemam, że kolejne będą równie dobre, jeśli nie lepsze. Ciekawie wykreowani bohaterowie, intrygująca fabuła i smaczek w postaci przeprowadzanych przez nastolatków akcji zdecydowanie przemawia na korzyść tej powieści. Nie jest lekturą ambitną, ale dla wielbicieli literatury młodzieżowej będzie idealna.
  
Jaka jest przyszłość? To czysta kartka papieru, na której rysujemy kreski, ale czasami osuwa nam się ręka i kreski nie wychodzą tak, jakbyśmy chcieli.

Moja ocena: 8/10

Zrecenzowane części:
Jutro | Jutro 2 | Jutro 3 | Jutro 4 | Jutro 5 | Jutro 6 | Jutro 7

środa, 14 maja 2014

Jakim jestem czytelnikiem? book tag

Nie zostałam imiennie zaproszona do tej zabawy, ale pomyślałam, że warto byłoby zastanowić się chwilę nad tym, jakim tak naprawdę jestem czytelnikiem, więc za radą Scathach postanowiłam napisać co nieco o moich upodobaniach (i ciekawostkach) związanych z książkami:
  •  Kiedy zaczynam książkę, muszę wiedzieć ile ma stron. Jeśli nie mam tej świadomości, nie potrafię się skupić na treści, myślami nadal odchodząc do spekulacji nad ilością kartek. 
  • Nigdy nie wiem, gdzie skończyłam, dlatego moim zbawieniem są zakładki.
  • Z kolei zakładkami może być u mnie wszystko. Chusteczka, bilet z autobusu, zapomniana lub zapisana kartka, ale do serii, cykli, trylogii bądź książek tego samego autora staram się dobierać jedną, jedyną zakładkę. Nie mam ich dużo, więc każda ma swojego przyporządkowanego "właściciela", chociaż zdarza mi się zapominać, która była do którego pisarza :)
  • Mogę czytać wszędzie. Autobusy, tramwaje, szkolne korytarze, luźniejsze lekcje... Czasami nawet, gdy na kogoś czekam, wyjmuję z torby książkę i czytam na stojąco. Widok ludzi, którzy przechodzą obok Ciebie i wpatrują się z niedowierzaniem w powieść (bo przecież ostatni raz widzieli ją w szkole podczas omawiania przymusowych lektur) jest bezcenny. 
  • Uwielbiam słuchać muzyki przy książkach, jednak są takie powieści, przy których muszę mieć ciszę i spokój. 
  • Czytam na stojąco, siedząco, leżąco, z głową wiszącą w dół lub zwinięta w kłębek. Ulubionym miejscem do czytania jest zdecydowanie fotel, szczególnie gdy tata rozpali w kominku :)
  • Książki to rzecz święta. Zdarza mi się zaginać rogi, gdy wrzucę powieść do torby i jeszcze przygniotę ją jakimś podręcznikiem, lecz są to sytuacje niezmiernie rzadkie. Jak pożyczam komuś książki (połowa klasy już wie, że jestem chodzącą biblioteką), muszę sprawdzić po oddaniu, czy nie jest popisana, poplamiona, pozaginana bardziej niż była wcześniej i czy, nie daj Boże, nie jest gdzieś porwana lub przecięta. Jeszcze się nie zdarzyło, by był jakiś problem z oddaną lekturą i oby nie zdarzyło się to nigdy, bo wtedy postawiłabym winnego w bardzo niekomfortowej sytuacji.
  • Potrafię przeczytać dwie książki w jeden dzień i zacząć trzecią. Jeśli czytam serię, cykl czy trylogię, która mocno mnie zaintryguje, jestem w stanie nie jeść, nie pić, nie załatwiać potrzeb fizjologicznych, tylko leżeć w łóżku przez cały dzień i wstawać tylko po to, by podejść do półki i zabrać się za kolejną książkę. 
  • Mam bardzo dziwny nawyk niszczenia zakładek. Podczas czytania nie kontroluję swoich ruchów i zdarza się, że po dwóch godzinach zakładka jest potargana, pomiętoszona lub nawet porwana a ja nawet nie pamiętam, żebym ją ruszała.
  • Mój brat ma okropny zwyczaj dokuczania mi poprzez zabieranie i chowanie mi książek. Jest to o tyle denerwujące, że nigdy nie powie mi, gdzie je schował, nawet pod groźbą kary na komputer lub zdemolowania pokoju. Często wyrywa mi je w trakcie czytania, więc stąd też biorą się zagięte rogi w moich książkach.
  • Czytam od czwartego roku życia i od tamtego czasu nie zdarzył się miesiąc (przynajmniej tak twierdzi mama), w którym nie przeczytałam choćby jednej książki.
Ojej, trochę Was zamęczyłam. Mam nadzieję, że doczytaliście do końca i nie zanudziliście się na śmierć. Nominuję każdego, kto ma ochotę na udzielenie odpowiedzi na pytanie "jakim jestem czytelnikiem?" i pochwalenie się (lub nie) swoimi nawykami :)

sobota, 10 maja 2014

004. Zimowe sny






Autor: Richard Paul Evans
Tytuł: Zimowe sny
Język oryginału: angielski
Cena z okładki: 32,90 zł
Ilość: 288 stron
Wydawnictwo: Społeczny Instytut Wydawniczy Znak


 Życie jest glebą, nasze decyzje i czyny - słońcem i deszczem, ale ziarnami są nasze sny.




Richard Paul Evans jest amerykańskim pisarzem, którego książki pojawiły się na czołowych listach bestsellerów, m.in. New York Timesa. Jego powieści przetłumaczono na 22 języki, bijące rekordy sprzedaży. Jest również laureatem wielu prestiżowych nagród oraz założył i prowadzi akcję charytatywną na rzecz zaniedbanych i wykorzystywanych dzieci.

Jestem świeżo po lekturze "Zimowe sny" i postanowiłam napisać od razu recenzję, póki jeszcze towarzyszą mi emocje związane z czytaniem powieści. Nie chciałabym nawiązywać w żaden sposób do fabuły, ponieważ boję się, że mogę zdradzić Wam za dużo, ale że nie jestem przyzwyczajona do wklejania opisów z okładki, postaram się krótko streścić i przejść do sedna. 

Bohaterem książki jest młody mężczyzna, Joseph Jacobson, który  ma swego rodzaju dar, a mianowicie sny, które w większości sprawdzają się w rzeczywistości. W książce został przedstawiony jako narrator własnej historii co, nie powiem, niezbyt mi pasowało przy początkach, ale przymknęłam na to oko. Poznajemy go jako ambitnego, kreatywnego człowieka, pracującego w rodzinnej firmie i ulubionego syna swojego ojca. Jest to duże wyróżnienie, ponieważ w rodzinie jest ich aż... trzynaścioro, dwunastu braci i córka. Właściwa akcja rozpoczyna się, gdy bohater zostaje zmuszony przez zazdrosnych braci do przeprowadzki do innego miasta i rozpoczęcia nowego życia.

Poczułem się, jakbym planował własny pogrzeb. I w pewnym sensie tak było. Życie, jakie miałem do tej pory, minęło bezpowrotnie.

Powieści Evansa mają to do siebie, że nie brakuje w nich prawie niczego, co sobie cenię w książkach podczas czytania. Ciekawa fabuła, nieprzewidywalność, przyjaźni, pięknie wykreowani bohaterowie oraz niesamowite ciepło i urok, które płynie z każdej strony, z każdego słowa napisanego przez autora. Jednym z wielu plusów, były polskie wątki, które przeplatały się z fabułą, a cytat:"Oprócz madame Curie pierogi są największym darem Polaków dla ludzkości" zdecydowanie najbardziej zapadł mi w pamięci :) Właściwie książka nie ma praktycznie nic wspólnego z fantastyką, którą zwykle czytam, ale to dobrze, bo od czasu do czasu warto się oderwać od jednego gatunku i poznać inny, może bardziej, może mniej ciekawy, ale doświadczenie pozostaje i to od nas (i oczywiście powieści) zależy, czy wrócimy do podobnej tematyki.

Najcenniejsze nauczki, jakie dostajemy od życia to często te, których najbardziej pragniemy uniknąć.

Jestem oczarowana. Pamiętam, że "Zimowe sny" zaczęłam czytać wczoraj, dwadzieścia minut przed dwudziestą czwartą i już o pierwszej byłam w połowie. Zdecydowanie za szybko mi się ją czytało, ale zostawiłam sobie resztę na dzisiaj rano i jestem z tego zadowolona, bo dzięki temu przedłużyłam sobie możliwość obcowania z tym pięknym światem stworzonym przez pana Richarda. Nie mogłam się oderwać o jednego choćby słowa, tak bardzo byłam zaintrygowana przygodami głównego bohatera. Nawet teraz, pisząc już recenzję, nie potrafię napisać niczego konstruktywnego. Emocje muszą opaść :)

Czy mądrością jest szukanie tego, co nas zrani najbardziej? Czy bolesna prawda jest lepsza od błogiej niewiedzy?

Może teraz bardziej od strony technicznej - jest tylko jeden mankament tej książki. Opisy. Każdą kolejną powieść Evansa czytam z większym zafascynowaniem i ciekawością, jednak to nie przeszkadza mi (a szkoda) w dostrzeżeniu bardzo ubogiego zobrazowania świata rzeczywistego. Nic nie mogę zarzucić tej powieści, absolutnie nic!, oprócz tego. Już nawet przymykam oko na dużą ilość dialogów, ale, na Miłość Boską, nie mogłam znaleźć w tekście nic, co uratowałoby autora przed moją krytyką dotyczącą opisów. Żadne objaśnienie nie było wystarczające, po przeczytaniu całości miałam taki niedosyt, że rozczarowanie przysłoniło mi na chwilę całe zakończenie i sens książki, jednak ta wada nie wpłynęła w żadnym wypadku na moją ocenę. Pod tym względem byłam bardzo subiektywna :)

Błędów możesz uniknąć tylko w jeden sposób - nie robiąc nic, ale to błąd największy z możliwych.

Jestem całkowicie rozbita, ale jak tak czytam tych kilka zdań skleconych dla Was, to widzę, że tak naprawdę nie wyjaśniłam Wam, o czym jest ta powieść. Tak naprawdę sama nie wiem tego do końca, bo jestem pewna, że każda osoba znajdzie tutaj coś innego, swojego. Dla mnie była to przede wszystkim książka o nie poddawaniu się, parciu przed siebie, choćby cały świat był przeciwko. O ambicji, sprawiedliwości i trzech rodzajach miłości - braterskiej, ojcowskiej i partnerskiej, ale przede wszystkim autor w tej powieści zamieścił piękną i wzruszającą lekcję o przebaczaniu. Nie mogę zapomnieć o wspaniałych myślach i spostrzeżeniach bohatera, które również są charakterystyczne dla utworów Evansa, ale zawsze zaskakują swoją prostotą i wewnętrznym pięknem. Mogłabym poświęcić przynajmniej kilka postów rozwodząc się nad każdym z nich, ale pewnie tego nie zrobię, by Was nie zanudzić, więc w recenzji zamieszczę tylko te najlepsze. Niektórzy mogą powiedzieć, że są bardzo banalne i nie wnoszą nic nowego, jednak dla mnie są po prostu wspaniałe i nie wyobrażam sobie bez nich życia.

 Czasami nasze najokrutniejsze czyny nie wynikają z zamiaru, żeby kogoś skrzywdzić, ale z naszych niedostatecznych starań, żeby tej krzywy nie wyrządzić.

Moja ocena: 10/10

piątek, 9 maja 2014

Serie, cykle, trylogie, czyli o marzeniach czytelniczych na ten rok

Nie, to jeszcze nie recenzja, ale mam nadzieję ją jutro dokończyć, a póki co postanowiłam podzielić się z Wami moimi marzeniami czytelniczymi na ten rok, a dokładniej trylogiami, cyklami i seriami, które bardzo chciałabym przeczytać, zacząć lub dokończyć. Nie lubię pisać wstępów, więc może przejdźmy do sedna:

Jedną z moich ulubionych serii jest "Pieśń Lodu i Ognia" George'a R. R. Martina. Aktualnie jestem po "Nawałnicy Mieczy" i w czerwcu (lub lipcu, to się okaże) zamierzam kontynuować czytanie. Gdyby nie Emmist, pewnie nadal żyłabym w nieświadomości, że istnieją tak cudowne książki i tak wciągający serial. Wielkie dzięki, kochani! <3





Kolejna to "Władcy Pierścieni", o której mam bardzo... skrajne uczucia. Z jednej strony wspaniały, plastyczny język, opisy, które zniewalają swoją dokładnością i autentycznością, ale czytając pierwszą część przyłapywałam się na tym, że nie wiedziałam, gdzie są w danym momencie bohaterowie. Wiersze i piosenki jak najbardziej na plus, reszta... no cóż, może jak dojrzeję do tego tekstu, wezmę się za kolejne części :)
+ te piękne okładki, które wołają z półki: przeczytaj mnie, przeczytaj mnie!





 Następna seria pewnie jest znana z dość pokaźnej liczby tomów. Mówię oczywiście o "Zwiadowcach". Dużo o niej słyszałam i większość opinii była bardzo dobra, więc książki Johna Flanagana są również na mojej liście, choć nie ukrywam, że zabiorę się za nie w dość dalekiej przyszłości. Aktualnie liczą sobie 12 części, 13 wyjdzie chyba jeszcze w tym roku, więc fabuły na pewno nie zabraknie :)




Pewnie większość słyszała o Sarze Shepard i jej słynnej serii "Pretty Little Liars". Jeśli nie, myślę, że jest to dobry czas, by wreszcie się o niej dowiedzieć :) Książki adresowane bardziej do czytelniczek, ale dla panów może też coś się znajdzie. Te powieści są u mnie na zaszczytnym drugim miejscu do przeczytania (zaraz po GoT). Wielkie podziękowania dla Topolka za zachętę do czytania :*




Ostatnia, równie ciekawa i pobudzająca mój "głód czytelniczy" to oczywiście seria GONE. Zachwyca fabułą, niesamowitą akcją, dobrze wykreowanymi bohaterami... ale czy tak jest naprawdę? Tego dowiem się, jak tylko ją przeczytam :) Nie ukrywam, że już naprawdę nie mogę się doczekać <3




Z tych, które chciałabym, ale nie mam pojęcia, kiedy mogłabym znaleźć na nie czas (jak dla wszystkich moich książek) to:
- Więzień Labiryntu - James Dashner
- Przez burzę ognia - Veronica Rossi
- Legenda - Marie Lu

...i wiele, wiele innych. Oczywiście, jestem w trakcie czytania Jutra, które naprawdę zaczarowało mnie swoją fabułą, a że w mojej naturze leży kończenie wszystkiego, co się zaczęło (dlatego nie lubię czytać cyklu książek, które nie zostały jeszcze wydane), nie potrafię się oderwać od tego i zacząć Inferno. Może znajdę w sobie trochę więcej wolnej woli i skończę wreszcie Księcia Mgły? Chcieć to móc. 
A Wy? Macie jakieś serie czytelnicze zaczęte lub w planach? Może też lubicie czytać wszystkie tomy po kolei jak ja albo brać się za jedną i urozmaicać sobie czytanie innymi gatunkami? Jak to wygląda u Was? :)

poniedziałek, 5 maja 2014

Wiosenny stosik (maj)

Po egzaminach można pozwolić sobie na trochę odpoczynku, dlatego w tym miesiącu postanowiłam nadrobić całą książkową serię zaczętą w kwietniu. Postaram się urozmaicić sobie czytanie cyklu innymi lekturami (jak ta na zdjęciu na samym dole), ale o planach majowych za chwilę.



Jak widać, książki prezentujące się na ten miesiąc nie są zróżnicowane i poprzeplatane innymi powieściami, jak zwykłam robić podczas czytania długich serii, ale wiąże się to z niesamowicie szybką fabułą Jutra, którego nie jestem w stanie tak po prostu odłożyć na półkę i sięgnąć po coś innego. Mamy tutaj:
- od 2 do 7 części Jutra Johna Marsdena, z czego 2 i 3 już przeczytałam (na dniach powinny pojawić się recenzje), a zaraz zabieram się 4.
- Inferno Dana Browna - tę książkę ukradłam tacie z szuflady, ale on jest już dawno po lekturze, więc ma nadzieję, że się nie pogniewa.

Poza utworami prezentowanymi na zdjęciu mam jeszcze chęć dokończenia Księcia Mgły jednego z moich ulubionych pisarzy, Carlosa Ruiza Zafona (niestety na e-booku) oraz, jeśli nie będzie w tym miesiącu więcej sprawdzianów niż zwykle, zabiorę się za kolejną książkę wyżej wymienionego autora. Miałam jeszcze ambicję skończyć drugi sezon American Horror Story, ale po obejrzeniu 1 odcinka, nie jestem pewna, czy mi się to uda.

Mam nadzieję, że przeczytam przynajmniej połowę, bo znając mnie, to zawyżę sobie poprzeczkę niemożliwą do zdobycia, a potem zostanie tylko rozczarowanie. Ale przecież książek nie czyta się na ilość, lecz na jakość, nieprawdaż? A Wy jakie snujecie plany na maj? Macie już określone cele i powieści, czy może będziecie wybierać sobie spontanicznie, raz tą raz tamtą do czytania? :)

Jeszcze taka mała prośba: szukam książki o tematyce związanej z I Wojną Światową, najlepiej gdyby nie był to sam dokument pełen suchych faktów. Jeśli znacie takie utwory, to napiszcie mi w komentarzu, będę bardzo wdzięczna za każdą pomoc :)

niedziela, 4 maja 2014

003. Delirium







Tytuł: Delirium
Język oryginału: angielski
Autor: Lauren Oliver
Ilość: 360 (e-book: 286)
Wydawnictwo: Otwarte


"Kocham cię. Pamiętaj. Tego nam nie odbiorą."





Delirium jest pierwszą częścią trylogii napisaną przez amerykankę, Lauren Oliver. Oprócz Pandemonium i Requiem (sequele Delirium) autorka napisała również książki poświęcone poszczególnym bohaterom serii, za które mam nadzieję się zabrać, jak tylko zostaną wydane w Polsce.Na razie chciałabym jednak bliżej przyjrzeć się początkom i spróbować Wam opisać, co czułam podczas czytania, co nie będzie chyba takie łatwe, jak w ostatniej recenzji.


Czy gdyby miłość była chorobą, chciałabyś się wyleczyć? - tak brzmi zdanie, które możemy przeczytać na okładce wydawnictwa Otwarte i właśnie ono rzuca się chyba najbardziej w oczy. Nie przeczę, że gdy pierwszy raz zobaczyłam tę książkę, zapragnęłam ją przeczytać. Nie tylko ze względu na oprawę, która mnie zaciekawiła, ale również opis. Powieść przenosi nas do świata, gdzie miłość jest traktowana jako choroba, którą po przekroczeniu pewnej granicy wiekowej się leczy. Główna bohaterka, Lena - narratorka całej historii - ma jeszcze przed sobą trzy miesiące, po których zostanie poddana zabiegowi mającemu na celu wyplenienie z niej najsilniejszego uczucia, jakie widział świat i... nie może się tego doczekać. Najlepiej zrobiłaby to od razu, by nie narażać się na "chorobę" i jej skutki. Poznajemy ją jako osobę trzymającą się zasad, przepisów, nie wykraczającą poza normę tamtej rzeczywistości. Oczywiście wszystko się zmienia, jak tylko spotyka na swojej drodze Alexa.


Ktoś by powiedział: książka jak książka. Jest główny wątek miłosny, wątek przyjaźni a nawet, jak ostatnio w wielu powieściach się zdarza, okazuje się, że Lena się sierotą, wychowującą się u krewnych. Nie powiem, zirytowała mnie kolejna bohaterka, która straciła rodziców, jednak nie zraziłam się tym i brnęłam dalej, za co sobie teraz w duchu dziękuję. Dlaczego?
Samego utworu nie potrafię opisać słowami. Pamiętam jeszcze, jakie emocje mi towarzyszyły przy czytaniu i do dziś jestem zdumiona, jak wiele uczuć mogłam wtedy w sobie pomieścić. Radość, rozczarowanie, zdumienie, smutek, gniew na fikcyjne postaci, zachwyt Alexem - ideałem mężczyzny, strach i na samym końcu rozpacz. Byłam wstrząśnięta zakończeniem, jakie nam zaserwowała pani Oliver i chociaż teraz już wiem, dlaczego tak postąpiła, w owym czasie miałam chęć rzucić telefonem (czytałam w formie e-booka, bo nie miałam dostępu do papierowej wersji) przez całą szerokość pokoju, a najlepiej jeszcze przejechać go walcem. Wszystkie pozytywne emocje, które posiadałam, wyparowały, a na ich miejscu pojawiły się tylko złość, smutek i rozgoryczenie. Musiało minąć trochę czasu zanim ochłonęłam i zdobyłam się na otarcie łez.

Uważam, że wszystko w tej książce jest piękne. Może akcja nie zachwyca dynamiką, niektóre momenty mogą się niektórym dłużyć, ale każdą literkę, każde zdanie czytałam z zapartym tchem (wiem, powinnam już nie żyć) i tak samo było podczas poznawania kolejnych części.Główna bohaterka zyskała moją sympatię (nie tylko ze względu na imię), chociaż największym uczuciem darzę chyba Gracie. Jeśli przeczytacie, zapewne domyślicie się dlaczego :)

"Możecie zbudować mury aż do nieba, a mnie i tak uda się nad nimi przefrunąć. Możecie mnie przygwoździć do ziemi tysiącami karabinów, a i tak stawię opór. I jest nas tutaj wielu, więcej, niż wam się wydaje. Ludzi, którzy nie pozwolili sobie odebrać wiary. Ludzi, którzy odmówili zejścia na ziemię. Ludzi, którzy kochają w świecie bez murów, kochają aż po nienawiść, aż po bunt, wbrew nadziei i bez lęku."

Nie da się jednoznacznie określić tej książki. Ona zachwyca, oczarowuje czytelnika, zaprasza do świata, którego jeszcze nie poznał i sprawia, że chce się tam przebywać do końca życia. Piękno zawarte w tej powieści jest tak proste, prawdziwe i naturalne, a jednocześnie ozdobione cudownymi metaforami i porównaniami, że po przeczytaniu utworu trudno zebrać myśli. Mieszanka emocji, uczuć, rozczarowań i poświęcenia - jedna z najlepszych książek, jakie przeczytałam w tym roku, gorąco polecam!


Moja ocena: 9/10

Zrecenzowane części:
Delirium | Pandemonium | Requiem

sobota, 3 maja 2014

002. Jutro, kiedy zaczęła się wojna







Tytuł: Jutro, kiedy zaczęła się wojna
Język oryginału: angielski
Autor: John Marsden
Ilość: 270 stron
Wydawnictwo: Społeczny Instytut Wydawniczy Znak








Nie ukrywam, że kiedy tylko dowiedziałam się o tej serii, zapragnęłam przeczytać choćby jedną z części, by sprawdzić, czy faktycznie jest tak dobra, jak wszyscy sądzą (przy wyborze lektury często sugeruję się opiniami na jej temat). Czy się zawiodłam? Mogę z czystym sumieniem napisać, że nie. Dlaczego? 

Książka opowiada o grupie przyjaciół, którzy wybrali się na wycieczkę w góry, po której wróciwszy zastali nowe Jutro, a w nim brak dorosłych i martwe zwierzęta. Od tamtej pory ich życie diametralnie się zmienia, a świat, w którym nagle przyszło im egzystować, tworzy nowe zasady, do których muszą się przystosować. Czy nastolatkom uda się przetrwać? 

Gdy zaczęłam czytać pierwszą część, na początku rzuciła mi się w oczy narracja 1-osobowa. Muszę przyznać, że nie lubię jej i wolę trzecią, jednak tylko z jednego powodu: zazwyczaj bohaterowie opowiadający swoją historię, są dla mnie niezwykle denerwujący. Skupiają się na sobie, nie zwracają uwagi na reakcję, zachowanie i uczucia innych postaci, mówiąc wyłącznie ja, ja, ja i czują się wielce pokrzywdzeni, gdy przynajmniej raz na 10 stron nie zostaną docenieni za swoje "wielkie" zasługi. Dlatego też byłam mile zaskoczona, kiedy czytając Jutro nie spotkałam się z litowaniem nad sobą, dawnym życiem czy nowymi prawami, jakimi rządził się nowy świat. Owszem, zdarzyło się, że bohaterka była zdezorientowana, gubiła się w swoich uczuciach (co mogło nieco irytować czytelnika), ale nie idealizowała siebie, a przynajmniej ja tak tego nie odebrałam. Za to autorowi należy się niewątpliwie duży plus.

Kolejnym jest niesamowite napięcie, które po przeczytaniu pierwszych 50 stron towarzyszy czytelnikowi (z małymi przerwami) do końca. Ostatnie strony były dla mnie tak wielkim zaskoczeniem, że bez wahania sięgnęłam po drugą część i dzięki temu opuściłam cały obiad i część kolacji. Akcja jest bardzo dynamiczna, fabuła za to nieprowadzona zwykłymi schematami, a krętą i wąską ścieżką tajemnic, zagadek i domysłów bohaterów. Wspaniały klimat zbudowany przez pana Marsdena jest wręcz namacalny i to jeden z wielu elementów, które mnie w niej zachwyciły.

Niestety, muszę przyznać, że w porównaniu do ciekawej fabuły, zabrakło mi opisów. Znam realia i wiem, że większość czytelników zwraca uwagę na bohaterów, ich losy i kreacje, a przedstawienie świata, w którym było dane im żyć jest dla nich zdecydowanie mniej interesujące, jednak sądzę, że książka, bardzo dobra książka, powinna zawierać jakieś wyjaśnienia dotyczące rzeczywistości postaci. Niekiedy wszystko było całkiem ładnie i zgrabnie opisane, a innym razem coś aż się prosiło o głębsze i bardziej wyczerpujące zobrazowanie, lecz zostało całkowicie lub chociaż częściowo pominięte. Jestem wielką zwolenniczką takich objaśnień, bo pomimo tego, że nie mogę narzekać na brak wyobraźni, czasami po prostu lubię mieć jasną i przejrzystą sytuację i to dotyczy również książki. Podczas czytania niejednokrotnie przyłapywałam się na tym, że nie wiedziałam, gdzie jestem i na czym skończyłam, ponieważ nagle bum! przeskakuje się do następnego miejsca. Może to przez moją dekoncentrację albo nieuwagę, ale było to jednak trochę uciążliwe.

Cóż mogłabym napisać o bohaterach? Wszystkie postacie są oryginalne, każda ma własną wolę i osobowość, jedne bardziej złożoną, inne mniej, ale to nie czyni ich w żadnym stopniu mniej interesującymi. Jeśli chodzi o kreację, to nie mam żadnych zastrzeżeń, a nawet wręcz przeciwnie, mile zaskoczyła mnie nietuzinkowość i sposób, w jaki główna bohaterka ich opisuje. Z wielką przyjemnością śledziłam zmiany, jakie w nich następowały i dojrzałość, która pojawiała się wraz ze świadomością na kolejnych stronach powieści. Najbardziej do gustu przypadła mi Robyn ze względu na jej pełną podziwu wiarę, ale nie zapałałam sympatią do Lee. Może w następnych częściach to się zmieni? Irytowało mnie jednak, że autor chciał połączyć (prawie) wszystkich w pary. Rozumiem, każdemu należy się miłość i doza uczucia, ale nie przesadzajmy. 

 "Jednego jestem pewna: musimy trzymać się razem. Chwilami doprowadzamy się nawzajem do szału, ale nie chcę tu skończyć sama jak pustelnik. [...] Ludzie tak bardzo krzywdzą się nawzajem. Mózg mi podpowiada, że muszą być źli. Ale serce nadal nie jest przekonane. Mam tylko nadzieję, że uda nam się przeżyć."

Całość czytało mi się lekko i przyjemnie. Język nie jest może jakiś wyszukany, ale jest to książka dla młodzieży, więc nie oszukujmy się, że będzie ona napisana idealnym 13-zgłosowcem (swoją drogą - kto by to wtedy czytał XD), lecz zaskoczyła mnie przede wszystkim ciekawą akcją (szczególnie w kolejnych częściach) i bardzo dobrym wykreowaniem bohaterów. Odwaga, przyjaźń, poświęcenie - zdecydowanie polecam, zarówno młodszym, jak i starszym :)

Moja ocena: 8/10

Zrecenzowane części:
Jutro | Jutro 2 | Jutro 3 | Jutro 4 | Jutro 5 | Jutro 6 | Jutro 7

czwartek, 1 maja 2014

Podsumowanie kwietnia

Dopiero rozpoczynam przygodę z blogowaniem, jednak chciałabym już teraz podzielić się z Wami książkami, które miałam szczęście przeczytać w poprzednim miesiącu. Nie jest ich jakoś specjalnie dużo, jednak jestem dumna, że wygospodarowałam chociaż troszkę czasu na oderwanie się od przygotowań egzaminacyjnych i spędzania go wśród moich papierowych przyjaciół :)

Przeczytane książki:
My, dzieci z Dworca ZOO - Christiane Felscherinow
Delirium - Lauren Oliver
Pandemonium - jw.
Requiem - jw.
Mechaniczny Anioł - Cassandra Clare
Mechaniczny Książę - jw.
Mechaniczna Księżniczka - jw.
Jutro, kiedy zaczęła się wojna - John Marsden

To daje 3092 stron miesięcznie, ok. 103 strony dziennie, z czego jestem całkiem zadowolona. Mogło być gorzej, ale mogło być też lepiej.

Blog został założony niedawno, więc nie miałam jeszcze czasu, by coś zrecenzować, ale mam nadzieję, że w tym tygodniu uda mi się napisać przynajmniej trzy posty dotyczące książek i jakąś bonusową notkę, żebyście mogli mnie lepiej poznać :)


Kwiecień się skończył, ale to nie znaczy, że nauka i oceny poszły w niepamięć. Teraz trzeba starać się za trzech, żeby wyciągnąć satysfakcjonującą średnią na koniec gimnazjum i zakończyć edukację na tym szczeblu. Dni są coraz dłuższe, więc jestem pewna, że więcej czasu poświęcę książkom i, już od teraz, recenzjom :) Z pierwszym postem miałam czekać do szablonu, ale Astroo się nie wyrobił i wygląd bloga stoi na razie pod znakiem zapytania. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
 Obiecałam sobie, że ten miesiąc będzie należał również do seriali. Mam do skończenia 5 sezon Glee oraz Sherlocka a w planach pojawił się American Horror Story, Breaking Bad, Pretty Little Liars i wiele, wiele innych. Oczywiście nie muszę wspominać, że co poniedziałek czeka na mnie kolejny odcinek Gry o Tron, których wyczekuję z niecierpliwością!
 A Wam jak minął kwiecień? Dużo książek? A może więcej nauki lub oglądania seriali? Jeśli moglibyście mi coś jeszcze polecić, nie tylko z powieści, piszcie śmiało :)

001. Harry Potter

To nie będzie zwykła recenzja, tak jak nie jest to zwykły cykl książek. Długo zastanawiałam się, jak przekazać Wam moje uczucia do tej serii, bo nie potrafię ich opisać jednym słowem, ba!, jednym zdaniem czy akapitem. Na to zdecydowanie potrzeba więcej miejsca, ale może zacznę od początku.

Jak pewnie większość z Was wie, Harry Potter to cykl powieści dla dzieci i młodzieży opowiadającej o młodym czarodzieju, który w wieku niemowlęcym stracił rodziców i od tamtego czasu musiał wychowywać się z mugolskimi krewnymi. Czytając pierwszą część, poznajemy go jako 11-letniego chłopca, który zostaje wręcz brutalnie wepchnięty do świata czarów, różdżek i niezwykłych stworzeń. Po otrzymaniu listu z przyjęciem go do Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, rozpoczyna naukę, a jego dotychczasowe życie diametralnie się zmienia. Poznaje nowych przyjaciół, przeżywa wiele wspaniałych przygód i, oczywiście jak w każdej książce, spotyka miłość swojego życia. Jednak nie obyłoby się bez złej postaci - taką osobą jest Lord Voldemort, który wraz ze swoimi poplecznikami sieją zamęt i chaos w całym społeczeństwie czarodziei, a przede wszystkim - w życiu Harry'ego.





Mogłabym tutaj rozwodzić się nad bohaterami, przytoczyć Wam pełne szczegółów, zagadek i tajemnic losy każdego z nich, jednak nie będę tego robić, bo uważam, że Harry Potter jest lekturą obowiązkową, bez względu na wiek, płeć, religię i rasę, a nie lubię zdradzać zakończenia książki lub filmu (tzw. spojlerować).
Moją ulubioną książkową postacią jest chyba Luna; z charakteru najbardziej do mnie pasuje, bo zawsze mówi co myśli, jest marzycielką i potrafi poświęcić się dla przyjaciół - jak ja. Nie wyobrażam sobie całej sagi bez niej - to jak czytać powieść, z której jest wyrwane kilkanaście kartek. Zdecydowanie bardziej do gustu przypadła mi filmowa Hermiona i to oczywiście ze względu na grającą ją Emmę Watson, która jest moim wzorem i boginią (Emmist forever <3), jednak inni bohaterowie również są interesujący i nietuzinkowi, więc jeśli jeszcze nie sięgnęliście po Harry'ego Pottera, powinniście to zrobić natychmiast.



Czytając recenzje o HP, w większości z nich pojawia się akapit, w którym autor pisze, czego książki pani Rowling go nauczyły (w internecie jest na ten temat również bardzo dużo demotywatorów i obrazków), więc ja postanowiłam trochę odstąpić od kanonu :) Kto kiedykolwiek czytał - wie, kto nie - na pewno się dowie. Z mojej strony mogę jeszcze tylko dodać, że prawdy życiowe, którymi "karmił" nas w powieści prof. Dumbledore są powszechnie znane, a jednak opisano je tak prosto i ładnie, że nie sposób nie zatrzymać się nad nimi dłużej i pomyśleć, jak mogłyby sie odnieść do naszego życia i co tak naprawdę oznaczają.

Trzeba być bardzo dzielnym, by stawić czoło wrogom, ale tyle samo męstwa wymaga wierność przyjaciołom. 

 Chociaż minęło wiele lat odkąd sięgnęłam po pierwszą część przygód młodego czarodzieja, wciąż czuję tę magię czającą się w powietrzu, kiedy zagłębiałam się w losy bohaterów i przeżywałam z nimi każdą zagadkę, każdą wątpliwość, jaka pojawiała się w ich głowach, myśląc równie intensywnie jak oni nad rozwiązaniem jej. Nie wyobrażam sobie początków czytania bez pani Rowling i jej powieści i chociaż po parokrotnym przeczytaniu całej serii przestałam ją postrzegać jako bardzo ambitną lekturę (człowiek dojrzewa, nie ma co zaprzeczać), to mam do niej wielki sentyment i ocena jej nigdy nie spadnie w moich oczach, tak jak talent autorki :)

Ocena: Poza skalą :)