piątek, 27 czerwca 2014

Wakacje spędzę z...

 Post sponsorowany przez Topolka i zawiera lokowanie produktu w postaci reklamy jej cudownego bloga (KLIK), dzięki któremu stworzyłam własnego [oczywiście ten niespodziewany pomysł wpadł mi do głowy również za sprawą Julki i jej bloga (KLIK), dziękuję, kochana :*], a pragnę też nadmienić (jak to beznadziejnie brzmi ;-;), że Topol jest pomysłodawczynią tego oto postu, za co ma wielkie, wielkie dzięki ode mnie (nie jestem pewna, czy to zdanie jest poprawne gramatycznie) :')

Dzisiaj chyba jest jakiś specjalny dzień. Urodziny kuzynki? Nie, to nie to. Imieniny wujka? Może, jednak ja nie mam żadnego Władysława w rodzinie, więc to nadal nie jest to. Zastanówmy się... 27 czerwca - co Wam mówi ta data? Ooo, prawdopodobnie myślimy o tym samym... Nie? Tak. Tak, tak, TAK!
Wakacje!
Na tę chwilę większość z nas czekała od września, odliczając w swoim kalendarzyku i skreślając żmudnie kolejne cyferki, by dzisiaj triumfować i cieszyć się oficjalnymi wakacjami! Słońce, plaża (ekhem komputer ekhem), filmy, seriale i miliony książek, które będą nam towarzyszyć w ostatnim zakątku czerwca, z każdej strony lipca i przy spadających gwiazdach w sierpniu. Ten magiczny czas zamierzam spędzić z moimi najwspanialszymi przyjaciółmi, rodzicami i dziećmi - książkami! <3
A co w szczególności na mnie czeka? Otóż wakacje spędzę z...


zarówno z książkami z tej serii (niestety w formie ebooka), jak i z...


serialem!

 

Również w planach mam dokończenie Sherlocka...


a także czeka mnie końcówka drugiego sezonu i cały trzeci American Horror Story.

Nie zapominajmy jednak o Przyjaciołach!


Ale, co chyba najważniejsze, całe dwa miesiące spędzę wręcz zakopana w książkach! Na pierwszy ogień idzie piękny stosik, z którego te oto cuda przywędrowały do mnie dzisiaj <3 Czyż nie są piękne?





Mamy tu takie skarby jak:
- Grę anioła i Więźnia Nieba Carlosa Ruiza Zafona, czyli kolejne części Cienia Wiatru, który był jedną z najlepszych książek, jaką kiedykolwiek czytałam!
- Rękę Mistrza Stehena Kinga i jest to polecona książka mojej dobrej koleżanki, która bardzo ją zachwalała. To nie będzie moje pierwsze spotkanie z autorem, więc mam duże oczekiwania względem tej lektury.
- Niemego świadka oraz Zło czi się wszędzie Agaty Christie nie zamawiane co prawda z Arosa, ale kupione podczas akcji Karmimy Psiaki w Katowicach po 5 złotych każda. Aż żal było nie kupić.
- Bliżej słońca Richarda Paula Evansa i jest to o tyle ważna dla mnie książka, że jej akcja będzie rozgrywała się w Peru, jednym z 5 moich ulubionych państw, więc tym bardziej jest ona na mojej liście MUST READ i MUST HAVE. No i moja znana wszystkim słabość do Evansa... <3
- Charlie Stephena Chbosky polecony przez Topolka :) Oglądałam już film i mam wielkie oczekiwania w stosunku do tej książki. 
- Hopeless Collen Hoover, o której słyszę dosłownie wszędzie,
- Trylogia Legendy Marie Lu polecana przez wielu recenzentów,
- Gwiazd naszych wina oraz 19 razy Katherine Johna Greena - co prawda czytałam tę pierwszą, ale i tak zamierzam do niej wrócić w wakacje. No i nie mogę się doczekać, co mi przyniesie ta druga :)
- Złodziejkę książek Markusa Zusaka i jest to najbardziej wyczekiwana przeze mnie książka z tego stosiku. Przyjaciółka polecała mi ją całym sercem i duszą, a to już coś znaczy, zaś po ciekawej       recenzji Furgi wiedziałam, że to na pewno książka dla mnie. No i cudowna, piękna oprawa, w której się zakochałam <3


Do tego zamierzam poświęcić się wreszcie całkowicie Pieśni Lodu i Ognia, ponieważ zakończyłam Nawałnicę Mieczy i aż rwę się do czytania kolejnych części! Te również prezentują się cudownie:



Na pewno znajdą się tutaj również książki pożyczone od przyjaciół, wypożyczone z bibliotek lub zaadoptowane z antykwariatów (na nowe już brakuje pieniędzy ;__;), ale oficjalna lista czytelnicza znajduje się powyżej i według mnie prezentuje się naprawdę ładnie. Już się nie mogę doczekać, aż to wszystko przeczytam i obejrzę. O tak, te wakacje zapowiadają się cudownie <3

A jak Wy spędzicie wakacje?  
Może już coś czytaliście lub oglądaliście z tego stosu? 
Jakie były Wasze odczucia?

wtorek, 24 czerwca 2014

012. Jutro 4






Tytuł: Jutro 4, przyjaciele mroku
Język oryginału: angielski
Autor: John Marsden
Ilość: 270 stron
Wydawnictwo: Społeczny Instytut Wydawniczy Znak









Tak, moi drodzy, to już moje czwarte spotkanie z twórczością Johna Marsdena. Muszę przyznać, że spośród wszystkich części, okładka tejże najbardziej mi się podoba, szczególnie ujęła mnie gra kolorów na niej przedstawiona. Nijak nie pasuje mi tutaj nazwisko autora na tej chmurze - wydaje się być oderwane od tej scenerii; wepchnięte tu wręcz na siłę - ale krajobraz jest naprawdę śliczny i szczerze powiem, że po przeczytaniu trzeciej części, byłam bardzo ciekawa, co też się stanie w kolejnej. Czy Jutro 4 zaskoczyło mnie czymś pozytywnym?

 Czasami warto zmienić zdanie. To znaczy, że człowiek myśli.

O tak, zdecydowanie. Fabuła jak w poprzednich częściach pochłania czytelnika, nie dając mu ani chwili wytchnienia - nie miałam jak oderwać się od tej książki - tak mnie wciągnęła. Ani się obejrzałam, a już byłam w połowie - wystarczyło mrugnąć, by przewrócić ostatnią stronę i odczuć charakterystyczne podekscytowanie towarzyszące nam nieodmiennie po skończeniu kolejnej powieści Marsdena. Z każdą następną patrzę z większym podziwem na autora, zastanawiając się, jak udaje mu się prowadzić pełną napięcia akcję, jednocześnie dając chwile oddechu bohaterom na ich własne rozterki i wątpliwości. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć: brawo, panie Marsden! Udało się panu.

 Strach czyni z człowieka egoistę.

Wraz z każdą przeczytaną kartką utwierdzałam się w przekonaniu, że wpadłam. Całkowicie, bezapelacyjnie wpadłam - jak śliwka w kompot. Świat wykreowany przez autora jest tak intrygujący, że już od dawna przestałam zwracać uwagę na ubogą zawartość opisów. Przyznam się, w pierwszej części irytowało mnie to, jednak teraz, gdyby ktoś chciał dopisać coś nowego do świata przedstawionego, byłoby to zdecydowanie nie na miejscu - wyszłoby to po prostu nienaturalnie. Akcje partyzanckie, jakie przeprowadzają Ellie i jej przyjaciele skutecznie odciągają moją uwagę od minusów tej powieści. Sama nie wiem, co mogłabym napisać o wadach, ponieważ na dzień dzisiejszy w głowie mam pustkę i jestem pewna, że w najbliższym czasie to się nie zmieni, ponieważ autor tak sprytnie wszystko maskuje, że czytelnik po przeczytaniu jest jedynie zdezorientowany i głodny nowych wrażeń.

Tak działa wojna. Albo zabija cię od razu, albo niszczy po kawałku. Tak czy inaczej cię dopada.
Co mogłabym napisać nowego o bohaterach? Cóż, widać, że z każdą częścią zachodzą w nich zmiany, z których nie zawsze zdają sobie sprawę. Oczami głównej bohaterki, Ellie, możemy poznawać ich powolne przystosowywanie się do wojny. Teraz jak wspomniałam o narracji, wypadałoby dodać o niej kilka zdań. Tak się składa, że nigdy nie byłam przekonana do pierwszoosobowej (i chyba nigdy się do niej nie przekonam), jednak tutaj jest bardzo na miejscu. Akcja z każdą kolejną powieścią przyśpiesza i teraz trudno mi wyobrazić sobie ten cykl pisany w trzeciej osobie, bo wydaje się to... niemożliwe. Myślę, że to może być kwestia przywiązania się do postaci, jaką jest Ellie lub po prostu lekki, przystępny język książki.

 Noc to dziwna pora. Rzeczy, które za dnia są piękne albo fajne, w nocy budzą niepokój. Nigdy nie masz pewności.

Co mogę dodać? Kto jeszcze nie zaczął tego cyklu, bardzo go do tego zachęcam. Jeśli zaś jesteście już po pierwszych kilku częściach i chcecie więcej, mogę Was zapewnić, że się nie zawiedziecie. Autor utrzymuje każdą część w podobnych klimatach, a jednak wszystkie mają w sobie coś odrębnego, indywidualnego i jednocześnie pociągającego - pomimo mało widocznego wątku miłosnego. Obowiązkowa lektura dla miłośników literatury młodzieżowej i dreszczyku emocji.

Moja ocena: 9/10

Zrecenzowane części:
 Jutro | Jutro 2 | Jutro 3 | Jutro 4 | Jutro 5 | Jutro 6 | Jutro 7

czwartek, 19 czerwca 2014

011. Pałac Północy







Tytuł: Pałac Północy
Język oryginału: hiszpański
Autor: Carlos Ruiz Zafon
Ilość: 288 stron
Wydawnictwo: Muza








Diabeł stworzył po to młodość, byśmy popełniali błędy, a Bóg wymyślił dojrzałość i starość, byśmy mogli za te błędy zapłacić.

Carlos Ruiz Zafon jest jednym z moich ulubionych pisarzy, więc po przeczytaniu niesamowitego Cienia Wiatru, znajdującego się notabene na liście 100 książek, które według BBC powinno się przeczytać przed śmiercią, zapragnęłam sięgnąć po inne utwory tego autora i przekonać się, czy faktycznie w/w pozycja jest jego najlepszą, a Trylogia mgły, do której zalicza się Pałac Północy, jest tylko marnym tłem pisarskim, nie skłaniającym do żadnej refleksji, służącym jedynie do szybkiego przeczytania i najwyżej odhaczenia na liście kolejnej przeczytanej książki, która nie wniosła nic do naszego życia. Czy tak jest naprawdę?

Dorosłość nie jest niczym więcej niż tylko odkrywaniem, że wszystko, w co wierzyłeś, kiedy byłeś młody, to fałsz, a z kolei wszystko to, co w młodości odrzucałeś, teraz okazuje się prawdą.

Przenieśmy się na chwilę do zatłoczonej Kalkuty, gdzie po przekroczeniu granicy miasta można przeżyć szok kulturowy, widząc rodziny żyjące na ulicach wśród brudu, śmieci, odchodów i martwych zwierząt. Nie zapominajmy o tym, że mówimy o Indiach, w ostatnich latach jednym z najszybciej rozwijających się gospodarczo krajów. Poznajemy tutaj rodzeństwo - brata i siostrę - których rozdzielono po urodzeniu i wychowano w dwóch różnych miejscach. Po 16 latach Ben i Sheere spotykają się i krok po kroku dowiadują o swojej przeszłości, która wcale nie jest taka prosta i klarowna, jak im wmawiano w dzieciństwie. Dziewczyna za swoją rodzinę uważająca tylko babcię i chłopak wspierany dotychczas jedynie przez przyjaciół próbują odkryć tajemnicę śmierci rodziców, a także prawdę o nich samych. Niestety, żeby nie było tak kolorowo, każde ich działanie jest śledzone przez tajemniczą postać, która ma wobec jednego z nich pewne plany. Ale czy aby na pewno dobre?

 Matematyka jest religią ludzi myślących, dlatego też ma tak nielicznych adeptów.

Szczerze powiem, że po przeczytaniu Cienia Wiatru spodziewałam się czegoś bardzo dobrego, jeśli nie wybitnego. Niestety, przekonałam się na własnej skórze, jak dużo bólu może sprawić rozczarowanie po wielu nadziejach i oczekiwaniach. Pałac Północy jest książką przeciętną, która nie wniosła nic do mojego życia, a jedynie pozostawiła ślad w postaci miejsca, w którym rozgrywa się akcja. Kalkuta stała się kolejnym miastem, które pragnę odwiedzić w przyszłości, szkoda tylko, że nie mogę tego powiedzieć o samej książce. Jestem pewna, że nie sięgnę po nią po raz kolejny ze względu na zbyt dużą ilość pozycji na liście MUST READ i książek, które faktycznie coś mi pokazały, zmieniły mój światopogląd lub wywróciły go do góry nogami; książek, które będę czytać wielokrotnie, a i tak nadal będę w nich odnajdywać coś nowego. Nie, ten utwór niestety nie mogę do nich zaliczyć. Dlaczego?

 Świat należy do szaleńców albo do hipokrytów. Tylko te dwa typy istnieją na ziemi. A ty musisz wybrać swój.

Powieść jest napisana ładnym, prostym i lekkim w odbiorze językiem, jednak zabrakło mi plastycznych opisów Zafona, do których tak bardzo przyzwyczaiłam się w Cieniu Wiatru. Możecie uważać, że niepotrzebnie porównuję obie książki, ponieważ gdyby przyjrzeć się im bliżej, można zauważyć, że należą do innych gatunków, różniące się nie tylko kreacją bohaterów, fabułą, dynamiką i rozwojem akcji, ale również stylem, jakim zostały napisane, jednak po autorze spodziewałam się chociaż po części zobrazowania świata przedstawionego, ukazania fabuły intrygującej, zawiłej, ale złożonej w jeden zgrabny element, tworzący idealną całość. No cóż, nie wyszło do końca tak, jak myślałam. Na szczęście wynagrodziła mi to historia ojca głównych postaci, która bardzo mnie zaciekawiła i przetrzymała w napięciu do końca, choć ostatnie rozdziały były nieco przewidywalne. 

 Życie, mój synu, to jakby pierwsza rozgrywana przez ciebie partia szachów. Kiedy zaczynasz rozumieć, o co w tej grze chodzi, okazuje się, że już przegrałeś.

Bohaterowie są oryginalni, każdy z nich przedstawia inny typ osobowości, ale żadna postać do mnie nie trafiła. No, może poza Isabel, do której od początku miałam słabość. Byli mi obojętni, a zdarzało się nawet, że zachowaniem troszkę mnie irytowali, szczególnie Ben. Przyłapywałam się na liczeniu stron do końca i odbieganiu myślami od fabuły, bo pomimo ciekawej i dobrze prowadzonej opowieści, nie znalazłam w niej nic, co można by wyróżnić. Wspominałam już, że tęskniłam za opisami Zafona i teraz sobie przypominam, że owszem, było kilka naprawdę ładnych zobrazowań miasta, lecz nic poza tym. Dla mnie jest to niewystarczające minimum i po skończeniu czytania czułam wielki niedosyt. Jednym z niewielu elementów, które bardzo mi się podobały w powieści, to wtrącenia Iana, drugoplanowego bohatera i długoletniego przyjaciela Bena. Właśnie w tej pierwszoosobowej narracji odnajdywałam język Zafona, który kochałam i żałuję, że było jej tak mało.

Główna różnica pomiędzy mężczyzną a kobietą polega na tym, że mężczyzna zawsze stawia głos żołądka ponad głosem serca, kobieta zaś na odwrót. 

Sama nie wiem, czy mogę Wam z czystym sumieniem polecać tę książkę. Mnie nie porwała, pozostawiając niedosyt i obojętność na dalsze losy bohaterów, choć czas spędzony z lekturą wspominam miło. Możliwe, że ci z Was, którzy przeczytali Cień Wiatru będą czuli się zawiedzeni - jak ja - ale może akurat do nich ta powieść przemówi - jak wszyscy wiedzą, o gustach się nie dyskutuje :)

Moja ocena: 6-/10

*** 
Teraz tak odbiegnę od tematu recenzji, ponieważ chciałabym Was zaprosić do zapisania się do Blogowego Klubu Książki. Uważam, że autorka bloga wykazała się świetną inicjatywą i pomysłem, a im będzie nas więcej, tym ciekawsza może wywiązać się dyskusja o książkach :)
Link do bloga znajdziecie TUTAJ, a ja ze swojej strony życzę Wam jeszcze udanego końca czerwca i szybkiego nadejścia wakacji, na które z utęsknieniem tak wszyscy czekamy.

niedziela, 15 czerwca 2014

010. Requiem






Tytuł: Requiem
Język oryginału: angielski
Autor: Lauren Oliver
Ilość: 392 strony
Wydawnictwo: Otwarte









Requiem jest ostatnią częścią jednej z najlepszych trylogii przeczytanych przeze mnie w tym roku. Muszę przyznać, że po skończeniu jej mój światopogląd prysnął jak bańka mydlana, a wszystko obróciło się do góry nogami. Pani Oliver potrafi naprawdę zamotać w głowie i pozostawić czytelnika roztrzęsionego i zagubionego we własnej świadomości. Rozbicie. Tak chyba mogę jednym słowem opisać uczucie, które towarzyszyło mi po skończeniu powieści.

Jak ktoś może mieć taką moc, by sprawić, że drugi człowiek rozpada się na tysiąc kawałków albo doświadcza uczucia pełni?

Lena żyje w świecie, w którym miłość jest chorobą. W trzeciej i ostatniej części dziewczyna przechodzi niesamowitą metamorfozę, z nieśmiałej, trzymającej się zasad w konsekwentną, pełną wiary i niezachwianego przeczucia, że wie co robi. Ma przed sobą najważniejszą w swoim życiu decyzję do podjęcia, a serce wcale jej tego nie ułatwia rozdarte pomiędzy dwoma chłopakami. Rewolucja, oddziały rządowe, Odmieńcy... Każdy krok może przyczynić się zarówno do zwycięstwa, jak i do klęski. Jak w tym wszystkim odnajdzie się główna bohaterka?

Taka jest właśnie przeszłość: unosi się, potem osiada i gromadzi warstwami. Jeśli się straci czujność, pogrzebie cię.

Bohaterowie...? Wszyscy byli cudowni. Poza tym, że Julian skradł moje serce swoją prostotą i uczuciem, tak zawsze będę całą duszą za Alexem.  Był irytujący, jego sposób bycia czasami stawał się nie do zniesienia, jednak jemu można wszystko wybaczyć; to jeden z bohaterów książkowych, którego kocha się za wszystko i pomimo wszystko. Na uwagę na pewno też zasługuje Raven, jedna z lepszych postaci w powieści - zaskakiwała mnie z każdą stroną, linijką, słowem, literą. Jak główna bohaterka była dobra, tak ona stała się wzorem, podręcznikowym przykładem idealnego wykreowania. To za nią dziękuję przede wszystkim pani Oliver, bo bez Raven ta trylogia nie byłaby tym, czym jest.

Nie przestaje mnie zdumiewać, że ludzie są nowi każdego dnia. Że nigdy nie są tacy sami. Trzeba ich ciągle wymyślać. Zresztą oni też muszą ciągle wymyślać samych siebie.

Styl pani Oliver z każdą książką coraz bardziej mnie intryguje. Nie jest szczególnie plastyczny czy kwiecisty w swych opisach, ale odzwierciedla rzeczywistość, ograniczając się do całkowitego minimum, co... jest wystarczające. Próżno tu szukać malowniczych krajobrazów, pięknych zatoczek i majestatycznych budowli, więc i zobrazowanie świata przedstawionego nie jest rozbudowane, jednak czytając tę książkę nie jest odczuwalny żaden brak... czegokolwiek. Powiem więcej, wszystkie elementy są ze sobą złączone w sposób wręcz idealny, niczym puzzle. Ta cudowna harmonia pomiędzy bohaterami, miejscem, czasem akcji, językiem oraz (tak, wiem, że nie powinnam o tym wspominać, ale...) okładką. Bardzo podoba mi się to zestawienie kolorów, według mnie jest zdecydowanie lepsze od Delirium i troszeczkę ładniejsze od Pandemonium. Już sama oprawa zachęca do czytania, czyż nie?

To właśnie robią ludzie w tym chaotycznym świecie, świecie wolności i wyboru: odchodzą, kiedy chcą.

Wciąż zastanawiam się, co mogłabym umieścić w minusach tej książki i nie mogę nic znaleźć. Pomimo tego, że wątek miłosny jest prawie na pierwszym miejscu, nie zabraknie tu knucia, intryg, dreszczyku emocji i odczuwalnego napięcia. Niezbyt przypadło mi do gustu podzielenie książki na dwie części: jeden rozdział z perspektywy Leny, kolejny już przeskakuje do Hany, przez co jednocześnie możemy poznawać perypetie obu dziewczyn. Nie wiem dlaczego, ale podczas czytania trochę mnie to irytowało.

Może jednak szczęście wcale nie tkwi w wyborze. Może leży ono w iluzji, w udawaniu, że gdziekolwiek skończyliśmy, tam właśnie chcieliśmy być przez cały czas.

Reasumując: Requiem jest idealnym zwieńczeniem jednej z lepszych trylogii, jakie miałam okazję poznać. Pomimo trójkąta miłosnego, na który jestem uczulona, czyta się lekko i przyjemnie. Gwarantuję, że nie będziecie mogli oderwać się od tej książki, przenikając do świata Leny oraz jej przyjaciół, razem z nimi odczuwając smutek, radość, gniew czy uniesienie. Najbardziej ujęło mnie zakończenie, ponieważ nie jest bezpośrednie i zamknięte - mogę je analizować na dowolny sposób. Pani Oliver, wykonała pani kawał dobrej roboty! :)

Wy wszyscy, gdziekolwiek jesteście: wy w strzelistych miastach i wy w małych wioskach. Znajdźcie w sobie to, co najtwardsze, kamienne bryły, żelazne pręty i ogniwa, i wyrzućcie precz. Umówmy się tak: zrobię to, jeśli i wy to zrobicie, teraz i na zawsze. Zburzcie mury.

Moja ocena: 10/10

 Zrecenzowane części: 
 Delirium | Pandemonium | Requiem

piątek, 13 czerwca 2014

009. Jutro 3






Tytuł: Jutro 3, w objęciach chłodu
Język oryginału: angielski
Autor: John Marsden
Ilość: 270
Wydawnictwo: Społeczny Instytut Wydawniczy Znak









No i dotarłam do trzeciej części. Było źle? Nie, kategorycznie i z czystym sumieniem mogę napisać, że nie. Śmiem twierdzić, że ta powieść była nawet lepsza od dwóch poprzednich, jednak i tutaj zapewne będę miała się do czego przyczepić (Czy gdzieś istnieje dla mnie książka idealna?). Plusów nie zabraknie, a minusów...? Przekonajcie się sami.

 Strach jest jak choroba, gorączka, która przejmuje nad tobą kontrolę.

Nie zamierzam streszczać fabuły. Kto czytał pierwszą czy drugą część wie, w jakich czasach, gdzie i jak osadzeni są bohaterowie, a treść wbrew pozorom, jest w każdej części taka sama, a jednak diametralnie różna. Dlaczego? Już śpieszę z wyjaśnieniem. Otóż można powiedzieć, że tak naprawdę każda książka skupia się na głównej akcji, z której wynikają lub są jej przyczyną inne, pomniejsze, chociaż także bardzo ważne wydarzenia dla całego wątku. W objęciach chłodu może nie była tego wzorcowym przykładem, ponieważ w połowie czytania następuje nagły zwrot akcji, ale kolejne nie wybijają się ponad to, skupione tylko na jednym - zadaniu wrogom dotkliwego bólu i jak największych strat.

Jeśli chcesz ukryć książkę, schowaj ją na regale.

Niekonwencjonalna zmiana otoczenia i losu bohaterów zaintrygowała mnie do tego stopnia, że mogę uznać to za największy plus tej powieści. Pan Marsden lubi zaskakiwać i nie raz musiałam w duchu przyznać, że inaczej widziałam krok czy decyzję Ellie i jej przyjaciół, jednak nie wszystko było trudne do przewidzenia, a koniec powieści jest tego dobrym przykładem. Oszczędzę Wam spojlerów - sama nienawidzę wiedzieć wcześniej, co dzieje się na ostatnich stronach - ale myślę, że niektórzy mogli domyślać się już w połowie, co takiego się stanie. Co? Tego już dowiecie się, jak tylko przeczytacie.

Lee zasługuje tutaj na małą naganę. Jak wiecie z recenzji Jutra 2, ta postać nie zyskała mojej sympatii do końca i z każdą kolejną częścią wiem, że tak się nie stanie, jednak W objęciach chłodu naprawdę zaczyna mnie denerwować. Ellie również nie jest święta, ale sądzę, że to właśnie jest w niej najlepsze - jej niedoskonałość. Przyznaje się do błędów, potrafi dostrzec swoje wady i jest skłonna do samokrytyki, czego nie można powiedzieć o Lee. Moje wieczne uwielbienie do Homera nadal rośnie (o ile to jeszcze możliwe), za to reszta postaci nie wyróżniała się na tyle, bym mogła o nich napisać coś więcej. Każdy z nich ma swoją charakterystyczną cechę, która czyni ich wyjątkowymi i oryginalnymi, ale jak to zwykle bywa w książkach, więcej treści jest poświęconej głównej bohaterce, narratorce całej historii.

Czasami życie naprawdę przypomina film.

Książka jest świetna. Lekki, przystępny język, sympatyczni bohaterowie i ciekawa fabuła tworzą miłą niespodziankę, która przy ciepłej herbacie i kocu oderwie Was od nudnej rzeczywistości, a wartka akcja dodatkowo pobudzi Waszą wyobraźnię i podsyci apetyt na dobrą powieść. Czyta się niesamowicie szybko i jedyne, co mogę jeszcze zrobić w tej sytuacji, to gorąco zachęcić Was do jej przeczytania :) A na koniec mój ulubiony cytat z tej książki (jeśli nie z całej serii):

Przypomina mi się wiersz [...], w którym kobieta opowiada, że gdy kiedyś odwracała się na plaży, widziała ślady czterech stóp: swoich i Boga, lecz teraz, w najtrudniejszych chwilach, odwraca się i widzi ślady dwóch. Pyta Boga: „Jak to jest, że wtedy, kiedy najbardziej Cię potrzebuję, nie ma Cię przy mnie?”. A Bóg odpowiada: „Moje dziecko, jestem tu. To ślady moich stóp. Zostawiłem je, gdy cię niosłem.” 

Moja ocena: 9/10

Zrecenzowane części:
Jutro | Jutro 2 | Jutro 3 | Jutro 4 | Jutro 5 | Jutro 6 | Jutro 7

wtorek, 3 czerwca 2014

008. Folwark Zwierzęcy







Tytuł: Folwark zwierzęcy (Animal Farm)
Język oryginału: angielski
Autor: George Orwell
Ilość: 136
Wydawnictwo: MUZA








George Orwell to angielski pisarz XX wieku. Jego najpopularniejszymi książkami są Folwark Zwierzęcy oraz Rok 1984, w których autor daje wyraz swojej nienawiści do totalitaryzmu. Tej drugiej jeszcze nie czytałam, ale mam nadzieję zabrać się za nią niedługo. Teraz jestem świeżo po lekturze Folwarku i to nie byle jak, bo czytałam... w oryginale. Jestem z siebie naprawdę dumna, bo to pierwsza książka, którą udało mi się przeczytać w całości po angielsku, co uważam za swój mały sukces w tym roku. Postanowiłam przeczytać również po polsku i zaskakująco dużo faktów się ze sobą zgadzało :)

Książka jest z gatunku antyutopii, swego rodzaju satyrą. Opowiada o losach zwierząt, które mając dość swojego właściciela, postanawiają się zbuntować i rządzić na farmie według własnych zasad. Rewolucja się udaje i Folwark Dworski staje się Folwarkiem Zwierzęcym. Ale na jak długo?

Głównymi bohaterami są Napoleon i Snowball - świnie oraz Boxer - koń. Jak się domyśliłam (i przeczytałam na wstępie) zwierzęta reprezentują kolejno Stalina, Lwa Trockiego oraz te najniższe, pracujące klasy - zwykłego człowieka. Kto wie co nieco z historii, pewnie jest świadom, jak zażarta była walka o władzę pomiędzy tymi dwoma dyktatorami. Wynik, jak pewnie wiecie, dotknął również Polskę. Jako, nie tyle co patriotka a Polka, mogłabym wam opowiedzieć to i owo, co myślę o obu panach, jednak to nie jest czas i miejsce, natomiast, jeśli chodzi o bohaterów, skupię się przede wszystkim na świniach, bo to one mają kluczowe znaczenie dla całej powieści.

Myślę, że autor specjalnie zaprezentował nam w swoim utworze taki, a nie inny rodzaj zwierząt jako dyktatorów. Z czym nam się mogą kojarzyć świnie? Z niechlujstwem, z niedbalstwem, z brudem, a co za tym idzie, z jakimiś machlojkami, przekrętami, ale autor sięgnął wyżej i utożsamił świnię z... człowiekiem. Oczywiście nie zabrakło dążenia do władzy, manipulowania społeczeństwem, mydlenia oczu, wykorzystywania głupszych i tych bardziej naiwnych oraz, jak chyba w każdej rewolucji, ofiar. Snowball jest lepszym mówcą, wysławia się zdecydowanie lepiej i to on zostaje nauczycielem zwierząt. Ponadto jego odwaga pokazuje, że kierował się pewnymi wartościami w życiu (o ile świnia może się kierować wartościami) i zależało mu nie tylko na sobie i władzy. Napoleon jest typowym - że sobie pozwolę użyć kolokwializmu - gnojkiem, bez żadnego zahamowania biorącym sobie to, co chce, kiedy chce, gdzie chce i jak chce. Nagina zasady, łamie przepisy, a to wszystko pod samym nosem niczego nieświadomych zwierząt, które wierzą w jego dobre intencje. I Boxer, najciężej pracujący z nich wszystkich, wierzący w lepsze warunki i przyszłość dla zwierząt, a którego było mi w tej książce najbardziej żal.

Styl autora jest raczej prosty, lekki w odbiorze i przyjemny dla czytelnika. Orwell nie zaskakuje opisami, jednak książka bardzo przypadła mi do gustu ze względu na temat, jaki porusza. Świetnie przedstawiona rewolucja rosyjska i jej skutki. Czytało się naprawdę szybko, ma ledwie 136 stron, ale jestem pewna, że na długo pozostanie w mojej pamięci, szczególnie znienawidzony przeze mnie Napoleon i biedny Boxer. Jest to utwór, który nie ma dosłownego znaczenia - możemy interpretować go sobie na wiele sposobów. We wstępie jest wspomniane o jednym, ale to od nas zależy, jak przyjmiemy tę książkę i jej mądrości. Ja ze swojej strony mogę Was tylko do niej bardzo mocno zachęcić i polecić całym sercem, bo naprawdę warto.

Moja ocena: 9/10

Podsumowanie maja, stosik i plany na czerwiec (lipiec?)



Maj już za nami, ale kończąc jeden z najpiękniejszych miesięcy, zaczynamy nowy (może nawet lepszy?): czerwiec! Więcej (teoretycznie) słońca, całkowite wystawienie ocen, opuszczanie lekcji (bo i po co chodzić po konferencji?), siedzenie do 3 w nocy oglądając filmy no i rozpoczęcie wakacji. W tym roku mam jeszcze pożegnanie klasowe po trzech latach kłótni, radości, szczęścia, wstydu, smutku, wzruszenia i męki z tymi dzikusami. Wyczekiwany od dwóch lat wyjazd do Pragi i Paryża, urodziny psiaka... Trochę tych wydarzeń się zebrało. Mam tylko nadzieję, że nie zabraknie czasu
na książki, bo miałam ambitne plany na maj,
które niestety nie wypaliły do końca. Pocieszam się jednak 
myślą, że w tym miesiącu będzie lepiej. Bo musi być lepiej :)

Maj obfitował w piękne książki. Przeczytałam:
- Jutro 2 (recenzja) John Marsden
- Jutro 3  (recenzja) John Marsden
- Jutro 4 John Marsden
- Jutro 5 John Marsden
- Książę Mgły Carlos Ruiz Zafon
- Zimowe sny (recenzja) Richard Paul Evans
- Wszystko, tylko nie mięta (recenzja) Ewa Nowak
- Nutria i Nerwus Małgorzata Musierowicz

To daje 1960 stron, ok. 63 strony dziennie, co jest słabszym wynikiem, niż z poprzedniego miesiąca, ale i tak mnie satysfakcjonuje, bo osiem książek to dużo, przynajmniej dla mnie :) Dodałabym zdjęcie tych cudowności, ale dwie już są oddane do biblioteki, bo minął mi termin, a dwie są wersją e-bookową, więc tym bardziej nie miałam jak zrobić zdjęcia. Mam jednak nadzieję, że stosik czerwcowy Wam to wynagrodzi. Spodziewałam się napisać więcej recenzji, ale moją wymówką na ten miesiąc jest dopiero wdrażanie się w prowadzenie bloga i nikła nadzieja na większą ilość czasu w czerwcu.
Z takich mniej oficjalnych rzeczy, nie recenzenckich, to skończyłam pierwszy sezon American Horror Story, jestem na czwartym odcinku drugiego sezonu i zakochałam się w tym serialu. Naprawdę, bardzo, bardzo polecam!



Postanowiłam zrobić dwa w jednym, czyli podsumowanie maja oraz książki na czerwiec i może nawet lipiec (trochę ich jest).
Stosik na czerwiec prezentuje się następująco:





 Mamy tutaj:
- Folwark zwierzęcy George'a Owdella (po angielsku) - już przeczytane, na dniach powinna pojawić się recenzja. To właśnie m.in. przez tę książkę nie miałam więcej czasu na czytanie w maju, bo w moim przypadku przestawienie się na inny język jest naprawdę trudne i wymaga wiele skupienia. Pożyczona od nauczycielki, niestety do zwrotu.
 - Wszechświaty - pamięć Leonarda Patrignani - przed chwilą dosłownie wróciłam z poczty z m.in. właśnie tą książką. Pierwsza część była świetna, mam nadzieję, że i ta również taka będzie.
- Alchemia miłości Eve Edwards - dużo o niej słyszałam i większość opinii była dobra, więc widząc ją w nowościach na półce bibliotecznej, pomyślałam: dlaczego nie?
 - Diupa Ewa Nowak - pierwsza część nie całkiem przypadła mi do gustu, ale postanowiłam, że dam autorce jeszcze jedną szansę. I bardzo intryguje mnie tytuł tej książki, więc zobaczymy, czym może mnie ona zaskoczyć.
 - Złodziejka książek Markusa Zusaka - tyyyyyle o niej słyszałam dobrego i tyyyyyyle słyszałam o niej wspaniałego, więc postanowiłam, że MUSZĘ ją przeczytać, najlepiej w trybie nał. Szkoda tylko, że mój tryb nał jest włączony cały czas i niestety przy większości książek, co trochę mija się z celem, ale who cares :)
- Dar Julii Tahereh Mafi - to chyba jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier tego roku! Również z paczki z poczty, już nie mogę się doczekać, aż ją przeczytam <3
- Niezbędnik obserwatorów gwiazd Matthew Quicka (czy to się odmienia? ;-;) - czytałam Poradnik pozytywnego myślenia tego autora i byłam oczarowana. Oczywiście, musiałam również dorwać Niezbędnik, bo jakżeby inaczej :) Również z paczki <3
- Doskonały dzień Richard Paul Evans - tak się składa, że zaczęłam tę książkę jakiś czas temu, jednak złożyło się tak, że pożyczyłam koleżance, a potem już musiałam zwrócić do biblioteki, bo niestety minął termin. W końcu udało mi się upolować ją po raz kolejny i tym razem nie zwrócę jej tak szybko :)
- Bóg nigdy nie mruga Reginy Brett - tę książeczkę miałam zamiar przeczytać już dawno temu, ale nigdy nie było ku temu okazji. Zachęcona recenzją Topolka, Julki i Karolki postanowiłam sama zobaczyć, co też może przynieść mi ta książka :) Kolejna z dzisiejszej paczki <3
- Stal Sylwii Avallone - również wyczaiłam ją na półce w bibliotece i chociaż wątpię, żebym ją przeczytała w tym miesiącu, przynajmniej poleży sobie u mnie na regale i będzie ładnie wyglądać :)
- Jutro 6 i Jutro 7 Johna Marsdena - tak, to właśnie one są moim priorytetem na ten miesiąc, ponieważ naprawdę bardzo mnie ciekawi, co też się będzie działo w ostatnich częściach cyklu. Z domowej biblioteczki.
- Inferno Dan Brown - nie udało się przeczytać w maju, to może czerwiec będzie tym szczęśliwym? Mam nadzieję, bo słyszałam bardzo pochlebne opinie na jej temat i nie mogę się doczekać, aż ją przeczytam! Podkradzione od taty, a on nadal nie zdaje sobie z tego sprawy :)

Jak widzicie, trochę tego jest. Wątpię, żeby udało mi się przeczytać chociaż połowę z tego stosiku w czerwcu i jestem pewna, że część z nich pojawi się również w lipcu, ale książki są naprawdę cudowne i nie mogłam się oprzeć przed pokazaniem ich Wam. Może coś z niego już czytaliście? Może coś polecacie/odradzacie? Piszcie śmiało :)