sobota, 12 lipca 2014

016. Doskonały dzień







Tytuł: Doskonały dzień
Język oryginału: angielski
Autor: Richard Paul Evans
Ilość: 302 strony
Wydawnictwo: Sonia Draga








Słowem wstępu:
Książka opowiada o Robercie Harlanie - niespełnionym pisarzu, który po zwolnieniu z pracy postanowił się w końcu oddać swojej pasji. W rozwijaniu jej wspierała go żona - Allyson. Niestety wraz z niespodziewanymi propozycjami i współpracą pojawiają się problemy rodzinne, które główny bohater odsuwa na boczny tor, próbując odnaleźć się w świecie sukcesu. Gdy jednak zaczynają docierać do niego konsekwencje, jest już za późno. Czy Robert wygra walkę z czasem?

  Kto zna mnie chociaż troszeczkę, wie o mojej słabości do pana Evansa. Jest autorem bestsellerów, hitów goszczących na prestiżowej liście "The New York Timesa", przetłumaczonych na dwadzieścia dwa języki i nakład sięgający prawie jedenastu milionów!, co jest naprawdę wielkim osiągnięciem dla współczesnego pisarza. Mieszka w Salt Lake City w stanie Utah i tam zwykle dzieje się akcja jego książek (czasem jest to tylko mała wzmianka, często jednak dom rodzinny bohatera, głównego bądź pobocznego). "Doskonały dzień" jest przykładem powieści, która również może być doskonała pod każdym względem.

[...] największym zagrożeniem dla miłości nie są okoliczności, lecz brak uwagi. Nie zaniedbujemy bowiem innych dlatego, że przestaliśmy ich kochać, lecz przestajemy ich kochać dlatego, że ich zaniedbaliśmy.[...]

Autora znam nie od dziś i bardzo go lubię za książki pełne ciepła, życiowych wyborów i oryginalnej fabuły, dlatego gdy tylko przeczytałam opis z tyłu okładki, nie potrafiłam się oprzeć i wypożyczyłam ją z biblioteki (chociaż stanowczo zabroniłam samej sobie chodzić do niej, a tym bardziej wychodzić z jakąkolwiek pozycją w ręce). Oczywiście nie zawiodłam się, skończywszy książkę. Powiem więcej, odłożyłam na bok wszystkie nawyki i zamiast pochłaniać strona po stronie, delektowałam się każdym zdaniem, każdą malutką literką, każdą kropką zwieńczającą akapit.

 [...] Moje życie zmieniło się w kostkę Rubika i choćbym nie wiem jak nią obracał, nijak nie chciała się ułożyć.[...]

Bohaterowie są wykreowani wręcz idealnie. Nie od początku zapałałam sympatią do Allyson, jednak główny bohater i jednocześnie narrator całej historii - Robert stał mi się bliższy niż którakolwiek z ostatnio poznanych książkowych postaci. Jego pasją było pisarstwo, słowa, które układał, komponował, tworzył z nich zdania i akapity, smakował każdy rozdział, aż w końcu ułożył z nich swoją pierwszą powieść zatytułowaną "Doskonały dzień", w której podzielił się osobistymi przeżyciami swojej żony. Moim wielkim marzeniem jest właśnie napisanie książki, dlatego każdy kolejny krok w karierze Roberta śledziłam z zainteresowaniem, a nawet wręcz z chorobliwą ciekawością. Oczywiście jak w każdej innej pozycji Evansa i tutaj musiał się pojawić dziecięcy promyk światła, czyli córeczka Roberta, Carson. To ona zdobyła moją sympatię i pomimo jej mało znaczącej roli w całej historii była moją ulubioną bohaterką.

 [...] miarą życia jest jakość naszych relacji z Bogiem, z rodziną, z bliźnimi.[...]

Styl pana Richarda zawsze mnie fascynował, bo nie dość, że jest lekki, przystępny dla czytelnika, to zawiera w sobie piękne, ponadczasowe myśli - nic, tylko wypisać je na dużej kartce, oprawić w ramkę i powiesić nad łóżkiem. Gdy czytałam "Doskonały dzień", odczuwałam szczęście Roberta, niepokój Allyson, tęsknotę Carson... To naprawdę niesamowite uczucie, kiedy z pozoru zwykła powieść obyczajowa staje się piękną, wzruszającą historią przypominającą o wartościach takich jak rodzina czy przyjaźń, a Ty, drogi czytelniku, możesz łatwo znaleźć się pomiędzy kartkami powieści, przeżywając ją całym sercem, całą duszą. Dodatkowo informacje o karierze pisarza okazują się bardzo przydatne, zwłaszcza dla osób, które się tym interesują i w przyszłości chciałyby pójść śladami głównego bohatera. No i spójrzcie na okładkę... Czyż nie jest piękna?

 [...] No bo w końcu to i tak jest loteria, prawda? Nie bierze się ślubu, zakładając z góry, że się nie uda. A nawet jeśli małżeństwo będzie szczęśliwe, kto wie, jak długo potrwa? [...]

"Doskonały dzień" jest książką idealną na wakacje. Piękna opowieść o przebaczaniu, odnajdywaniu swojego miejsca w życiu i miłości, która jest warta więcej niż wywiad telewizyjny czy podpisywanie książek w księgarni. Dla mnie jedynym minusem była przewidywalność - wszystkie jak dotąd przeczytane przeze nie powieści Evansa kończyły się tak samo i tutaj również nie było wyjątku, jednak nie spodziewałam się po tej pozycji czegoś niemożliwego, stąd też brak rozczarowania. Z mojej strony mogę Was już tylko bardzo, bardzo zachęcić do sięgnięcia po książkę i życzę Wam takich cudownych chwil, jakie ja spędziłam przy jej czytaniu.

Moja ocena: 9/10

wtorek, 8 lipca 2014

015. Niezbędnik obserwatorów gwiazd







Tytuł: Niezbędnik obserwatorów gwiazd 
Język oryginału: angielski
Autor: Matthew Quick
Ilość: 320 stron
Wydawnictwo: Otwarte









Chciałem zrobić dla ciebie coś miłego (...) Kupiłem ci więc twój własny kosmos

Nie wiem, jak Wy, ale ja często miałam wrażenie, że urodziłam się w niewłaściwym miejscu. Od dziecka marzyłam, by mieszkać w Londynie, Paryżu, Barcelonie czy w jakimkolwiek peruwiańskim mieście. Pragnęłam się stąd wyrwać, nie odwracając się i pozostawiając za sobą wszystko, co miałam do tej pory. Podobne myśli ma główny bohater powieści Matthew Quicka. Chłopak nie ma matki, wychowuje się z tatą i niepełnosprawnym dziadkiem, mieszka w Bellmont, którego nienawidzi, za przyjaciółkę mając jedynie swoją dziewczynę, z którą dzieli pasję - grę w koszykówkę. Wkrótce rozpocznie się ostatni rok liceum, w którym oboje muszą się wykazać w sporcie, lecz na głowę Finley'a nagle zwala się więcej, niżby tego chciał, a największym problemem staje się przysługa trenera, która z czasem zaczyna być coraz trudniejsza. 

Zawsze mogę spojrzeć w kosmos i się zachwycić, bez względu na to, co się dzieje. A gdy spoglądam w górę, moje problemy robią się takie małe. Nie wiem czemu, ale zawsze czuję się wtedy lepiej.

"Podobnie jak w „Poradniku pozytywnego myślenia” bohaterowie tej historii w nietypowy sposób muszą zwalczyć przeciwności losu, zanim w końcu odnajdą szczęście." Właściwie to nie recenzje czytelników ani fabuła zaciekawiły mnie, a właśnie to zdanie kończące opis z tyłu okładki. Od czasu przeczytania Poradnika uwielbiam pana Quicka i z chęcią zapoznałam się z kolejną jego powieścią, zachęcona uprzednio porównaniem do pierwszej książki. I bardzo żałuję, że wcześniej jej nie przeczytałam, zamiast zabierać się za fantastykę, która tylko mnie ogłupiała.
 Czujesz czasem, jakbyś nie był wewnątrz tą samą osobą, którą jesteś na zewnątrz?
Bohaterów polubiłam najbardziej za ich realizm, którego tak brakuje w większości innych książkach. Narrator całej historii, Finley, nigdy nie miał łatwego życia, a po dziwnej prośbie trenera jeszcze bardziej wszystko się komplikuje. On sam często przyłapuje się na tym, że jest zazdrosny lub egoistyczny w swym postępowaniu, jednak to jeszcze bardziej pogłębiało moją sympatię do niego, zamiast odpychać. Tak jak Poradnik, Niezbędnik również urzekł mnie postaciami takimi jak Erin czy Finley, które w bardzo dużym stopniu są podobne do nas - autor nie przekoloryzował ich czy idealizował, dzięki czemu stają się nam bliższe. 
Nie zawsze można wybrać rolę, jaką będzie się odgrywać w życiu, lecz cokolwiek by ci się trafiło, dobrze tę role grać najlepiej, jak się potrafi(...)

Kosmos zawsze bardzo mnie ciekawił. Już nie raz siadałam na trawie w nocy i pośród tysięcy lamp na dworze starałam się wypatrzyć chociaż kilka gwiazd. Teraz mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że ta książka ma w sobie tyle emocji, co gwiazd na niebie. Za każdym razem, gdy przewracałam kolejną kartkę powieści, ogarniały mnie inne uczucia, ale zawsze z takim samym żalem odkładałam ją na stolik, kiedy pojawiały się czynności pierwszej potrzeby. Gdyby nie one, nikt ani nic nie odciągnęłyby mnie od tej książki. Lekki, plastyczny język autora, przystępność a także dynamiczność akcji oraz bardzo ciekawie wykreowana fabuła pozwalają na spędzenie bardzo miłego wieczora z bohaterami, zapominając o całym świecie. 

 A może jednak nauczyłem się dzięki koszykówce czegoś o życiu: obchodzisz innych ludzi tylko wtedy, gdy możesz pomóc im wygrać. Jeśli nie możesz tego zrobić, przestajesz się liczyć.

Jednym z największych plusów tej książki to przesłanie. Znajduje się na każdej stronie, w każdym zdaniu, zawarte w każdej literce każdego słowa. Ono przesiąka karty utworu, czając się wśród postaci, stojąc pomiędzy poszczególnymi wydarzeniami i wnikając w emocje. Niezbędnik jest książką o życiu, które może wydawać się nieprawdopodobne, a jednak bardzo bliskie naszemu sercu, dzięki utożsamianiu się z bohaterami. Jestem pod wielkim wrażeniem jak prosto można przekazać ważne wartości i jednocześnie stworzyć ciekawą dla młodzieży książkę. Matthew Quick nie pisze jak żaden znany mi autor i chwała mu za to, bo jest najlepszy w swojej kreacji świata przedstawionego. Ta książka z pewnością na długo pozostanie w mojej pamięci, a Finley będzie jednym z moich ulubionych książkowych bohaterów.
 
Wierzysz, że pochodzę z przestrzeni kosmicznej? Uwierzysz, kiedy mnie zabiorą. Do tego czasu jednak potrzebuję kogoś, kto pomoże mi ukończyć moją misję na Ziemi. Wyglądasz mi na dość emocjonalną osobę, a mnie interesuje badanie emocji. Czy można ci zaufać?

Nie wiem, co mogłabym napisać w podsumowaniu, bo wydaje mi się, że wszystkie ważne elementy i plusy (same właściwie, bo nie doszukałam się żadnych wad) omówiłam w powyższych akapitach. Mogę Was jedynie bardzo gorąco zachęcić do przeczytania Niezbędnika, bo naprawdę warto! Lekki, przyjemny, na jeden czy dwa wieczory umili Wam dzień, ale jestem pewna, że i wymagającym czytelnikom się spodoba. Urzekły mnie również porównania do Harry'ego Pottera, które są świetnym bonusem dla fana serii autorstwa J.K.Rowling. I wiadomo, sympatyczni bohaterowie, interesująca fabuła, piękne przesłanie... Czegóż chcieć więcej? :)

Moja ocena: 10/10

czwartek, 3 lipca 2014

014. 19 razy Katherine






Tytuł: 19 razy Katherine
Język oryginału: angielski
Autor: John Green
Ilość: 309 stron
Wydawnictwo: Bukowy las










Lubił książki, ponieważ uwielbiał sam akt czytania, magię przemieniającą linie na papierze w słowa w jego głowie.

Wczoraj skończyłam ostatnio wydaną książkę jednego z moich ulubionych autorów. Po przeczytaniu kilku recenzji (dokładnie dwóch dobrych i dwóch złych), miałam mieszane uczucia. Mimo wszystko powieść już leżała na półce i czekała, aż po nią sięgnę - oczywiście autor tego dzieła tym bardziej mnie przekonał do przeczytania, więc sama już nie wiedząc, czego mogę się spodziewać po książce, z lekkim niepokojem zaczęłam ją czytać. Całość zajęła mi niecały dzień (nie mogłam zaniedbać seriali), ale czy 19 razy Katherine było warte poświęcenia jej tyle czasu? Tak. Nie zdecydowane i kategoryczne tak, ale zwykłe, przyjemne dla ucha (i oka) tak. 
Głównym bohaterem jest Colin, który po zerwaniu z Katherine (dla ścisłości - już dziewiętnastą), postanowił wyruszyć w podróż wraz ze swoim najlepszym przyjacielem, Hassanem. Opis z tyłu okładki mówił również o austro-węgierskim księciu i spodziewałam się jakiegoś wątku z Franciszkiem Ferdynandem, ale oprócz jednej strony jego życiorysu i złej daty śmierci podanej w książce nic o nim nie było, więc zapamiętajcie na przyszłość - nie spodziewajcie się wiele, bo możecie się zawieść. Również ta podróż, która widnieje w opisie jest mocno przekoloryzowana, bo tak naprawdę trwa przez 2, może 3 rozdziały. Byłam nastawiona na taką fabułę, niestety wszystkie moje przeczucia nie sprawdziły się. To wcale nie znaczy źle, ale... no cóż, nie do końca też dobrze.

Największym plusem tej książki jest zdecydowanie humor Hassana i dopiski samego autora. Colin niezmiernie mnie denerwował, a po przeczytaniu dwóch pierwszych rozdziałów wiedziałam, że się nie polubimy. Wraz z kolejnymi stronami byłam przerażona i jako tako poprawiał mi nastrój tylko przyjaciel "cudownego dziecka", Hassan. Pomimo tego, że każda z postaci jest wykreowana całkiem nieźle, tak Lindsey przypominała mi Alaskę z Szukając Alaski również Johna Greena (która notabene bardziej mi przypadła do gustu) a Colina z początku wzięłam za brata Milesa także z w/w książki. Na (nie)szczęście główny bohater 19 razy Katherine posiadał zasadniczą różnicę, która wyróżniała go na tle innych postaci wykreowanych przez autora - był niesamowicie mądry. Co niestety nie przeszkodziło mu w użalaniu się nad sobą, zerwaniem z kolejną Katherine, nieposiadaniem przyjaciół i tak dalej. Pierwsza połowa książki składa się z jego narzekań, jego bólu, jaki to on jest biedny i nieszczęśliwy bez dziewczyny. *Spojler*Gdyby Hassan nie wygarnął mu tego całego egoizmu (tak mniej więcej w środku powieści), to bym chyba rzuciła tą książką i nie dotykała przez bardzo długi czas *koniec spojleru*. Na szczęście później nastąpiła mała, ledwo widoczna zmiana w jego postępowaniu. 

Styl pana Greena jest lekki, prosty i młodzieżowy. Z początku wydawało mi się, że autor próbuje pisać tak na siłę, żeby wczuć się w nastolatka, ale potem na szczęście idzie wszystko płynnie i bez zgrzytów. W powieści występuje bardzo dużo matematyki, wykresów i teorii, więc jeśli ktoś jest na to uczulony, stanowczo odradzam. Ale to w końcu Green, prawda? Jemu można wybaczyć nawet najbardziej znienawidzony przedmiot szkolny :) 

Pomimo mojego lekkiego rozczarowania bohaterami i fabułą, książka była bardzo dobra. Spodziewałam się po autorze czegoś lepszego, ale to co dostałam, usatysfakcjonowało mnie na tyle, że mogę z czystym sumieniem polecić Wam tę książkę. Nie jest wybitna i jak na Greena muszę przyznać, że słabsza niż jego poprzednie powieści, ale jest to pozycja obowiązkowa, tak czy siak, zarówno dla fanów autora, jak i czytelnika, który nie wymaga wiele od książki, a jedynie chce spędzić dobrze czas i nie zawracać sobie zbytnio głowy myśleniem. Oczywiście przesłanie jest, ale w zagmatwanej fabule trudno się go doszukać. Z mojej strony życzę Wam przyjemnego czytania i nie nastawiajcie się na nie wiadomo co, bo możecie się trochę zawieść. 

Moja ocena: 8/10

środa, 2 lipca 2014

013. Bóg nigdy nie mruga






Tytuł: Bóg nigdy nie mruga
Język oryginału: angielski
Autor: Regina Brett
Ilość: 309 stron
Wydawnictwo: Insignis









Tak, nawiasem mówiąc, miałam Wam nagrać videorecenzję, ale po godzinie zrezygnowałam z tego (technik i informatyk ze mnie kiepski, wiem), jednak nie mogę Wam zagwarantować, że ta recenzja będzie miała ręce i nogi. Na dzień dzisiejszy wciąż jestem zaczarowana tą książką i mam nadzieję, że już tak pozostanie (chociaż przydałoby się jakieś otrzeźwienie, bo nie wyobrażam sobie, żeby wszystkie moje posty tak wyglądały).

Tę książkę przeczytałam stosunkowo dawno, a do recenzji zabierałam się ponad tydzień. Nie potrafiłam napisać o niej niczego sensownego. W głowie miałam jedynie strzępki zdań, urywki ostatnich liter słów i poprzeinaczane kropki z przecinkami. Chłonęłam tę powieść jak gąbkę - wyciągałam z niej wszystko, co wydawało mi się wartościowe i wiecie co? Tak się nie da. Nie da, bo cały utwór jest jednym wartościowym cytatem i gdybym miała więcej wolnego czau i silnej woli, postanowiłabym się go nauczyć na pamięć. Dlaczego?

Życie jest niesprawiedliwe, ale i tak jest dobre

 To pierwsza lekcja, którą możemy przeczytać w Bóg nigdy nie mruga i dla mnie był to najpiękniejszy rozdział, jaki przeczytałam w całym swoim życiu, a dzięki jednemu akapitowi zrozumiałam sedno wszystkich moich problemów i zaczęłam je zwalczać. Bo m o g ę , nie muszę. Mogę posprzątać swój pokój, bo został mi dany. Mogę nakarmić psa i zebrać jego kupę z trawnika, bo mam to szczęście posiadać czworonoga. Od przeczytania tej książki każde zdanie, które rodzice zaczynają od "musisz..." ja przeinaczam w "możesz...". Tak, kochani, mogę. Moje życie skupiało się na narzekaniu i niedocenianiu wszystkiego i wszystkich, którzy przewinęli się w moim życiu, a czytając już pierwsze zdania w utworze Reginy Brett pojęłam wreszcie, jak bardzo unieszczęśliwiam siebie takim myśleniem.

Płacz w towarzystwie przynosi większą ulgę niż płacz w samotności

 Wszystkie lekcje niosą za sobą pewne przesłanie, mają cel, którym jest nie tyle przekonanie czytelnika do racji autorki, a jedynie zastanowienie się nad własnym postępowaniem. A może ja też tak robię? A jeśli faktycznie taka/taki jestem? Może czas wreszcie zmienić coś w swoim życiu na lepsze? Podczas lektury właśnie takie pytania pojawiały się w mojej głowie, co dziwne, nawet po przeczytaniu książki pozostały i próbowały znaleźć satysfakcjonującą odpowiedź. Nie przytoczę tutaj przykładu, ponieważ jest on dla mnie bardzo osobisty, ale mogę napisać, że pewne 3 lekcje dotarły do mnie brutalniej niż z początku myślałam i dzięki nim zmieniłam swoje życie. Budząc się, nie myślę o tym, co muszę, ale co mogę zrobić. Wstając z uśmiechem na ustach i posyłając życzenia dobrego dnia do znajomych, mój własny właśnie taki się staje. Dobry.

Zawsze wybieraj życie

Nie jestem w stanie opisać, jak bardzo ta książka wpłynęła na moje życie, bo tego nie da się tak po prostu opowiedzieć. Nadal się szamoczę pomiędzy wiecznym uwielbieniem a miłością do niej. Zmieniła moje spojrzenie na świat, otaczających mnie ludzi, zwierząt czy nawet przedmiotów. Autorka opisała wiele sytuacji ze swojego życia, jak i te zasłyszane od znajomych lub rodziny. Językiem prostym, ładnym i lekkim ukazała, co tak naprawdę jest najważniejsze w życiu. Wiecie? Jeśli nie, powinniście natychmiast sięgnąć po tę książkę! Jeśli tak, tym bardziej musicie ją przeczytać! Ona nie składa się tylko z "prawd objawionych", nie - każdy znajdzie w niej coś innego. Pewien rozdział czytałam cztery razy, a z każdym kolejnym odkrywam w nim coś nowego, coś, co mogłam przeoczyć lub po prostu zmieniłam nastawienie i po przeczytaniu zobaczyłam w innym świetle.

Uwierz w cuda

 Kiedyś nie mogłabym w nie uwierzyć. Byłam marudną, wiecznie smutną i wyolbrzymiającą swoje problemy nastolatką, a jednak pewne osoby to dostrzegły i starały się zmienić to we mnie. Po przeczytaniu Bóg nigdy nie mruga zrozumiałam, że tylko ja mogę to zrobić i to nie dla kogoś innego, ale dla siebie. Nie mówię, że po skończeniu utworu wszystkie problemy zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, nie, jednak to właśnie ta książka nauczyła mi sobie z nimi jakoś radzić i udowodniła, że każdy mój dzień jest cudem.

Bóg Cię kocha, bo jest Bogiem, a nie dlatego, że coś zrobiłeś albo czegoś nie zrobiłeś

Przyznaję, nie jestem wierną i zagorzałą katoliczką. Nigdy nie odczuwałam palącej potrzeby, by pójść do Kościoła na Mszę, wolałam się modlić w domu, w samotności. Wierzyłam w Boga, bo... wiedziałam, że jest. Ta książka bynajmniej nie zmieniła moich poglądów religijnych, jedynie utwierdziła w przekonaniu, że każdy może ją przeczytać, bez względu na wyznanie. Jeśli macie jeszcze wątpliwości, czy sięgnąć po tę lekturę, rozwiejcie je. Pełna ciepła, optymizmu, pięknych myśli i słów - najlepsza przeze mnie przeczytana książka miesiąca, jak nie roku. Gorąco polecam!

Moja ocena: 10/10

wtorek, 1 lipca 2014

Podsumowanie czerwca



Jak już pisałam w poprzednim poście, nadeszły wakacje (<3), ale zanim zaczniemy się cieszyć słońcem, plażą, górami, morzem, leniuchowaniem i książkami, należałoby zamknąć czerwiec i skupić się już całkowicie na kolejnych cudownie zapowiadających się miesiącach. Nie przedłużając...
W czerwcu przeczytałam 7 książek (jedną dwa razy):

- Folwark Zwierzęcy - George Orwell (po polsku i w oryginale, z czego jestem niezmiernie dumna :)
- Dar Julii - Tahereh Mafi
- Jutro 6 -John Marsden
- Pałac północy - Carlos Ruiz Zafon
- Alchemia miłości - Eve Edwards
- Bóg nigdy nie mruga - Regina Brett (recenzja już niedługo)
- Jutro 7 - John Marsden
+ 490 stron Inferno Dana Browna, które skończyłam przed chwilką (recenzja pojawi się w przeciągu kilku dni)
oraz zrecenzowałam także Jutro 3, Requiem i Jutro 4.

Książka/-i miesiąca: Bóg nigdy nie mruga.
Anty-książka/-i miesiąca: Pałac północy.

Co nam daje 2762 stron, dziennie ok. 92, z czego jestem bardzo, bardzo zadowolona :)) Mało recenzji, ale... nie, niestety w tym miesiącu to się nie zmieni. Na dwa tygodnie wyjeżdżam z rodziną nad morze i wciąż próbuję ich przekonać do zabrania laptopa. Chociaż oni mają za sobą naprawdę dobre argumenty (odpoczniesz od komputera, nabierzesz dystansu i te sprawy), przeraża mnie myśl, że mogłabym Was opuścić na całe dwa tygodnie. Mam nadzieję, że będzie dobrze, a jeśli nie będzie, to... i tak będzie :') "Życie jest niesprawiedliwe, ale i tak jest dobre." Cytat z książki miesiąca <3
O swoich planach wakacyjnych rozpisałam się TUTAJ, więc jeśli ktoś nie czytał, serdecznie zapraszam. :)
Do napisania, kochani, no i wakacji pełnych cudów, radości, uśmiechu i książek! Każdemu z nas należy się odpoczynek, również osobom, które ich oficjalnie nie mają :')