poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Co my dzisiaj mamy?

 Dzisiaj na szybko i z pośpiechem, bo wróciłam późno, a jeszcze nawet nie zajrzałam do zeszytów...


 Czy ktoś wie, jaki mamy dziś dzień?
.
.
.
.
27 kwietnia! A to oznacza tylko jedno...

Urodziny bloga! 

Te 12 miesięcy minęły niesamowicie szybko, sama jestem w szoku, że udało mi się być na tyle konsekwentną i prowadzić dla Was tę stronkę tyle czasu. Zapewne podejrzewacie (i słusznie), że mam bardzo słomiany zapał - tym bardziej jestem z siebie dumna i szczęśliwa!

Co mogę zrobić, jeśli nie podziękować Wam wszystkim za bycie ze mną, tworzenie tego małego miejsca w światku blogosfery, komentowania, obserwowania i dzielenia się radością pozyskaną z książek? Jesteście najwspanialsi na świecie, wszyscy razem i każdy z osobna! Czuję, że wyczerpię limit wykrzykników, ale hej, kogo to obchodzi? Dzisiaj świętujemy razem, bo sam fakt, że jeszcze nie zniknęłam w morzu innych recenzentów zawdzięczam Wam i Waszej aktywności na blogu. Jeszcze raz: dziękuję!

 Póki jest to luźny post, pozwolę sobie na garść ogłoszeń:
- z okazji rocznicy miał pojawić się szablon, ale niestety będziecie musieli poczekać do jutra - wtedy, mam taką nadzieję, gotowa grafika już ukaże się na blogu.
- za kilka dni, do tygodnia, postaram się zorganizować konkurs rocznicowy. Do wygrania będą na pewno dwie książki (chociaż wciąż nie wiem jakie), więc bądźcie cierpliwi!
- w pewną piękną majową sobotę wybieram się do Warszawy - tak, tak, dobrze myślicie, mówię o Targach! To już pewne, bilety na pociąg kupione, kartka uprawniająca do wstępu jako bloger - wydrukowana, jeszcze tylko brakuje mi waszej obecności - będziecie?

Oby ten wieczór był dla Was tak piękny, jak jest dla mnie!
Miłego tygodnia :)

niedziela, 26 kwietnia 2015

059. Gra Endera







Tytuł: Gra Endera
Tytuł oryginału: Ender's game
Autor: Orson Scott Card
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Ilość: 328 stron
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka








Czasami na kłamstwach można polegać bardziej niż na prawdzie.


Czy potraficie wyobrazić sobie świat za kilkadziesiąt lat? Technologia, o której nigdy się Wam nie śniło, rozwiązania, które nigdy nie przyszłyby Wam do głowy i... niewyobrażalnie wielka wojna w kosmosie, która dla wszystkich byłaby numerem jeden. Jesteśmy w przyszłości i sytuacja przedstawia się następująco: Robale, przybysze z innej planety, pragną przejąć Ziemię - cała ludzkość znajduje się w ogromnym niebezpieczeństwie. W tym celu najwyższe rangą jednostki wojskowe przygotowują ostatnią nadzieję mającą za zadanie dowodzić oddziałami podczas ostatecznego starcia z wrogiem. Nadzieję, którą staje się mały chłopiec.

Nie wyobrażam sobie czytania książek omijając po drodze starsze pozycje i sięgając tylko po te współczesne, "na czasie". Dobrze wiecie o co mi chodzi - trochę zniszczona okładka, pożółknięte strony, charakterystyczny zapach, a potem zatracenie w fabule, która nie ma sobie równych (czy można świadomie się tego wyrzec?). Tak właśnie było u mnie w przypadku Gry Endera - nawet jej nie zaczęłam, a już wiedziałam, że musi być dobra. Czy miałam rację?

Tak! Przede wszystkim warto wspomnieć, że jest to książka, która bardzo szybko się rozwija. Nie mamy tutaj zbędnych opisów czy refleksji, a jednak autor potrafił zaspokoić głód nawet najbardziej wybrednego książkoholika - zarówno pod względem natężenia akcji, jak i wprowadzenia do fabuły poprzez nakreślenie cech postaci, obiektów oraz miejsc, które tworzą tło całej historii.  

Gra Endera jest powieścią prawie idealną. Jedyne, co przeraziło mnie na samym początku, to wiek dzieci, które stanowią ponad 3/4 bohaterów w tej książce. Zadania, plany, strategie, bitwy... to wszystko na głowie siedmioletniego chłopca. Przyłapywałam się często na tym, że wyobrażam sobie postaci dorosłych, tymczasem były to maksymalnie 11-latki. Mój punkt widzenia i osąd tak młodych osób zmienił się diametralnie po przeczytaniu tej książki - zachowania i myśli, zwykle towarzyszące 20-30-letnim ludziom, tutaj możemy dostrzec w 9-letniej dziewczynce. To jednocześnie niepokojące i fascynujące, nieprawdaż?

 Należy również zwrócić uwagę na problemy, które poruszane są w książce, a w szczególności temat brania odpowiedzialności za czyny, które się popełnia - po odłożeniu powieści jeszcze nieraz wracałam myślami do niej i zastanawiałam się nad słusznością postępowań poszczególnych osób.

Ta książka dowodzi tego, że nie tylko powieści potrafią być złożone i wielowymiarowe, ale również ich czytelnicy. Gra Endera poruszyła inną cząstkę mojej osobowości, o którą bym siebie nigdy nie podejrzewała - tę romantyczną, spragnioną miłości i romansu pozostawiła w spokoju, zabierając w zamian tę odpowiedzialną za chęć przeżycia przygody w wykreowanym przez Orsona Scotta Carda świecie. Autor nie przesadził ani z formą, ani z treścią - wszystko było dopracowane, czytelne i niesamowicie wciągające. Polecam z całego serca - nie zawiedziecie się!

środa, 22 kwietnia 2015

Polscy Booktuberzy Tag

Hej, hej!
Dzisiaj przychodzę do Was z naprawdę ciekawym TAG-iem autorstwa Asik (link do jej bloga znajdziecie tutaj). Asik przybliżyła nam trochę polską booktuberowską społeczność tworząc pytania z  charakterystycznymi cechami danego kanału na youtubie. Autorce gratuluję kreatywności, a Was zapraszam na książkowo-filmowy book tag :)

1. Książka, która rozpiernicza system!

Wahałam się pomiędzy kilkoma książkami, ale wygrała jedna jedyna i jest nią Posłaniec Markusa Zusaka. Czytałam ją w marcu, ale wciąż pamiętam emocje, które targały mną podczas lektury - zdania przepływały przeze mnie lekko i łagodnie, niczym spokojna tafla oceanu, ale pozostawiały w stanie kompletnego szoku i niedowierzania, jakby za sobą kryły szalejące tsunami. Ta książka nie tylko rozpiernicza system - ona go dobija kijem do ziemi i rozgniata na malutkie kawałeczki.

2. Książka, w której wszystko było dopracowane, a autor wykazał się wielką wyobraźnią.

Wystarczyło jedno spojrzenie na ostatnio przeczytane powieści i już nie miałam wątpliwości. Pod względem szczegółów, detali, niesamowitego dopracowania i przede wszystkim wyobraźni wygrywa na tym polu Gra Endera, którego autorem jest Orson Scott Card (recenzja już niedługo na blogu!). Byłam zachwycona światem wykreowanym przez autora, a kreatywność i oryginalne pomysły za każdym razem wbijały mnie w fotel - mówię Wam, coś niesamowitego!

3. Najbardziej urocza książka.

Ostatnio unikam takiej literatury, ale z tej ostatnio przeczytanej mogę wyróżnić Girl Online autorstwa młodej vlogerki Zoe Sugg. Powieść nie była wybitna, ale właśnie lekkością i humorem zdobyła moje serce. Przewidując każdy następny ruch Penny odkryłam w sobie umiejętność dedukowania, a problemy i wątpliwości głównej bohaterki były... po prostu urocze.

4. Książka, o której później zmieniłeś zdanie. 

O, taką powieścią jest Baśniarz Antonii Michaelis. Na początku nie byłam do niej przekonana, ale potem stało się coś pięknego i cudownego, co zabrało mnie w świat Abla i Anny. Tę książkę pamiętam z jednego bardzo ważnego powodu - nie potrafiłam zdecydować się, co o niej sądzę. Raz przytulałam ją do piersi, by potem z całej siły pragnąć rozedrzeć jej kartki lub chociaż wyrzucić przez okno. To, co działo się ze mną podczas czytania, przeszło w mojej rodzinie do historii. A koniec... koniec był początkiem moich łez i szerokiego uśmiechu. Polecam z całego serca.

5. Książka, przy której najlepiej pije się herbatkę.

Tu wybór był bardzo prosty, bo herbatę najlepiej pije się, gdy jest zimno, dlatego do tej kategorii pasuje Black Ice Beki Fitzpatrick. Nawet kiedy zdarzały się momenty, że powieść nie wzbudzała we mnie gorących uczuć, wszystko nadrabiał pyszny napój w ulubionym kubku. Zdecydowanie polecam na śnieżne lub deszczowe wieczory, kocyk dorzucam gratis!

6. Ulubiona krótka książka.

 Moją najukochańszą krótką książką był i zawsze będzie Charlie Stephena Chbosky'ego. Nic dodać, nic ująć, każdy kto zapoznał się z tą powieścią pisaną w formie listów wie o czym mówię - dojrzała, ciekawa historia dla nastolatków i nie tylko, a moja ulubiona historia w wersji short.

7. Książka, o której powinni dowiedzieć się wszyscy. 

Och, to dziecinnie proste! Oczywiście Bóg nigdy nie mruga Reginy Brett. Uwielbiam tę książkę, uwielbiam tę autorkę i jej myśli, uwielbiam każdą lekcję, jaką mi przekazuje w swoich utworach, a nade wszystko uwielbiam cytaty, mądrość płynącą z choćby jednego słowa, dojrzałość i podejście do życia. Niech wieść się rozniesie, bo oto nadchodzi książka, o której powinni dowiedzieć się wszyscy!

8. Książka, której akcja rozwija się stopniowo.

Do tej kategorii najbardziej pasuje Anna Karenina Lwa Tołsoja. Powieść ma ponad 900 stron, dlatego całą akcję poprzedzają liczne opisy, by czytelnik mógł zaznajomić się z bohaterami, klimatem i XIX-wieczną Rosją. Nie dajcie się zmylić, to wcale nie znaczy, że będziecie się nudzić - wręcz przeciwnie, nie oderwiecie się ani na chwilę!

9. Ulubiony klasyk. 

Czytałam wiele klasycznych pozycji i tutaj dałabym po raz kolejny Annę Kareninę, ale nie chcę się powtarzać, więc postawię na Małego Księcia Antoine De Saint-Exupery'ego. Krótka, piękna książka, która uczy czytelnika w każdym wieku, 10-ciu, 17-stu, 30-stu czy 75-ciu. Kto jeszcze nie zna (a wątpię, by były takie osoby), niech rzuca wszystko i idzie czytać!

10. Książka, którą Ci zaspojlerowano...

Gwiazd naszych wina Johna Greena. To był cios w serce... co ja mówię, cios w moją czytelniczą duszę. Zwykły przypadek, a jednak bardzo na tym ucierpiałam. Nie polecam, 2/10.

11. Książka, którą możesz czytać w kółko i nigdy Ci się nie znudzi.

Na początku stawiałam na Harry'ego Pottera, bo to przecież najlepsza seria dzieciństwa, ale po namyśle stwierdziłam, że moją najukochańszą książką, do której wracam i wracam i wciąż na nowo ją poznaję, jest Szukając Alaski. Ten tag przypomniał mi, że nie sięgałam po nią od kilku miesięcy, muszę to nadrobić...
________________________________________________________________________

Mam nadzieję, że TAG spodobał się Wam. Dajcie znać jak Wy byście odpowiedzieli na podane pytania - może któraś z Waszych książek pokryłaby się z moją? :)

Informacja dnia/miesiąca/roku/życia:
Przed sekundą otrzymałam potwierdzenie pozytywnie rozpatrzonego zgłoszenia na Targi Książek w Warszawie! To będzie pierwsze wydarzenie w stolicy, w którym wezmę udział i tak niesamowicie się cieszę, że będę mogła tam być, poznać Was, porozmawiać z Wami i nakupować tyle pięknych książek! (myślicie, że mogę sobie odpuścić odwyk na ten jeden dzień?) Pojawię się wraz z otwarciem o 10:00 rano 16-tego maja - mam nadzieję, że ktoś z Was również dołączy i będę mogła zamienić z nim chociaż kilka słów :) 
Kogo z Was poznam osobiście? 

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

058. Dom kryty gontem








Tytuł oryginału: Dom kryty gontem
Autor: Nina Stanisławska
Ilość: 300 stron
Wydawnictwo: Zysk i S-ka








 Wszystko można wybaczyć. Trzeba mieć tylko w sobie wiele miłości.

Jedna krótka informacja w gazecie i pojawiają się wspomnienia. Przypominasz sobie dzieciństwo, wracasz do przeszłości i oddajesz się rozmyślaniom, co by było gdyby - właśnie to spotyka Olgę, kiedy dowiaduje się o śmierci ojca. Wraz z Robertem, starym przyjacielem rodziny, musi poradzić sobie z niedokończonymi sprawami, by wrócić jak najszybciej do ukochanej rutyny i po raz kolejny zapomnieć. Okazuje się jednak, że w całą historię zamieszana jest jeszcze jedna osoba, która wniesie kolejne komplikacje i wątpliwości. Czy Olga znajdzie w sobie wystarczająco siły, by zmierzyć się z demonami ojca i poznać prawdę?

Powieść ma niesamowicie piękną okładkę i zachęcający opis. Chociaż objętością nie powala, wpisuje się w kanon krótkich, ciekawych pozycji, które mają za zadanie jedynie dostarczyć czytelnikowi kilka godzin rozrywki podczas czytania. Nic więcej. Debiut Niny Stanisławskiej nie odbiega w dużej mierze od tego szablonu, niemniej jednak autorka pokusiła się o wprowadzenie kilku oryginalnych detali, których na pewno nie znajdziemy w żadnej innej książce tego typu - jest to niewątpliwie plus i ciekawe urozmaicenie fabuły, którą początkowo chciałam spisać na straty.

 Niestety, nie mogę zapomnieć o największym minusie całej historii, jakim jest przewidywalność. Okay, powieść jest wciągająca i czyta się ją bardzo szybko, ale jak już wiemy co będzie dalej, cała radość z poznawania losów rodziny Brzozowskich ulatnia się i pozostaje tylko spokojna rezygnacja i akceptacja takiego, a nie innego przebiegu akcji. Co więcej: słabym punktem pani Niny są opisy. Przedzierając się przez kolejne strony częściej miałam wrażenie, że jest to napisany scenariusz do filmu niż książka.

Bohaterowie? Nie wczułam się w żadnego z nich - ich zachowania były dla mnie całkowicie niezrozumiałe i nawiązujące do poczynań nastolatków, nie dorosłych osób. Darzyłam sympatią jedynie Roberta, chociaż nawet on nie zawsze cechował się dojrzałością. Cała gama postaci była dla mnie zbyt idealna; wykreowana jak filmowe aktorki i aktorzy, którym się zazdrości i podziwia, ale raczej nie utożsamia z nimi samych siebie.

Czego możemy nauczyć się z tej książki? Wybaczania. Autorka porusza problemy konfliktów z rodzicami, a na światło dzienne wychodzą również demony przeszłości, z którymi nasi bohaterowie muszą sobie poradzić. Oprócz tego pojawia się ciekawie przedstawiony wątek odnajdywania siebie i poszukiwania własnego ja - pokazuje w prosty sposób, jak ważne jest bycie sobą i nie udawanie kogoś innego.

Jak wychodzi Dom kryty gontem w ogólnym rozrachunku? Całkiem nieźle. Zdaję sobie sprawę, że ta książka już z góry miała narzuconą kompozycję, wykreowanych bohaterów i idylliczne zakończenie - mimo to trochę się na niej zawiodłam. Tego typu powieści zawsze zawierają uniwersalne przesłanie, a Ty przez te kilkanaście minut wierzysz w cudowną męską postać oraz historię, która została przedstawiona na kartach książki, ale... Ale potem budzisz się z pięknego snu, patrzysz na okładkę ze smutnym uśmiechem i odkładasz lekturę na półkę, by już nigdy do niej nie wrócić.

środa, 15 kwietnia 2015

057. Anna Karenina







Tytuł: Anna Karenina
Tytuł oryginału: Aнна Kapeнина
Autor: Lew Tołsoj
Ilość: 912 stron
Wydawnictwo: Znak









Klasyka. Niejeden z Was czytał przynajmniej jedną z książek, które należą do tej grupy. Niejeden z Was poczuł miłość do niej po przeczytaniu ostatniej strony, ale było też wielu, którzy przerwali w połowie, bo "to nie dla nich". Niejeden z Was uczynił klasykę swoim ulubionym gatunkiem, były jednak i osoby, które nie chciały mieć z nią nic wspólnego. W tym przypadku Anna Karenina wyróżnia się przynajmniej jednym aspektem wśród innych klasycznych pozycji - ilością stron. A jak jest z treścią?

Kiedy pytałam kilku osób, o czym jest słynna powieść Lwa Tołsoja, odpowiadali mi: o miłości. Patrzyłam na okładkę i widziałam wyróżnione tłustym drukiem zdanie "Historia miłosna wszech czasów". Pomyślałam hmm, no romansidło jak nic!... ale to nie do końca była prawda i nie myślcie sobie, moi drodzy, że tu wszystko jest romansem, flirtem i zabawą. Anna Karenina to książka o życiu. Poglądy, religia, polityka, codzienność, spotkania towarzyskie - to jedynie przedsmak tego, co pojawia się tutaj, w XIX-wiecznej Rosji - wątek tytułowej bohaterki staje się tylko tłem dla wszystkich wydarzeń, które rozgrywają się w powieści. Są intrygi, są zdrady i są namiętności. Czy i dla Ciebie, czytelniku, znajdzie się tu miejsce?

Oczywiście! Sama jestem wprost zakochana w tej książce. Wprawdzie słyszałam same zachwalające opinie, ale byłam też przygotowana na najgorsze, którego... po prostu się nie doczekałam. Wszystko było idealnie dopracowane, każdy przecinek i kropka miały swoje miejsce, a poszczególne akapity tworzyły magiczną wiązankę myśli i uczuć postaci (mimo że powieść jest utrzymana w trzecioosobowej narracji!). Styl autora oczarował mnie od pierwszej strony, zabrał w świat rosyjskich obywateli i nie chciał puścić z powrotem - zresztą nie dziwię mu się! Czytanie Anny Kareniny to jak smakowanie ulubionej kawy lub herbaty - spijasz początek małymi łyczkami, by potem przepaść w esencji smaku i pochłonąć końcówkę jak najszybciej. Za sam warsztat autora byłam w stanie dać sześć punktów na dziesięć. Klimat i język, który go tworzy, są magiczne, ale...

...postacie już nie do końca. Nie zrozumcie mnie źle, każdy z bohaterów, nawet tych drugoplanowych, był wykreowany w sposób ciekawy i, przede wszystkim, niezwykle złożony - Tołsoj nie oszczędził nikogo. Natomiast charakterystyka niektórych pozostawiała wiele do życzenia: nie polubiłam się z Anną. Była egoistką, zapatrzoną w siebie, upartą młodą kobietą, która, muszę przyznać, wiele wycierpiała dla miłości, ale za to ile osób w jej imię poświęciła... Wroński, mimo wielu swoich zalet, również nie przypadł mi do gustu. Jedynie Lewin spodobał mi się od początku i do samego końca był moją ulubioną postacią - nie zgadzałam się z większością poglądów, jakie wyznawał, ale szanowałam każde z nich, zarówno te wypowiedziane głośno, jak i wszystkie przemilczane, które pozostawiał dla siebie. To właśnie jego portret zaczarował mnie i przyćmił mały, choć niemiły akcent...

...występującego w tej książce kalejdoskopu. Widzieliście może kiedyś grafikę przedstawiającą ten sam krajobraz, zmieniający się jedynie pod wpływem pór roku, następujących po sobie w przyśpieszonym tempie? Mogłabym porównać moje uczucia względem tej powieści do następujących po sobie kolejno wiosny, kiedy wszystko zaczyna się rozwijać; lata, kiedy zaczyna się coś dziać i akcja nabiera tempa; jesieni, spokojniejszej i stonowanej, ale wciąż traktowanej z sentymentem i miłością; zimy, kiedy mój entuzjazm nieco osłabł, a tytułowa bohaterka denerwowała mnie na każdym kroku. Niemniej jednak...

...poznanie historii Anny i Wrońskiego było piękną podróżą po Rosji i XIX wieku. Zrozumiałam, jak wielka jest potęga miłości, ale i ze smutkiem śledziłam wszystkie konsekwencje, które z niej wynikały. Spotkałam wybitnego autora i zakochałam się w stworzonym przez niego klimacie, ale moje emocje ostudziły ostatnie kilkadziesiąt stron. Anna Karenina to znakomita, wielowarstwowa powieść, którą każdy powinien przeczytać. Jeśli jeszcze Was dostatecznie nie przekonałam, niech zrobi to ostatnie zdanie tej recenzji, bo naprawdę warto!


Książka bierze udział w wyzwaniu:
Czytamy opasłe tomiska

środa, 8 kwietnia 2015

056. Złodzieje nieba







Tytuł: Złodzieje nieba
Tytuł oryginału: Himmelsdiebe
Autor: Peter Prange
Ilość: 496
Wydawnictwo: Sonia Draga








Sztuka, XX wiek, romans i Francja - te kilka haseł mogłyby śmiało charakteryzować książkę Petera Prange. Złodzieje nieba zachęcają nie tylko klimatyczną okładką, która woła do czytelników "dotknij mnie!", ale również tajemniczym opisem - wspomina o pierwszym spotkaniu głównych bohaterów, pojawia się również kontur, zaledwie szkic obu postaci (Laura - dwudziestoletnia studentka malarstwa i Harry - artysta i ekscentryk) oraz nawiązuje, bo nie sposób pominąć tego wydarzenia, do II Wojny Światowej. To wszystko ukazane na tle malarstwa, a za tematy przewodnie służą miłość, namiętność i pasja do... życia. Brzmi pięknie, prawda?

I tak, i nie. Na malarstwie nie znam się i przyznaję to bez wstydu, bo nigdy nie ciągnęło mnie w te strony sztuki. Pod tym względem Bóg poskąpił mi talentu, dlatego oglądając obrazy na języku polskim mogę tylko nieśmiało komentować co ładniejsze i brzydsze elementy, modląc się w duchu, żeby nikt nie zauważył mojego braku poczucia estetyki i lekko spaczonego gustu. Możecie rzec: "ile ludzi, tyle opinii" i myślę, że idealnym nawiązaniem do tego zdania będą właśnie Złodzieje nieba, ponieważ trudno ocenić obrazy nie widząc ich i nie znając się na sztuce, ale... postanowiłam podjąć się tego wyzwania, którego efekty widzicie poniżej.

Dlaczego nie? No cóż, nie porwały mnie długie i szczegółowe opisy. Chociaż dobór słów był zadziwiająco trafny, a styl ładny, zgrabny i przyjemny w odbiorze, miałam wrażenie, że wciąż czytam jedno i to samo, dlatego od połowy książki już liczyłam strony do końca. Z drugiej strony autor miał w sobie coś charakterystycznego i z pewnością można to zaliczyć na plus, bo wyróżniało się wśród innych pisarzy - jestem ciekawa, czy inne książki jego pióra utrzymują się w klimacie Złodziei nieba, bo z chęcią sięgnęłabym po nie choćby tylko dla tej wyjątkowości.

Bohaterowie? Barwni, żywi i z charakterkiem, czyli wzorowi artyści. Podejmowali pochopne decyzje, ponosiły ich emocje i ich zachowania w większości były zbyt irracjonalne, żebym mogła je zrozumieć, ale mimo to polubiłam i Laurę, i Harry'ego. Może nie do końca wpisywali się w mój zakres oczekiwań co do postaci, bo miejscami miałam wrażenie, że targają nimi sprzeczności, a ja nie pałam sympatią do ludzi, którzy mówią jedno i robią drugie. Z tego można jednak wysnuć ciekawy wniosek - malarze są trudnymi ludźmi.

Czy było o potędze miłości? Tak. Czy dałam się porwać klimatowi? Owszem. Czy bohaterowie pokonali granice fantazji? Jak najbardziej. Może nie jest to najlepsza powieść, którą przeczytałam w tym roku, ale ma swój urok. Zdaję sobie sprawę, że może nie spodobać się wszystkim, bo tematyka jest dość specyficzna, a i pewne elementy mogą zaskakiwać, ale warto sięgnąć by przekonać się, czy ta książka jest właśnie dla ciebie.

czwartek, 2 kwietnia 2015

Social Media Book Tag


 zdjęcie znalezione tutaj

Witam Was w ten deszczowo-śniegowy dzień (naprawdę, pogodo? Naprawdę?). Dzisiaj przychodzę z ciekawym Tagiem, na który miałam ochotę od bardzo, bardzo dawna, ale jakoś zawsze było mi z nim nie po drodze. Mowa tutaj o Social Media Book Tag autorstwa faultydevices (link do oryginalnego filmiku). Polega on na dopasowaniu poszczególnego portalu społecznościowego do książki, która się z nim kojarzy. Zaczynamy!

1. Twitter: twoja ulubiona krótka książka.
 Od razu pomyślałam o Charlie Stephena Chbosky'ego, bo jest to powieść bardzo krótka, ale niesamowicie wciągająca i cóż, wraz z filmem stanowi jedno z moich ulubionych połączeń (książka + jej ekranizacja/adaptacja). Po namyśle dorzuciłabym tutaj również Hobbita pana Tolkiena, ponieważ uwielbiam tę powieść, a dwie części ekranizacji (trzecia wciąż przede mną) oglądało mi się o wiele lepiej niż całą trylogię Władcy Pierścieni.

  2. Facebook: książka, którą każdy czytał i poczułeś presję, by też ją przeczytać.
 Wbrew pozorom to bardzo trudny wybór, bo było dużo powieści, trylogii czy serii, po które wszyscy sięgali, a ja z początku nie miałam na nie ochoty. Z pewnością była to seria George'a R. R. Martina Pieśń Lodu i Ognia - wszyscy znajomi czytali i oglądali serial, a ja wciąż czułam wstyd - no bo jak to tak, nie przeczytać nawet pierwszej części Gry o Tron? Ponadto dużo osób zachwalało Złodziejkę książek, którą nadrobiłam dopiero w tamtym roku czy serię Pretty Little Liars (która, notabene, wciąż jeszcze przede mną) - książki z tej kategorii mogłabym wymieniać i wymieniać, ale to chyba trzy najbardziej znane.

3. Tumblr: książka, którą przeczytałeś, zanim to było popularne.
 Tutaj mogę się poszczyć przed wszystkimi fanami Igrzysk Śmierci, bo całą trylogię przeczytałam jeszcze w roku jej wydania (bodajże 2009/2010) i wydała mi się... średnia. Zanim nastąpił szał na jej punkcie, ja miałam ją już dawno za sobą i dziwiłam się ludziom, którzy tak ją zachwalali (szczególnie niezrozumiały był dla mnie podziw i ekscytacja związana z ekranizacją pierwszej części, która była bardzo, bardzo przeciętna).

4. MySpace: książka, którą nie pamiętasz, czy ci się podobała, czy nie.
 Zazwyczaj pamiętam moje uczucia względem każdej powieści, a jak nie, to patrzę na okładkę i od razu rozjaśnia mi się w głowie. Nie do końca kojarzę, co działo się w pierwszych trzech tomach Pamiętników Wampirów i jaki miałam do nich stosunek, ale musiały być kiepskie, skoro nie sięgnęłam po kolejne części - pod względem czytania poszczególnych serii jestem masochistką; muszę skończyć wszystko to, co zacznę.

  5. Instagram: książka, która była tak ładna, że musiałeś zrobić jej zdjęcie.
 Nie korzystam z instagrama i naprawdę bardzo, bardzo rzadko robię zdjęcia książkom, ale jeśli już, to najbardziej ujęła mnie okładka Miniaturzystki Jessie Burton, Złodziejki książek (tej w twardej oprawie) oraz Bóg nigdy nie mruga Reginy Brett.

  6. YouTube: książka, której ekranizację chciałbyś zobaczyć.
  Jest tylko jedna książka, której ekranizację tak bardzo chciałabym zobaczyć, że to aż boli, i mówię tu o Baśniarzu Antonii Michaelis. Są inne powieści warte przeniesienia na ekran, ale ta jest taką priorytetową, którą bardzo, bardzo, baaaardzo chciałabym obejrzeć (chyba że reżyser i aktorzy ją zepsują).

  7. GoodReads: książka, którą polecasz wszystkim.
 I tutaj wybór był prosty, bo mam dwie takie książki - pierwszą z nich jest Szukając Alaski Johna Greena, którą kocham, kocham i jeszcze raz kocham (muszę do niej koniecznie wrócić!) oraz Cień Wiatru Carlosa Ruiza Zafona - obie są moimi ulubionymi i obie uwielbiam tak samo. Jeśli jeszcze nie sięgnęliście po którąś z nich, musicie to nadrobić!

To już koniec Tagu, mam nadzieję, że podobają się Wam takie przerywniki w dodawaniu recenzji, z mojej strony mogę Was tylko zaprosić do tej zabawy i życzyć miłego Wielkoczwartkowego popołudnia!

Jak Wy byście odpowiedzieli na poszczególne pytania? Może też byście dopasowali niektóre książki jak ja? Piszcie w komentarzu co i jak - jeśli robiliście już ten Tag lub macie zamiar i zrobicie go na swoim blogu, dajcie linki pod tym postem, z chęcią wejdę i porównam Wasze odpowiedzi z moimi :)