środa, 28 października 2015

Czy maraton czytelniczy jest czymś złym?



Maraton czytelniczy. Temat idealny na zapowiadający się okres grozy i strachu, ale nie tylko. Kiedy najczęściej wracamy do ukochanych serii lub zaczynamy nowe? W dni wolne lub w zapowiadające się tygodnie czytelniczej swobody i odpoczynku - Święta Bożego Narodzenia! Myśląc o grudniu, mam już przed oczami tonę jedzenia, śnieg, tylko teoretycznie oczywiście, i walizkę książek, którą przytaszczę do dziadków. Zaplanowałam sobie dwa maratony czytelnicze składające się z sześciu tomów i dwie trylogie. Problemem nie jest jednak tylko 24-godzinna doba (chociaż zamierzam czytać cały dzień i pół nocy), ale również moja mentalność. Czy to dobrze, że czytam wszystko naraz?

 Z jednej strony tak. Trzeba wziąć pod uwagę to, że czytając wszystkie części po kolei, nie tracisz wątku, pamiętasz postaci i ich charaktery, nie gubisz się w gąszczu intryg i spisków. Jeśli cykl okazuje się być naprawdę dobry, przedłużasz sobie jedynie przyjemność. Cieszy Cię myśl, że jesteś dopiero po drugim tomie, obok leżą jeszcze cztery nieprzeczytane i wiesz, że po kilku godzinach skończysz ostatni akapit, a to i tak nie będzie koniec Twojej przygody z tą historią. Problem zaczyna się...

...kiedy mija kilka dni, Twoje oczy są otwarte wyłącznie dzięki kawie i wykałaczkom trzymającym powieki, a Ty kończysz ostatnią część i patrzysz z nadzieją na półkę, gdzie powinna leżeć kontynuacja. A jej nie ma. W głowie masz pustkę, czujesz się zdezorientowany, przytłoczony i kompletnie nieprzygotowany na to, że to definitywny koniec. Tracisz sens życia, a jedyne pytanie, jakie nasuwa Ci się po zamknięciu książki to: czy to możliwe, że nie ma kolejnego tomu?

Uwielbiam maratony, i to nie tylko czytelnicze. Pięć powieści tego samego autora, trzy filmy pod rząd, siedem kubków herbaty w ciągu jednego dnia... Moje życie, a jak podejrzewam często też i Wasze, składa się z maratonów, które robimy, świadomie lub nie. Niestety nie zawsze wychodzi nam to na dobre. Jedną z najgorszych, chociaż też i najbardziej oczywistych rzeczy, jest poświęcenie ukochanej serii jak najmniej czasu. Każdy czytelnik wie i rozumie ten ból, kiedy po nieprzespanej nocy i dwóch książkach z jego ulubionym bohaterem nagle znajduje się w rozsypce, bo owszem, przeczytał na hurra wszystko, od nazwy wydawnictwa po podziękowania od autora włącznie, poświęcił czas, życie, dobrą ocenę z jutrzejszego testu z matematyki i spędził 10 godzin tam, gdzie czuje się najlepiej, ale...
 
...ale zamiast delektować się językiem, fabułą - samą książką! - on od razu poszedł na całość, a niedosyt zżera mu teraz wątrobę i żołądek. Nie jestem przeciwniczką maratonów czytelniczych, bo jak sama pisałam, uwielbiam je robić i nie wstydzę się tego. Czasami jednak lubię zrobić sobie przerwę pomiędzy jedną częścią a drugą. Odpoczywam na chwilę od fabuły, ćwiczę cierpliwość (zwłaszcza po książce, która skończyła się szokiem wymalowanym na mojej twarzy) i biorę oddech przez kolejnym tomem. Często jest tak, że ja nawet nie chcę tej przerwy. Ja jej potrzebuję. Tak jak potrzebuję wracać do Harry'ego co roku. Tak jak potrzebuję przeplatać fantastykę z powieściami innego gatunku, by nie oszaleć. Tak jak potrzebuję kawy do życia i czekolady do przetrwania rozszerzonej geografii. 

A co Wy sądzicie o maratonach czytelniczych?

P.S. Postanowiłam próbnie wprowadzić Disqusa, który świetnie sprawdza się na innych blogach, więc może i tutaj zda swój egzamin. Mam nadzieję, że nie zrazicie się do tej zmiany i dajcie koniecznie znać jaką formę komentowania wolicie: Bloggera czy Disqusa.

Miłego wieczoru!

niedziela, 25 października 2015

085. [Przedpremierowo] Girl Online w Trasie


Tytuł: Girl Online w trasie
Tytuł oryginału: Girl Online: on Tour
Autor: Zoe Sugg
Tłumacz: Olga Siara
Ilość: 338 stron
Wydawnictwo: Insignis

Premiera: 4 listopada 2015 roku



Kto z nas nie zna Zoelli, słynnej vlogerki modowej, która na swoim kanale zebrała już prawie dziewięć i pół miliona subskrybentów? Tym razem młoda Brytyjka powraca do nas z drugą częścią serii o 16-letniej dziewczynie, Penny. Na początku nie byłam zadowolona, że powstaje kontynuacja. Po przeczytaniu Girl Online uznałam, że wszystko zostało opowiedziane i nie ma sensu pisanie na siłę kolejnych tomów. Potem jednak uświadomiłam sobie, że sięgnięcie po Girl Online w trasie będzie doskonałą okazją, by dowiedzieć się, jak przebiega trasa koncertowa artystów. Chciałam też zobaczyć, czy autorka zrobiła postępy i rozwinęła się w pisaniu oraz, nie ukrywam, po prostu brakowało mi humoru Zoe. Chcecie wiedzieć, jak w moich oczach wypadła druga część? Zapraszam!

Zaczynają się wakacje, a to oznacza dla Penny jedno: wymarzony wyjazd ze swoim uzdolnionym chłopakiem, Noah, w dwutygodniową trasę koncertową. Pomimo wielu wątpliwości dziewczyna jest przekonana, że spędzi w europejskich stolicach niezapomniane chwile i będzie się dobrze bawić. Rzeczywistość okazuje się jednak inna i Penny wkrótce się przekona, że życie u boku sławnego chłopaka wcale nie jest takie łatwe, a walki z fankami i zapełnionym kalendarzem Noah to dopiero początek.

Ostatnio miałam bardzo ciężki okres w szkole i długo szukałam książki, która pomoże mi zapomnieć o niekończących się sprawdzianach, kartkówkach i odpytywaniach przy tablicy. Brzmi banalnie, ale powracając do nastoletnich problemów głównej bohaterki, oderwałam się na cztery godziny od własnych i to dało mi chwilę na zaczerpnięcie oddechu. Przypomniałam sobie, za co tak bardzo cenię Girl Online i jej autorkę. Uśmiechałam się i wściekałam razem z Penny, jej przeszkody traktując jak własne. To jedyna taka postać w historii przeczytanych książek, z którą utożsamienie się było dla mnie czymś tak naturalnym jak przewracanie kolejnych stron. 

Każdy z nas ma tylko jedno życie i możemy sami decydować, jak je przeżyjemy. Musicie zrozumieć, że niezależnie od tego, co mówią inni ludzie i jak próbują na was wpłynąć, ostatecznie wybór należy do was.

Wraz z bohaterką rozwinęła się również fabuła i pojawiły się świeże pomysły, które okazały się bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Największym z nich było zakończenie i teraz z niecierpliwością będę oczekiwać trzeciej części, która, mam nadzieję, zostanie wydana jak najszybciej. Nie mogłam nie dostrzec dojrzałości przebijającej się z kart tej książki. Girl Online, pozornie dla nastolatek w przedziale wiekowym 12-15, porusza tematy, które i mnie nie są obce, jak np. wybór własnej drogi w życiu. Przypomina nam o tym, by nigdy się nie poddawać i robić to, co się kocha, nawet jeśli komuś nie zawsze będzie się to podobać. Co więcej, Zoe ograniczyła tym razem ilość słodyczy i lukru w opowieści, dzięki czemu sequel nie jest tak przesłodzony jak pierwsza część.

Kiedyś ktoś mi powiedział, że jeśli kochasz swoją pracę, to nie przepracujesz ani jednego dnia w życiu. Odnalezienie własnej drogi może trochę potrwać, ale ostatecznie musisz robić coś, co kochasz.

 Czytając tę książkę, nietrudno zauważyć, że autorka potrafi z łatwością nawiązać kontakt ze swoim czytelnikiem. Jej styl, prosty i niewymuszony, doskonale sprawdza się w tego typu powieściach. Cała historia głównej bohaterki zajęła mi kilka godzin, podczas których po prostu przepadłam. Mam już na karku te siedemnaście lat, ale Girl Online w trasie pozwoliła mi cofnąć się do czasów, kiedy wypożyczałam z biblioteki pozycje takie jak ta, zakopywałam się w kołdrze na cały dzień i chłonęłam życie innej nastolatki, odnajdując w niej to, co już mam w sobie. 

Nie można żyć w czyimś cieniu ani ciągle starać się wszystkich zadowolić, bo nic wam z tego nie przyjdzie. Niczego sami nie osiągniecie, nie spełnicie własnych marzeń. Będziecie odhaczać tylko punkty na liście ułożonej przez kogoś innego. Jeśli macie coś, co naprawdę was interesuje, to zacznijcie to robić.

 Drugie części często okazują się gorsze od swoich poprzedniczek, ale Girl Online w trasie do takich nie należy. Powieść, napisana bardzo przystępnym, lekkim piórem, przenosi nas na chwilę do Penny i jej przyjaciół i odrywa od bieżących spraw. Wiele osób myśli, że jest już dorosła, więc nie czyta młodzieżówek, a widząc jedną z nich, prycha lub tylko przewraca oczami. Dla mnie takie książki są bardzo cenne - nie mają jedynie sympatycznej bohaterki i kilku humorystycznych wstawek. Dzięki nim odbywamy podróż w czasie: możemy zaobserwować, jak bardzo dojrzeliśmy, rozwinęliśmy się i ile kroków naprzód już postawiliśmy, zmieniając się z nastolatka w dorosłego młodego człowieka. Nie wstydźmy się książek, które czytamy dla rozrywki i relaksu, w szczególności gdy mają w sobie coś więcej. Polecam gorąco młodszym, ale i starszym czytelnikom.

Girl Online | Girl Online w trasie

Książka bierze udział w wyzwaniach:
Czytam Opasłe Tomiska

Za egzemplarz przedpremierowy dziękuję serdecznie Pani Iwonie z Aim Media

środa, 21 października 2015

Przegląd seriali #4


Witajcie, kochani!
Przez ostatni tydzień chorowałam, więc miałam trochę wolnego czasu na nadrobienie zaległych seriali. W tym Przeglądzie chcę Wam wspomnieć tylko o jednej produkcji, bo po obejrzeniu jej finału miałam kaca serialowego i zwyczajnie nie mogłam zacząć nic nowego. O czym mowa? 

(sezon pierwszy)

Technologia idzie naprzód. Androidy, tablety, iPhone'y, czyli zaledwie wierzchołek góry lodowej, mogącej pewnego dnia po prostu się zawalić na nas, ludzi, którzy stworzyli ją dla własnej wygody i w imię nauki. Jednym z największych zagrożeń i lęków XXI wieku nie jest brak przepisu na ulubione ciasto czy niedostateczny z polskiego, ale myśl, że ktoś może nas zhakować. Właśnie tym zajmuje się główny bohater, Elliot Alderson. Aspołeczny, niestabilny emocjonalnie, młody pracownik firmy AllSafe w wolnym czasie odkrywa najskrytsze sekrety każdego z nas. Jego działania zauważa grupa hakerów nazywających siebie fsociety, która postanawia złożyć mu pewną propozycję...

Już pierwszy odcinek zapowiadał serialową ucztę, ale nie miałam pojęcia, że Mr. Robot będzie aż tak dobry! Pierwszym elementem, bez którego ciekawa produkcja nie mogłaby istnieć, jest klimat i właśnie tutaj widać doskonale, jak nastrój i muzyka mogą wpływać na odbiór obrazu. Pilota oglądałam z opadniętą szczęką, a pozostałe dziewięć odcinków z rosnącym zainteresowaniem i potrzebą na więcej, więcej i więcej Elliota!


To postać nietuzinkowa - tajemnicza od początku do końca, specyficzna i szalenie intrygująca. Im częściej pojawia się na ekranie, tym ciekawsza staje się historia, a ponieważ to główny bohater... sami zgadnijcie, jak to się kończy. Elliot ma w sobie pewien urok i prawie od razu wzbudza u widza sympatię, mimo że sam nie lubi towarzystwa ludzi i robi wszystko, by ich od siebie odepchnąć. Przez dziesięć odcinków na przemian podziwiałam go, bałam się o niego, ale też denerwowałam przez jego niedojrzałe zachowania. To wszystko złożyło się na postać, w którą aktor Rami Malek wcielił się doskonale. Jego oczy, akcent, nawet sposób chodzenia - czysta perfekcja! Drugoplanowe postaci zaskakująco dobrze dawały sobie radę, chociaż zostały skutecznie przyćmione przez Elliota. Najciekawszą z nich okazała się Darlene, bezwstydna i bezpośrednia członkini fsociety.

Od strony technicznej nie potrafię wypowiedzieć się jako ekspert, jednak nawet laik zauważyłby niekonwencjonalne metody kadrowania filmu i operowania kolorami. Dominujące szarości i umieszczenie akcji w wielkim, zatłoczonym mieście jest strzałem w dziesiątkę, szczególnie że stanowi to świetny kontrast z problemami Elliota, który izoluje się od wszystkiego i wszystkich. Sam temat kradzieży danych, wirusów i bezpieczeństwa w sieci stanowi główny wątek Mr. Robot i wywołuje w nas niepokój, bo kto nie chciałby zachować chociaż odrobiny prywatności w internecie? Produkcja również otwiera nam oczy na to, jak wielkie korporacje manipulują zwykłymi ludźmi i obiecując wolność, tak naprawdę ją zabierają.

Uwielbiam każdy pojedynczy odcinek tego serialu i jestem pewna, że w tym roku jeszcze kilka razy wrócę do swoich ulubionych momentów. Historia Elliota nie została opowiedziana do końca, więc mam nadzieję, że kolejne sezony utrzymają dotychczasowy poziom i będą chociaż w połowie tak ciekawe. Mr. Robot ogłaszam najlepszą serialową premierą tego roku, a Was zachęcam do zapoznania się z nią jak najszybciej. Jak tylko nadrobicie wszystkie odcinki, koniecznie dajcie mi o tym znać w komentarzach - chętnie podyskutuję o pewnych aspektach serialu, a nie chcę niektórym z Was psuć zaskoczenia spojlerami.

Miłego wieczoru!

sobota, 17 października 2015

Najlepsza Siódemka! #4


Witajcie, kochani!
Nadszedł kolejny dzień miesiąca z siódemką, więc publikuję następne zestawienie. Tym razem postanowiłam nieco bliżej przyjrzeć się przedmiotom, które nie są książkami, a mimo to są z nimi często wręcz nierozerwalnie połączone. Mogą to być również rzeczy, które mnie kojarzą się z powieściami, a Wam już niekoniecznie. Jeśli przychodzą Wam do głowy gadżety, których nie wymieniłam w tym zestawieniu, koniecznie dajcie znać w komentarzu, a ja już nie przedłużam i zapraszam Was do czytania i (może) zaopatrzenia się w któryś z wymienionych przedmiotów :) Postanowiłam również wrócić do publikacji Najlepszej Siódemki jedynie raz w miesiącu, bo nie chcę, żeby blog recenzencki zmienił się w bloga rankingowego.
P.S. Wybaczcie jakość zdjęć.

Numer Siedem
Okulary
Może to trochę dziwne, ale odkąd oglądam kanał Marty z Secret Books, myśląc o książkach, myślę o okularach. Sama nigdy nie miałam problemów ze wzrokiem, więc nie potrzebowałam ich do czytania, za to w lecie, kiedy leżałam rozłożona na kocu i wcinałam jabłka z sadu, oczywiście zakładałam okulary przeciwsłoneczne, żeby tak nie mrużyć oczu przed atakującym mnie słońcem.
Moje okulary, które odebrałam w tamtym tygodniu - nie wiem, czy kiedykolwiek się do nich przyzwyczaję...

Numer Sześć
Koc/leżak
Pisząc ten post, za oknem mam jesień, opadające liście i dużo ciepłych kolorów, a tę cudowną porę roku większość książkoholików kojarzy z jednym - ciepłym, puchatym kocem na chłodne, deszczowe wieczory. Odwróćmy jednak sytuację i ustalmy, że jednak jest lato - co robimy, by nie kisić się w domu i zaczerpnąć troszkę świeżego powietrza? Wychodzimy na dwór! Wierzcie mi, leżak w ogrodzie/na balkonie to idealne rozwiązanie dla każdego. Chyba że masz uczulenie na słońce.

Mój ukochany, fioletowo-biały koc. Obok również fioletowy, drugi w rankingu i ostatni, biały, na zaszczytnym trzecim miejscu. Bo czemu się ograniczać tylko jednym...

Numer Pięć
Notatniki, zeszyty, kartki papieru
Zapisywanie, prowadzenie tabelek i notatek dotyczących książek to dla mnie rzecz priorytetowa, ale nie lubię ograniczać się do komputera i lubimyczytac/goodreads. Sama prowadzę trzy notatniki: pierwszy to zeszyt z cytatami, z którym niestety nigdy nie jestem na bieżąco (ale wtedy lubimyczytac oraz karteczki samoprzylepne idealnie się sprawdzają, bo zawsze mogę wrócić do danej książki i zapisać zaznaczone cytaty), drugi z kolei jest uzupełniany cały czas o nowe książki, które do mnie przybywają, a te, które już przeczytałam, skreślam z listy, co mobilizuje mnie do dalszego czytania. Trzeci to wszelkiego rodzaju notatki na temat książek: moje odczucia, strony z ważnymi cytatami, często streszczenia, najważniejsze wątki i bohaterowie.

Numer Cztery
Półki/regały 
Nie wiem jak Wy, ale ja zdecydowanie bardziej wolę swoje książki widzieć poukładane na półkach lub regałach niż piętrzące się na podłodze i parapetach (chyba że miejsca na regale już brak, to wtedy mamy problem). Zdjęcie, które widzicie, to nowo zrobione półki, o które niedawno ubłagałam tatę, bo zaczynało brakować mi miejsca na regale. Nagle okazuje się, że znowu go nie ma, a na domiar złego (lub dobrego) zbliżają się Targi w Krakowie i w Katowicach. Fundusze już przyszykowane, awaryjny parapet również :) Właśnie, jeśli chcielibyście zobaczyć bookshelf tour w moim wykonaniu (nie nagranym, ale zdjęciowym), to dajcie mi znać w komentarzu, bo jestem ciekawa, ile osób byłoby czymś takim zainteresowanych.

Numer Trzy
Kubki
Podstawa podstawy czyli kubki! Wspominałam już o jesieni, o kocykach, to i ukochanego naczynia nie może zabraknąć w tym zestawieniu. Wyobrażacie sobie czytanie bez tego przedmiotu? Ja absolutnie nie! Mam cztery ulubione kubki, dwa mniej ulubione i kilkanaście randomowych, które gdzieś tam kiedyś dawno temu otrzymałam ja albo ktoś z mojej rodziny. Nie wszystkie mogłam zamieścić na zdjęciu, ale jeden z najważniejszych pokazuję poniżej. Przywiozłam go z Krakowa, z zeszłorocznych Targów Książki, i jestem do niego bardzo przywiązana. Reprezentuje książkę Matthew Quicka, ma jasny, optymistyczny kolor, a herbata w nim smakuje jak niebo!

Numer Dwa
Kawa/Herbata
Skoro mowa o kubkach, to nie może zabraknąć płynów, które go zapełniają i rozgrzewają! Znowu ograniczam się do pory jesienno-zimowej, więc kawa lub herbata jest tutaj niezbędna. Lubię pić naprzemiennie - jednego dnia zrobię sobie czarną z mlekiem, drugiego sięgnę po moje ulubione maliny z granatem lub grejpfrut z pomarańczą. I ta, i ta mają w sobie cudowne właściwości rozgrzewające, a moje podniebienie rozpływa się od wręcz idealnego smaku. I ten oszałamiający zapach...


                                źródło zdjęcia                                                                           źródło zdjęcia

Numer Jeden
Zakładki
Ostatnie, choć nie mniej ważne, są oczywiście zakładki! Znam bardzo mało książkoholików, którzy ich nie używają i nikogo, kto nigdy w życiu nie miałby choćby jednej w zapasie. Od kilku lat nałogowo zbieram wszystkie zakładki, jakie tylko wpadną mi w ręce, a nawet sama czasami próbuję zrobić jedną lub dwie. Na zdjęciu prezentuję swoją kolekcję i jestem pewna, że po Targach rozrośnie się jeszcze bardziej :)

Karton zakładek, czyli chomikowanie rzeczy w moim wykonaniu...

czwartek, 15 października 2015

084. Okularnik



Tytuł: Okularnik
Tytuł oryginału: -
Autor: Katarzyna Bonda
Tłumacz: -
Ilość: 848 stron
Wydawnictwo: Muza




 Są tacy autorzy, których kochamy i są tacy, przez których na sam widok ich twórczości dreszcze pojawiają się na plecach, a ciałem wstrząsają torsje i spazmy obrzydzenia. Są też tacy, których czytelnik najpierw darzy ciepłym, pozytywnym uczuciem, a po przeczytaniu kilku kolejnych stron odwraca ze wstrętem głowę, zaprzeczając samemu sobie sprzed pięciu minut. W moim całkowicie subiektywnym rankingu na pierwszym miejscu takich pisarzy jest właśnie pani Bonda.

Druga część przygód o polskiej profilerce, Saszy Załuskiej, tym razem ma miejsce w Hajnówce na Podlasiu. Główna bohaterka trafia w sam środek afery, która zaczęła się kilkadziesiąt lat temu i dotychczas nie została rozwiązana. Jakby tego było mało, akurat teraz na światło dzienne wychodzi niechęć do siebie obu narodów, Polaków i Białorusinów, skrzętnie ukrywana przez pokolenia. Kilka porwań, jeden mężczyzna, który jest z nimi powiązany i auto - Mercedes Okularnik - przewijający się przez każde z nich. Jak w tym wszystkim odnajdzie się Sasza? Co ukrywają mieszkańcy Hajnówki? I kto jest odpowiedzialny za przestępstwa?

Ale zwycięzcą nie jest się na zawsze. [...] Bywa się nim, jeśli człowiek nieustannie się rozwija. Rozwój zaś zapewniają wyłącznie porażki.

Trudno jest mi zebrać myśli i napisać coś o tej książce. Nie dlatego, że Okularnik sam w sobie jest zły, bo tak nie jest. Jedynie szkoda, że autorka po raz kolejny zachwyciła, przełamała schematy i dążąc do perfekcji, o milimetry minęła się z celem. Włożyła w tę powieść mnóstwo czasu i pracy. Jej wkład jest naprawdę dostrzegalny, a czytając z nią wywiady, czułam zaangażowanie i entuzjazm, z jakim podchodzi do pisania. Mimo to pojawia się problem i to niebanalny, którego tak po prostu nie da się zbyć machnięciem ręki. Ilość. Przedzierając się przez prawie 850 stron, miałam wrażenie, że wszystkiego jest za dużo. Bohaterów, wątków, pomysłów, intryg... W pewnym momencie zwyczajnie się zgubiłam, kto jest kim i zaczęłam zadawać sobie pytanie: gdzie podziały się krótkie, wyposażone w maximum treści kryminały...?

Czasem trzeba pozwolić szczęściu przyjść. [...] Trzeba zapewnić mu przestrzeń. Jak rozpieszczonemu kotu, który słyszy wołanie, rozumie je, ale by podejść bliżej musi sam chcieć.

W Okularniku pojawiło się mniej bohaterów, do których mogłabym poczuć sympatię, zmieniło się jednak moje nastawienie do samej Saszy. Wbrew temu, co pisałam w recenzji Pochłaniacza, zapamiętałam główną bohaterkę i aż do rozpoczęcia drugiego tomu nie mogłam się powstrzymać przed myśleniem o niej i o przygodach, które ją czekają. Zaczęłam podziwiać jej upartość i dążenie do wyznaczonego celu za wszelką cenę, a nawet wybaczałam jej momenty słabości i dumy. Ponownie zafascynowała mnie sprawa, tym razem porwań, i losy poszczególnych postaci, a na właściwą akcję nie musiałam czekać aż tak długo, jakby to mogła sugerować monstrualna liczba stron. Cała historia została zgrabnie napisana, bez zbędnych opisów i ozdobników, co może niekoniecznie pozwala zachwycać się kunsztem literackim, ale przynajmniej nie rozprasza naszej uwagi od głównych wątków.

Ale: nie mogę pominąć jednego, może mało znaczącego, ale dla mnie wyjątkowo rażącego błędu. Mam na myśli spolszczenia angielskich wyrazów, które według autorki wyglądają tak: ekskluziw (ang. exclusive czyli ekskluzywny) czy dil (ang. deal czyli interes, umowa). Nie wiem, jak dokładnie wygląda teraz sprawa ze spolszczeniami i zapożyczeniami z języków obcych, niemniej nie potrafię ścierpieć widoku czegoś... takiego, bo moje oczy wręcz krwawią. 

Nie mogę się doczekać, aż będę stara. Po co być wciąż takim samym? Zmiany w ciele i umyśle są piękne i właściwe. 

 Były momenty, kiedy się gubiłam i takie, podczas których chciałam krzyczeć. W mojej głowie pojawiły się kolejne pytania i wątpliwości, a w przypadku Okularnika sprawdziło się niestety powiedzenie, że nie ilość się liczy, a jakość. W świetle tych wszystkich wad nie mogę podsumować tej książki jako wybitnej, ale mam wrażenie, że autorka postawiła kolejny krok naprzód po Pochłaniaczu i dzięki temu nie zrobiła krzywdy czytelnikowi, psując zakończenie. Wprost nie mogę doczekać się kolejnej części i wierzę w to, że Lampiony, jak było w przypadku Okularnika, zaskoczą mnie pozytywnie, a pani Bonda zrozumie, że niektóre wyrazy obcego pochodzenia powinno się zostawić w spokoju. Polecam, chociaż radzę również wyposażyć się w notes oraz długopis i spisać wszystkie postacie oraz wątki, żeby nie zgubić się w fabule.

Książka bierze udział w wyzwaniu:
Czytam Opasłe Tomiska

Pochłaniacz | Okularnik | Lampiony | Czerwony Pająk

poniedziałek, 12 października 2015

083. Aż po horyzont



Tytuł: Aż po horyzont
Tytuł oryginału: Amy and Roger's Epic Detour
Autor: Morgan Matson
Tłumacz: Stanisław Kroszczyński
Ilość: 453 strony
Wydawnictwo: Jaguar




Zanim zerkniecie na okładkę, wzdrygniecie się z niesmakiem i z wyrazem pogardy oraz złośliwej satysfakcji klikniecie mały, biały krzyżyk na czerwonym tle w prawym górnym rogu, poświęćcie tej recenzji sekundę. Albo dwie. To nie jest kolejne New Adult z romansem, ostrymi scenami i klimatem ociekającym pożądaniem. W takim razie czym jest? Przekonajcie się sami!

Zaczyna się banalnie. Główną bohaterką jest Amy, która nie może nawet dopuścić do siebie myśli o kierowaniu samochodem. Kilka miesięcy przed właściwą akcją książki w jej życiu doszło do traumatycznego wydarzenia, po którym ona sama zostaje zmuszona przez matkę do przeprowadzki i rozpoczęcia nowego życia. W tym celu musi przejechać niemalże cały kraj, a kierowcą i jednocześnie jedynym towarzyszem dopiętej na ostatni guzik podróży ma być dawny kolega z podwórka, Roger. Jak dwoje prawie nieznanych sobie ludzi przetrwa tę trasę? Czy mają jeszcze szansę na odnalezienie siebie? I gdzie ten horyzont, za którym tak gonią?

Liczyłam na miłość. Piękną, trudną, miejscami wymuszoną - jak przystało na Young lub New Adult. To, że jej nie otrzymałam, albo inaczej: dostałam w małych, miarkowanych ilościach, przekonało mnie do tej książki najbardziej. Bo nie, to nie jest kolejna pozycja o denerwującej nastolatce, która nie wie, czego chce. I nie, to nie jest znów powieść skupiająca się jedynie na kiełkującym uczuciu między głównymi bohaterami. I po raz trzeci mówię nie osobom, które są przekonane, że to płytka, pozbawiona choćby najmniejszych wartości lektura, po której nie zostanie w Twojej głowie nic wartego przemyślenia. Poniżej prezentuję trzy argumenty:

Numer jeden czyli bohaterowie. Amy wkupiła się w moje łaski od samego początku. Nie była idealna i to spowodowało, że mogłam się z nią utożsamić i łatwiej wniknąć w jej myśli i problemy. Z Rogerem miałam problem. Autorka opisała go jako wzór, perfekcja, a w każdym razie z wyglądu, co nie było jak dla mnie dobrym pomysłem, bo odbierało cały realizm historii i upodabniało tę książkę do wszystkich tych, które mają zabójczo przystojnego głównego bohatera. Na szczęście chłopak zyskuje przy bliższym poznaniu i zrywa z siebie metkę "szablonu perfekcyjnej postaci męskiej".

Numer dwa czyli tematy, które porusza Morgan Matson. Prawda jest taka, że pozornie są to problemy, o których możemy przeczytać w każdej książce. Z drugiej strony historia Amy i Rogera wprowadza powiew świeżości do gatunku, który reprezentuje. Brak trudnej miłości między głównymi postaciami nie znaczy jeszcze, że sam motyw niespełnionego uczucia nie ma miejsca. Ponadto ciekawym aspektem są relacje Amy z matką - chłód i obojętność to najgorsze z możliwych uczuć, jakimi ktoś może nas obdarzyć, warto więc przeczytać tę książkę i dowiedzieć się, dlaczego. Żałuję jedynie, że autorka potraktowała po macoszemu wątek dotyczący brata głównej bohaterki, ponieważ problem z jakim się boryka bardzo mnie zaciekawił. Jaki? Tego możecie się dowiedzieć, czytając Aż po horyzont.

Numer trzy czyli droga. Na kartach tej powieści nie mamy jedynie fabuły - Morgan Matson osobiście przebyła trasę, którą pokonali nasi bohaterowie, a na dowód tego dodała zdjęcia krajobrazów, paragonów, sklepów i stacji benzynowych, jakie odwiedziła. Dodatkowo, mamy specjalny rozdział poświęcony radom dla początkujących podróżników i kilka playlist z muzyką, która towarzyszyła Amy i Rogerowi. Wkład, jaki autorka włożyła w tę powieść jest niewyobrażalny i jestem ogromnie szczęśliwa, że miałam szansę przeczytać Aż po horyzont. Pokochałam motyw drogi i jestem przekonana, że to nie ostatnia pozycja tej autorki na mojej liście. Gorąco polecam!

Książka bierze udział w wyzwaniu:
Czytam Opasłe Tomiska

piątek, 9 października 2015

082. Pęknięte odbicie



Tytuł: Pęknięte odbicie
Tytuł oryginału: Fractured
Autor: Dawn Barker
Tłumacz: Anna Kłosiewicz
Ilość: 504 strony
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka




 Anna i Tony to zgrane i udane małżeństwo. Do pełni szczęścia brakuje im tylko dziecka, o które tak bezskutecznie się starają. Kiedy wreszcie Anna dowiaduje się, że jest w ciąży, a dziewięć miesięcy później na świecie pojawia się Jack, młodzi rodzice nie wierzą, że los tak im sprzyja. Oczywiście tylko do czasu.

Pęknięte odbicie miała swoją premierę kilka miesięcy temu i na jej temat czytałam same bardzo dobre opinie, więc wiedziałam, że będę musiała ją przeczytać. Spodziewałam się naprawdę wszystkiego, ale nie mogę powiedzieć, że po przewróceniu ostatniej strony czułam się zawiedziona. Nie sądziłam, że aż tak spodoba mi się tematyka, szczególnie że do tej pory nie miałam styczności z depresją poporodową i bałam się, jak to wpłynie na mój odbiór powieści. Na szczęście wszystkie moje obawy rozwiały się już na początku, a ja dałam się wciągnąć w dopracowany i pełen uczuć świat autorki.

Już od pierwszych stron wpadamy w wir akcji i nachodzących na siebie wydarzeń. Narracja jest prowadzona w trzeciej osobie i raz przeskakuje z teraźniejszości do przeszłości. Daje nam to możliwość śledzenia na bieżąco właściwej, obecnej akcji, jak i pozwala cofać się do miejsca, od którego wszystko się zaczęło. Oczywiście każdy rozdział kończy się napięciem i oczekiwaniem na kolejny, co autorka skutecznie podburza, swobodnie "przeskakując w czasie" i każąc nam jeszcze dłużej czekać na odpowiedzi. Wiele pisarzy stosuje ten zabieg, więc nie byłam zaskoczona, kiedy i tutaj on się pojawił. Wspominam o tym, bo chociaż osobiście mi to nie przeszkadza, tak innych może jednak denerwować.

Depresja poporodowa to jeden z tych tematów, o których naprawdę trudno pisać i cieszę się, że Dawn Barker sprostała oczekiwaniom. W książce nie pojawia się narracja pierwszoosobowa i na początku byłam tym trochę zawiedziona, bo liczyłam na głębszą analizę psychiki Anny, co byłoby idealne, gdyby pojawiły się rozdziały z jej punktu widzenia. Z drugiej strony wnikliwość tematu jak najbardziej mnie zadowoliła. Autorka nie tylko skupiła się na kobiecie z depresją wywołaną pojawieniem się na świat dziecka, ale również na członkach jej rodziny. Mamy do czynienia z wyrzutami sumienia: ze strony matki Anny, że zataiła przed nią przeszłość oraz ze strony męża i przyjaciół, że nie zauważyli wystarczająco wcześnie jej problemów ze zdrowiem.

Bohaterowie nie wyróżniali się niczym szczególnym na tyle, żebym mogła zapamiętać ich do końca życia, ale każde z nich było dalekie od szablonów, które znamy najczęściej z młodzieżówek i antyutopii. Z tych najlepiej zarysowanych nie podobało mi się zachowanie teściowej głównej bohaterki. Chociaż rozumiałam, dlaczego była tak oschła wobec żony swojego syna, zastanawiałam się przez większość książki, jak małe pokłady empatii musiała mieć, żeby nawet nie współczuć Annie. Największą sympatią zapałałam do Tony'ego - połączyły nas wątpliwości i mieszanka uczuć dotycząca Anny oraz nienawiść do ruccoli. Fuj.

 Ile człowiek musi wycierpieć, by osiągnąć szczęście? Czy miłość jest w stanie przetrwać w obliczu takiej tragedii? Co, jeśli druga osoba zechce po czymś takim po prostu odejść? Na te i jeszcze więcej pytań odpowie Wam Pęknięte odbicie. Pełne napięcia, przepełnione emocjami i cierpieniem losy bohaterów wciągną Was w słodko-gorzki świat małżeństw, a tematyka pozwoli spojrzeć z dystansem na swoje życie i docenić je takim, jakie jest. Gorąco polecam!

Książka bierze udział w wyzwaniu:
Czytam Opasłe Tomiska

środa, 7 października 2015

Najlepsza siódemka! #3



Witajcie, kochani!
Kolejna odsłona Najlepszej Siódemki tym razem skupia się na booktuberach, czyli osobach, które nagrywają recenzje, filmy okołoksiążkowe lub tagi i wstawiają je na youtube. Aktualnie subskrybuję ponad 50 kanałów, z czego tylko kilka z nich nie ma nic wspólnego z książkami, więc wybór siedmiu najlepszych vlogerów był bardzo trudny. Wszyscy wymienieni są w kolejności przypadkowej poza pierwszym miejscem. Dajcie znać, czy któryś kanał znacie, oglądacie, a jeśli macie inne ulubione, koniecznie napiszcie mi o nich w komentarzach!

Numer Siedem

Little Book Owl
Była to jedna z pierwszych zagranicznych booktuberek, jakie zaczęłam subskrybować i wciąż pozostaje jedną z najlepszych. Jej nazwa (owl to sowa i zapewne każdy się domyśla, dlaczego kocham te ptaki), cudowny uśmiech i pochodzenie (Australia!) to tylko przedsmak tego, czego możecie oczekiwać po jej filmikach. Zachęcam do oglądania i subskrybowania, bo Caz zdecydowanie na to zasługuje.




Numer Sześć

ReadByZoe
Zoe jest moim najnowszym odkryciem z zagranicy i muszę przyznać, że bardzo trafionym. Jest niesamowicie urocza i mamy prawie identyczny gust książkowy, więc oglądanie jej filmików to dla mnie czysta przyjemność. Znajdźcie trochę czasu i zajrzyjcie do niej, bo warto!



Numer Pięć

PeruseProject
Od samego początku w oglądaniu i śledzeniu kanału Regan było coś magicznego. O samej autorce filmików nie mogę powiedzieć złego słowa - uwielbiam jej humor, pomysły i szeroki uśmiech. Zapraszam do oglądania!


Numer Cztery

jessethereader
Bezapelacyjnie najlepszy, najzabawniejszy i najcudowniejszy z męskiej części booktube'a. Swego czasu miałam obsesję na punkcie jego filmików i potrafiłam spędzić cały dzień, oglądając jedną i tę samą recenzję. Polecam bardzo, bardzo gorąco kanał Jesse'ego, bo mogłabym rzec, że to już wręcz legenda wśród zagranicznych booktuberów.



Numer Trzy

Katytastic
Lubię ją za podejście do książek, gust czytelniczy i swobodę przed kamerą, która jest naprawdę ważna, a mało który youtuber o niej pamięta. Jestem z nią od dwóch lat i będę do końca działalności na yt. Potrafi mówić z pasją, entuzjazmem, radością, a przy tym jest zabawna i czarująca. Koniecznie zajrzyjcie!



Numer Dwa

padfootandprongs07
Nie znam jej od początku istnienia kanału, ale już pierwszy jej filmik, który obejrzałam, zyskał moją sympatię i tak pozostało do dziś. Cenię sobie opinię Raeleen i lubię wracać do jej poprzednich recenzji, a jej book haule i wrap upy zawsze cieszą oko. Polecam serdecznie!



Numer jeden

abookutopia
Pojawiła się w moim życiu przypadkiem, ale mówiąc, że się zakochałam w jej filmikach, to za mało. Ja po prostu przepadłam. Najpierw w jej biblioteczce, potem w jej przekazie, w samej Saszy (spójrzcie tylko na nią!) i energii, jaką przekazuje swoim widzom. Coś niesamowitego! Chciałabym móc wymusić na Was obietnicę, że obejrzycie chociaż jeden filmik jej autorstwa, ale nie mogę, więc pozostaje mi jedynie zrobić oczy Kota w Butach i bardzo ładnie Was poprosić o poświęcenie Saszy kilku minut. Nie zawiedziecie się!



+ BONUS!

abriendolibros
O jego kanale nie mogę powiedzieć zbyt wiele, ponieważ odkryłam go niedawno i mój hiszpański nie jest na tyle dobry, by rozumieć wszystko, co mówi Alberto, ale on sam zafascynował mnie do tego stopnia, że na bieżąco śledzę jego filmiki. Jest to też świetna możliwość nauki i doskonalenia języka hiszpańskiego, więc jak najbardziej polecam!

To już wszystko z tego zestawienia. Mam nadzieję, że Najlepsza Siódemka Wam się podoba, a jeśli macie pomysły na inne rankingi dotyczące danych książek, bohaterów, autorów lub czegokolwiek innego, piszcie śmiało w komentarzach, a ja postaram się umieścić je w następnej NS.
Miłego zaczytanego wieczoru!

czwartek, 1 października 2015

Podsumowanie września i TBR


Witajcie, kochani!

Dzisiaj, jak sama nazwa wskazuje, przychodzę do Was z podsumowaniem minionego miesiąca i planami książkowymi na październik. Czekają mnie Targi Książki w Krakowie, spotkanie z Katarzyną Bondą i oficjalne rozpoczęcie sezonu na burrito z koca. Czego chcieć więcej?

Przeczytane książki:
- Brak tchu - George Orwell (recenzja)
- Dziesięć płytkich oddechów - K.A.Tucker (recenzja)
- Dziękuję za wspomnienia - Cecelia Ahern (recenzja)
- Dziady (cz. IV i III) - Adam Mickiewicz
- Cierpienia młodego Wertera - Johann Wolfgang von Goethe
- Miłość na Bali - Tanya Valko
- Jaśnie Pan - Jaume Cabre (recenzja)
- Ten jedyny - Emily Giffin
+
Zrecenzowałam zaległe Miasteczko Cold Spring Harbor

Łącznie 3186 stron, dziennie ok. 106 stron, czyli prawie połowę mniej niż w sierpniu... Po statystykach widać, że szkoła jednak trochę przeszkadza, szczególnie teraz, kiedy zaczęłam rozszerzenia i mam o wiele mniej czasu na czytanie. Mimo to z przeczytanych książek jestem bardzo zadowolona, a lektury zapowiadające się na październik brzmią jeszcze bardziej kusząco. Zobaczcie sami:

TBR:
- Pęknięte odbicie - Dawn Barker
- Okularnik - Katarzyna Bonda
- Biografia Haliny Poświatowskiej
- Zimowa opowieść - Mark Helprin
- Księżyc nad Bretanią - Nina George
- Zwycięzca jest sam - Paulo Coelho

Wrześniowa piosenka (w liczbie trzy) to:




Zdjęciem miesiąca zostały ostatnie promienie wrześniowego słońca na łące:


Stosu w tym miesiącu nie ma, ale z wielką przyjemnością nacieszę oczy Waszymi zdobyczami, więc koniecznie podsyłajcie linki! Mam nadzieję, że spotkam kogoś z Was na tegorocznych Targach Książki w Krakowie #23dni i że październik będzie jeszcze lepszy od września! 

Pięknego, zaczytanego miesiąca!

| Instagram | Ask | Twitter