wtorek, 17 marca 2015

054. Utrata




Tytuł: Utrata
Tytuł oryginału: Ruin
Autor: Rachel Van Dyken
Ilość: 304 strony
Wydawnictwo: Feeria Young


[...] kontroluj to, co możesz kontrolować, kochaj to, co możesz kochać, a reszta... cóż, reszta to tylko reszta.





Szkoła. Park. Dom. Widzisz ukochaną osobę, słyszysz bicie jej serca, czujesz jej dotyk i uwielbiasz każdy najmniejszy fragment świata, w którym przyszło ci żyć. Mówisz sobie tak, to właśnie ten/ta jedyny/-a i nic nie jest w stanie was rozdzielić. Ale każdy, nawet najszczęśliwszy człowiek na świecie, musi przygotować się na ból. Musi przygotować się na utratę.

Życie nie jest sprawiedliwe, ale to, jak je przeżyjemy, to właśnie jest cudowne. To dar. A każdy dar jest inny, każda ścieżka jest inna. Ta z jakiegoś powodu jest nasza i im szybciej się z tym pogodzimy, tym szybciej przestaniemy płakać i zaczniemy żyć.

 Fabuła miała opierać się na schemacie - nieśmiała dziewczyna o imieniu Kiersten spotyka chłopaka, Westona, w którym prawie od razu się zakochuje. Oczywiście nie może być różowo - autorka dokłada problemy (do wyboru): rodzinne, z nałogami, zdrowotne, mroczna przeszłość i tym podobne. Spodziewamy się tematów, które najczęściej dotykają nastolatków - przemoc, seks czy narkotyki i jeszcze przed przeczytaniem pierwszego rozdziału zadajemy sobie pytanie, czy przypadkiem nie jest to miliardowa powieść z gatunku New Adult, nie wnosząca kompletnie nic i tylko ładnie wyglądająca na półce. Jak to wygląda w praktyce?

Możesz nie dostrzegać każdego fragmentu układanki, która tworzy twoje życie, możesz nie zauważać każdego ruchu wielkich szachistów, ale pamiętaj, że to On cały czas kontroluje grę. Czasami niektóre elementy zostają przestawione lub usunięte, żeby zrobić miejsce dla nowych. Czasami świat, w którym żyjemy, sprawia, że wokół nas dzieją się różne rzeczy. Ale w końcu wszystko układa się tak, jak powinno. To przyjemna perspektywa, prawda?

Utrata jest niesamowitą książką. Do teraz zastanawiam się, co skłoniło mnie do wystawienia jej tak wysokiej oceny (9/10) i wraz z kolejnymi wątpliwościami wracam do zaznaczonych fragmentów, by przypomnieć sobie wszystkie szczegóły. I wiecie co? Tej powieści nie da się nie pokochać. Pomimo faktu, że to miała być zwykła, lekka młodzieżówka, ja znalazłam w niej to, czego szukałam. Numerem jeden jest tło całej książki, które wprowadza nas w tajemniczy klimat demonów przeszłości i wspomnień, o których każdy chciałby zapomnieć. Akcja nie pędzi na łeb na szyję, dzięki czemu pozostawia miejsce na przejmujące opisy uczuć i emocji bohaterów - autorka wprowadziła narrację jednoosobową, która zmienia się w zależności od postaci - raz mamy Kiersten, raz Westona. Podoba mi się ten zabieg, bo sprawia, że fabuła nie przyćmiewa myśli i refleksji, które stanowią ważną część powieści.

 Nie zdziwiłbym się, gdyby zamiast mówić, zaczęła nagle śpiewać. Już od samego przebywania w jej towarzystwie tracę punkty IQ.

Postaci polubiłam prawie od początku historii. Z pewnością zauważyliście, jeśli również czytacie powieści New Adult, że główne bohaterki z reguły, bo nie zawsze, są bardzo irytujące - otóż w Utracie nie mamy tego problemu. Kiersten może i nie jest najlepiej wykreowaną dziewczyną na świecie, ale nie brakuje jej instynktu samozachowawczego i nie udaje biednego, skrzywdzonego dziecka. Moją ogromną sympatię zyskał jej przyjaciel, Gabe - zarówno poczuciem humoru, pewnością siebie, jak i troską o Kiersten i zaskakującą cierpliwością do swojej kuzynki, Lisy. Weston jest przykładem chłopaka - ideału, tutaj autorka niestety nie wysiliła się tworząc jego postać, chociaż nie zwracałam na to specjalnej uwagi - książka za bardzo wciągnęła mnie w swój klimat, bym musiała skupiać się na takich szczegółach.

Nie poddawaj się. Czasami myślimy, że Bóg napisał koniec, a tak naprawdę to dopiero początek.

Nie pamiętam, kiedy ostatnio potrafiłam tak wciągnąć się w fabułę jakiejkolwiek książki. Nie znajdziecie tu zaskakujących zwrotów akcji i opisów przeżyć, jak zazwyczaj to nazywam, jeden strona-jeden dzień bohatera. Jest miejsce na refleksje, jest miejsce na strach, jest miejsce na miłość i jest miejsce na nadzieję, że Jutro będzie lepsze. Czytając Utratę nie zmarnujecie czasu - nie czytając jej możecie utracić coś znacznie cenniejszego. Polecam z całego serca!

4 komentarze:

  1. Jak dobrze słyszę, że bohaterka nie jest irytująca. Książka już czeka na półce.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dużo słyszałam o tej książce. Kiedyś po nią sięgnę skoro polecasz :)
    Pozdrawiam, Mz.Hyde

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy tylko ja tak mam, że każde napisane przez Ciebie słowo po prostu pochłaniam? Nie ma różnicy, czy polecasz, czy też odradzasz którąkolwiek z książek, bo piszesz o nich tak pięknie, że obojętnie jak zła by nie była, ja i tak pewnie bym po nią sięgnęła. ;))

    Love

    OdpowiedzUsuń
  4. Rzeczywiście, książka i mnie wciągnęła, ale nie należy do moich ulubionych powieści. ;)

    OdpowiedzUsuń