niedziela, 22 lutego 2015

049. Mroczna bohaterka. Kolacja z wampirem







Tytuł: Kolacja z wampirem
Tytuł oryginału: Dinner with a Vampire 
Autor: Abigail Gibbs
Ilość: 560 stron
Wydawnictwo: Muza S.A.








Wampiry to jedna z moich największych miłości i słabość, którą zwykle ukrywam przed znajomymi. Z czym najczęściej kojarzę krwiopijców? Nie, nie z komarami, a ze Zmierzchem, czyli cyklem rozsławionym na cały świat. Właśnie od tej książki rozpoczęła się moja przygoda z wampirami i wciąż trwa. Do twórczości pani Meyer mam ogromny sentyment, a powieści o losach Belli i Edwarda nadal znajdują się w mojej biblioteczce, nawet jeśli znalazłabym inne pozycje zdecydowanie bardziej zasługujące na miejsce na półce. Od czasu fenomenu Zmierzchu na rynku wydawniczym zaroiło się od książek wampiropodobnych i wydawać by się mogło, że Kolacja z wampirem, początek serii Mrocznej bohaterki, jest jedną z nich. Czy aby na pewno?


Fabuła jak każda inna. Niebezpieczny romans pomiędzy wampirem a śmiertelniczką, kilka wątków dramatycznych w tle, sceny pełne napięcia, a główny problem zdaje się być z pozoru czymś innym niż miłosne rozterki bohaterki (jasne). Już od pierwszej strony wszystko kręci się wokół pewnej dziewczyny - Violet Lee, a i kolejne rozdziały Kolacji z wampirem nie zmieniają tego toru akcji. Wielka szkoda, bo chętnie dowiedziałabym się czegoś więcej o drugoplanowych postaciach i ich motywach. Na szczęście pojawia się kilka naprawdę oryginalnych pomysłów, które ratują tę książkę. Jakie? Tego dowiecie się dopiero wtedy, kiedy przeczytacie.



Nie mam nic przeciwko młodzieżówkom czy gatunkowi paranormal romance, co więcej lubię po nie sięgać, jednak... no cóż, taki typ książki zwykle nie charakteryzuje się kwiecistym, bogatym w opisy i pełnym przepychu językiem, prawda? Błąd. W Kolacji z wampirem tekst może i jest prosty, lekki i całkiem przyjemny w odbiorze, ale do czasu pojawienia się sztucznych wyrazów, których nie zniosę. Przykład? "Twego". Już na samą myśl o tym, że we współczesnej literaturze w jednym zdaniu występuje jednocześnie przekleństwo i takie słowo jak "mego" lub właśnie "twego", mam mdłości. To naprawdę przeszkadza i mam nadzieję, że to jedynie wina przekładu, nie oryginału. 



W tej książce najbardziej zaskakujący są bohaterowie. Z początku nienawidziłam Kaspara, ale po przeczytaniu całości to właśnie on zyskał w moich oczach i po części ratował pewne wątki, czego niestety nie mogę powiedzieć o Violet - egoistycznej, rozpuszczonej dziewczynce, którą, gdybym tylko mogła, utopiła w jej brodziku umysłowym. O dziwo, ona nagle staje się tą cudowną, wybraną, jedyną w swoim rodzaju... Żałuję, że autorka pokierowała się schematami i w tym przypadku stworzyła kogoś tak irytującego. Najgorsze w tym wszystkim są problemy tak zwane impossible, które za sprawą Violet stają się banalne i niewarte zachodu, bo przecież ona jest najważniejsza - ona i jest sytuacja życiowa. Typowe. Chciałabym zwrócić również uwagę na kilka niedorzeczności, które rzucały się w oczy. Pewne rzeczy po prostu nie dzieją się i koniec. Może pani Gibbs kierowała się zasadą nie ma rzeczy niemożliwych, nie neguję tego, jednak muszą być granice przyzwoitości, nawet w książkach.



Mimo wielu błędów autorka naprawdę dobrze poradziła sobie z tematyką wampirów. Tego już nie przyporządkujemy do grzecznych bajeczek dla dwunastolatek, co jest ewidentnie na plus dla Mrocznej bohaterki. Daleko jej do mojej ulubionej Akademii, ale to dopiero pierwsza część i mam nadzieję, że w Jesiennej róży nastąpi znaczna poprawa. Nie możemy także narzekać na brak akcji, a fabuła, pomimo szablonowego zarysu, zawiera tyle ciekawych detali i pomysłów, że naprawdę nie jest trudno nas zaskoczyć. Strzałem w dziesiątkę jest nawiązanie do syndromu sztokholmskiego - kiedy dziewczyna zakochuje się w swoim porywaczu. Widać, że pod tym względem pani Gibbs odrobiła pracę domową i przeprowadziła research, zanim zabrała się za pisanie. 



Komu z Was mogę polecić Kolację z wampirem? Z pewnością wszystkim fanom wampirów, którzy po Zmierzchu odczuli niedosyt, a Pamiętniki Wampirów odrzucili ze wstrętem. Mamy tu prawdziwych krwiopijców, którzy nie cofną się przed niczym - jak na debiut książkowy jestem zadowolona z tej pozycji i nie mogę się doczekać, aż przeczytam Jesienną różę (szczególnie, że następuje zmiana bohaterki!). Jeśli nie straszna jest Wam irytująca dziewczynka i kilka nieścisłości, sięgajcie śmiało.

środa, 18 lutego 2015

7ReadUp - podsumowanie


Zapewne zauważyliście, że w ostatnim czasie pojawiało się bardzo mało recenzji, ale w pierwszych tygodniach lutego wypadały mi ferie, zaś ostatnie dni skupiały się jedynie na 7ReadUp zorganizowanym przez Martę z bloga Secret - Books (link do bloga i kanału na yt), dlatego zamiast pisać czytałam, czytałam i jeszcze raz czytałam! Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie zorganizowała sobie różnych wyjazdów (drugi dzień wyzwania spędziłam na nartach, trzeci ze znajomymi), ale nie mam co narzekać, ponieważ wynik jest całkiem całkiem :)

Przeczytane książki i strony:
- Czysty obłęd - Mark Lamprell - 304 strony (1,9 cm)
- Love, Rosie - Cecelia Ahern - 512 stron (3 cm)
- Kłamstwa - Diane Chamberlain - 352 strony (2,5 cm)
- Motyl - Lisa Genova - 421 stron (3,1 cm)
+
Pierwsze 200 stron Losing Hope Colleen Hoover oraz 40 stron Will Grayson, Will Grayson Johna Greena oraz Davida Levithana.

Wyzwania:
*Wydana w 2014: 1
*Polecana przez booktuberów: 1
*W błękitach: 1
 *Nowy dla ciebie autor: 3
*Ogniste: 1
*Z miastem: 1
*Z biżuterią: 0
 *W szkole: 2
*Rozpocznij serię: 0
*Zakończ serię: 1 (Jeśli liczyć Losing Hope)

Razem wychodzi aż 1829 stron i, nie licząc niedokończonych pozycji, 10,5 cm! Nie wiem, jak znalazłam czas na przeczytanie tych wszystkich książek, ale jest z siebie naprawdę dumna.

A Wam jak poszło? Braliście udział? A może dopiero zamierzacie w kolejnej edycji? Dajcie znać, co przeczytaliście i czy dobiliście do tytułowej siódemki :)

niedziela, 15 lutego 2015

048. Więzień nieba




Tytuł: Więzień nieba
Tytuł oryginału: El prisionero del cielo
Autor: Carlos Ruiz
Ilość: 416 stron
Wydawnictwo: Muza

  
Są takie miejsca i takie czasy, kiedy bycie nikim przynosi większy zaszczyt niż bycie kimś.





Powroty do przeszłości nie zawsze są łatwe. Przywołujemy wspomnienia osób, które dawno od nas odeszły czy wydarzeń, które zmieniły nasze życie. Wiele lat później idziemy po omacku kiedyś dobrze nam znaną drogą, teraz już zarośniętą i zapomnianą; przedzierając się przez wysokie trawy, nie zwracamy uwagi na szczegóły pozostawione na poboczu - było, minęło - i dopiero po wielu latach właśnie te pozornie nic nieznaczące drobiazgi powracają do nas z większą mocą, odkrywając sekrety tego, co było i stawiając znak zapytania nad tym, co będzie.

Więzień nieba to już moje kolejne spotkanie z twórczością pana Zafona i wciąż mam nadzieję, że nie ostatnie. Po niesamowitym Cieniu wiatru i prawie równie dobrej Grze Anioła w końcu przemogłam się i sięgnęłam po trzeci tom cyklu "Cmentarz zapomnianych książek". Znając już całkiem dobrze autora, zdawałam sobie sprawę, że nie będzie to jedynie przyjemna, lekka lektura na kilka dni, ale coś więcej. I nie pomyliłam się!

Tym razem skupiamy się na Ferminie Romero de Torres, przyjacielu Daniela Sempere, który niebawem bierze ślub. Przygotowania do weselnych uroczystości przerywa pojawienie się człowieka, który odegrał niemałą rolę w życiu Fermina - dla głównego bohatera oznacza to powrót do przeszłości i zmierzenie się ze wszystkim, co spotkało go przed spotkaniem z rodziną Sempere. Czym zaskoczy nas jego opowieść i co się stanie, kiedy na jaw wyjdą "rzeczy, o których Barcelona wolałaby zapomnieć"?

Uwielbiam wszystkie książki tego autora i ta nie jest wyjątkiem. Zakochałam się w języku - w poetyckim, delikatnym piórze, które nie stroni od dużych ilości opisów Barcelony, ale też nie zmienia się w nudny, podręcznikowy tekst. W klimacie mrocznego, tajemniczego miasta z sekretami, o których żadnemu czytelnikowi nigdy się nie śniło. W bohaterach, wykreowanych na wzór prawie idealnych, a mimo to tak rzeczywistych, jakbyś w tej chwili mógł ich dotknąć. W fabule, która nie pozwala na choćby jeden oddech przerwy, ale opisana tak szczegółowo i precyzyjnie, że z łatwością możesz to wszystko ulokować w swojej głowie. I właśnie za to kocham Carlosa Ruiza Zafona.

Więzień nieba wzbudził we mnie wiele emocji, zawładnął moim sercem i jestem pewna, że pozostanie tam na dłużej. Ta część odpowiada na wiele pytań, ale pozostawia nam drugie tyle bez odpowiedzi, dlatego zakończenie daje nam nadzieję, że kolejne książki z tego cyklu przyniosą jeszcze więcej zagadek, tajemnic i przygód naszych ulubionych bohaterów, a w połączeniu z barwnym językiem możemy być pewni kolejnego arcydzieła - tak dobrego jak to. Bardzo gorąco polecam!

poniedziałek, 9 lutego 2015

047. Samotność w sieci







Tytuł: Samotność w sieci
Tytuł oryginału: -
Autor: Janusz L. Wiśniewski
Ilość: 416 stron
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka


Wiesz, że książki mogą być jak bandaż lub gips?





Nikt nie ucieknie przed samotnością. Można budować mury, wznosić fortece, odgradzać się obojętnością i chować uczucia, ale ona i tak nas znajdzie i zaatakuje w najmniej odpowiednim momencie. W czasach, kiedy komputer i telefon niezmiennie nam towarzyszą: w podróży, do szkoły, do pracy - zawsze pod ręką, samotność wydaje się być niespotykanym zjawiskiem. Tyle ludzi nas otacza, choćby w internecie. No właśnie, ale czasami im większy tłum, tym głębszy i bardziej dotkliwy jest nasz stan odosobnienia. Wtedy nowo poznana osoba w sieci staje się najlepszym przyjacielem, powiernikiem tajemnic i pokrewną duszą, a my odsuwamy się od ludzi, których znamy miesiące, lata. Musimy jednak odpowiedzieć sobie na pytanie, czy internet bardziej szkodzi, czy pomaga... a może jest czymś pomiędzy?

Zanim przysiadłam do komputera i zaczęłam pisać recenzję Samotności w sieci, musiałam dać sobie trochę czasu. Książka Janusza Wiśniewskiego wydaje się być typowym współczesnym romansem i poniekąd tym właśnie jest - historią o trudnej i pełnej przeszkód miłości dwojga ludzi, którzy odnaleźli się o te kilka lat za późno (co oczywiście nie przeszkodziło im w nawiązaniu i coraz większym pogłębianiu znajomości). Miłości, którą każdy chciałby przeżyć. Miłości, którą każdy chciałby zaznać. Miłości, którą każdy chciałby spotkać chociaż raz na swojej drodze. Ale czy ta opowieść może mieć szczęśliwe zakończenie?

Byłam przygotowana na wszystko - na kompletny gniot i na arcydzieło, niestety muszę przyznać, że po przeczytaniu czułam się lekko rozczarowana. Nie było źle, naprawdę, historia miała ogromny potencjał i zarówno pomysł na fabułę, jak i sam zarys (podkreślam, zarys) bohaterów był całkiem niezły, jednak... to nie było to. Denerwowały mnie wyidealizowane postaci, których ogrom wypadków i smutnych zdarzeń można by było rozłożyć na dziesięć innych osób - a mimo to wszystkie przydarzały się jednej, ewentualnie dwóm. Autor na tle przykrych wspomnień z przeszłości zbudował zamkniętych w sobie ludzi i nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że brakowało temu wiarygodności. Takie rzeczy się nie zdarzają - po prostu. Jednocześnie pozytywnie zaskoczyła mnie kreacja męskiego bohatera. Pomijając fakt, że nie posiadał żadnych wad i wciąż stał w świetle idealnego mężczyzny, wczułam się w jego historię i z wielkim zaciekawieniem chciałam poznać jego dalsze losy. Gorzej było z kobietą (której imienia nie poznajemy) - niezdecydowana, irytująca swoimi przemyśleniami, miotająca się pomiędzy jednym końcem a drugim - przez większą część książki bardzo mnie denerwowała, a ostatnie strony jeszcze bardziej pogłębiły moją niechęć do niej.

Na uwagę zasługuje język, którym autor posługuje się sprawnie, zgrabnie, nie szczędząc opisów, ale również nie sprowadzając ich do rangi "artykułów z Wikipedii", co jest wielkim plusem. Zdarzały się wzmianki o biologii, które nie do końca rozumiałam, ale było ich stosunkowo mało i nie przeszkadzały mi w skupieniu się na właściwej akcji. Spotkałam się również z opinią, że powieść pana Wiśniewskiego to erotyk - cóż, nie jestem zagorzałą wielbicielką tego gatunku i nie przepadam za takimi historiami, jednak czytając Samotność w sieci, nie skupiałam się na scenach erotycznych (których jest niewiele), ale na pojawiającym się uczuciu pomiędzy bohaterami.
Dodatkowo częste nawiązania postaci do sytuacji z przeszłości pozwoliło mi zrozumieć ich zachowania, a przede wszystkim dopełniło fabułę i ciekawie się czytało, za co kolejny plus.

Największym rozczarowaniem tej książki okazało się zakończenie. Lubię niedopowiedzenia, bo dzięki temu daję szansę wyobraźni i sama dopisuję sobie dalsze losy i końcówkę, ale... są takie historie, które powinno się doprowadzić do definitywnego końca i uważam, że Samotność w sieci jest jedną z nich. Gdyby chociaż powstała druga część... Niestety autor rozwiał wszelkie nadzieje na to, że powstanie sequel tej historii, a szkoda, bo jestem pewna, że wiele czytelników z wielką chęcią poznałoby dalsze losy Jakuba.

 Palce wskazujące obu rąk dwa razy pod obojczyk, potem dwa razy w kierunku rozmówcy. "Kocham Cię". To takie proste...

Książkę Janusza Leona Wiśniewskiego mogłabym Wam polecić choćby tylko ze względu na język, który jest naprawdę piękny, wręcz doskonały, oraz ze względu na przesłanie, które za sobą niesie - o sile miłości, która pokonała setki, jeśli nie tysiące kilometrów i o ludziach, którzy zakochali się w sobie przez internet, a mimo to ich uczucie było większe niż większości tych, których dzieli tylko kilkanaście metrów. Mogłabym, ale tego nie zrobię, bo to Wy musicie zdecydować, czy chcecie ją przeczytać. Przy wyidealizowanych bohaterach i wstrząsającym zakończeniu powieść nieco traci, ale może warto zaryzykować?

sobota, 7 lutego 2015

Wyniki konkursu!

Dość długo musieliście czekać na wyniki konkursu, ale ferie rządzą się swoimi prawami - wyjazdy odwiedziny, zaległe spotkania - na szczęście odzyskałam już dostęp do internetu, więc nie zwlekając:
Pomimo tego, że nie zgłosiło się wiele osób, Wasze odpowiedzi napełniły mnie wielką nadzieją i mam nadzieję, że i Wy poczuliście w sobie chociaż jej malutką część (bo o to właśnie chodziło w tym konkursie).

Książka pt: Dom tajemnic ląduje u...

Promise

Gratuluję zwyciężczyni, jeszcze dzisiaj wyślę e-maila z prośbą o adres :)
Niestety po drugą książkę, Wrota czasu, nikt się nie zgłosił, dlatego postanowiłam, że tę pozycję oddam po prostu do najbliższej biblioteki. 

 Miłego sobotniego wieczoru, kochani!
P.S. Na dniach powinna ukazać się kolejna recenzja :)


niedziela, 1 lutego 2015

Podsumowanie stycznia

Witam Was w ten piękny wieczór i serdecznie zapraszam na podsumowanie stycznia!


W pierwszym miesiącu udało mi się przeczytać aż osiem książek (ostatnie strony Samotności... skończyłam dzisiaj):
- Julia. Trzy tajemnice - Tahereh Mafi
- Echa pamięci - Katherine Webb
- 7 razy dziś - Lauren Oliver
- Przez burze ognia - Veronica Rossi
- Między książkami - Gabrielle Zevin
- Zostań, jeśli kochasz - Gayle Forman
- Moje pory roku - Laura Izabela Jurga
- Samotność w sieci - Janusz Leon Wiśniewski

Styczeń był miesiącem wyjątkowo udanym pod względem przeczytanych książek, chociaż nie trafiły mi się same arcydzieła. Z pewnością najbardziej wstrząsającą książką była Samotność w sieci (recenzja pojawi się najprawdopodobniej w drugim tygodniu lutego, jak tylko wrócę z wyjazdu), a najbardziej rozczarowała mnie chyba powieść Veroniki (Veronici? nie mam pojęcia, czy mogę spolszczać jej imię) Rossi - Przez burze ognia zawiodła mnie, ale i nauczyła, że nie powinnam pokładać wiele nadziei w pozycjach tego typu. Łącznie przeczytałam 2792 strony (ok. 90 stron dziennie) i jestem z siebie naprawdę dumna! Trochę gorzej było z recenzjami, ale nie potrafiłam zebrać myśli po Echach pamięci i tak już zostało do końca miesiąca. Mam jednak jeszcze kilka perełek, które pojawiły się u mnie na początku roku. Te muzyczne:

 

 





Kolejność przypadkowa, jedynie ta przedostatnia ostatnio najbardziej do mnie przemawia i słucham jej od rana do wieczora.
I mam jeszcze coś, co na pewno ucieszy każdego polskiego fana Imagine Dragons:
A z serii "prywatne życie"? Kilka razy się zakochałam, wiele dni przepłakałam - styczeń był głównie miesiącem wielkich powrotów, dlatego dużo wspominałam, śmiałam się i porządkowałam swoje sprawy z przeszłości. Skupiłam się też na wystawianych ocenach i odkrywałam nowe piosenki. Wraz ze znajomymi zrobiliśmy koleżance przyjęcie - niespodziankę i byłam na wspaniałej imprezie urodzinowej u przyjaciółki. Na blogu pojawiła się również recenzja Jesteś cudem, do której przeczytania gorąco zachęcam oraz konkurs, którego wyniki ogłoszę 8 lutego. To był piękny, chociaż ciężki miesiąc i z ulgą rozpoczynam luty feriami i zasłużonym odpoczynkiem.

A jak u Was? Co przeczytaliście, obejrzeliście lub zobaczyliście ciekawego? Czy ktoś także rozpoczyna ferie jak ja i chce się pochwalić planami? :) 

Trzymajcie się ciepło! (nie zapominajcie o rękawiczkach, czapce i szaliku)