czwartek, 21 sierpnia 2014

018. Złodziejka książek






Tytuł: Złodziejka książek
Język oryginału: angielski
Autor: Markus Zusak
Ilość: 496 stron
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia









Odkąd przeczytałam "Złodziejkę książek" minął ponad miesiąc, a ja wciąż nie mam pojęcia, jak ją zrecenzować. Analizując ją w taki sam sposób jak poprzednie pozycje? Nie. Rozkładając ją na czynniki pierwsze jak wszystkie szkolne lektury? Jeszcze czego, zrobiłabym jej przecież krzywdę. To nie jest zwykła powieść, zupełnie jak to nie jest zwykła historia. Spodziewałam się wszystkiego po Złodziejce. Miałam wrażenie, że żołnierze, rozkazy i śmierć będą przewijać się pomiędzy stronami niczym znaki interpunkcyjne i tylko do tej ostatniej się nie pomyliłam.

Z nieznanych mi powodów umierający zawsze zadają pytania, na które znają odpowiedź. Może dlatego, że przed śmiercią muszą się upewnić, że jednak mieli rację.

Od samego początku zaciekawiła mnie narracja, ponieważ prowadzi ją ktoś niezwykły - sama Śmierć. Opowiada o losie Liesel Meminger, dziesięcioletniej dziewczynki, która zostaje rozdzielona z prawdziwą matką i zostaje przekazana pod opiekę nowej rodzinie zastępczej - Hansowi i Rosie Hubermanom. Tam poznaje swojego najlepszego przyjaciela i odkrywa coś niesamowitego - magię słów. Cała opowieść zaczyna się od "Podręcznika grabarza", a kończy na... o tym musicie się już sami przekonać.

Pięćset dusz.
Ujmowałem je w palce jak walizki. Albo przerzucałem przez ramię. 
Tylko dzieci nosiłem z ramionach.

 Najłatwiejsza część recenzji minęła i teraz, starając sobie przypomnieć język pana Zusaka, przychodzi mi to z łatwością, dlaczego? Bo ideałów się nie zapomina. Powiecie: "Nie ma idealnych pisarzy. Nie ma idealnych historii. Nie ma idealnego warsztatu pisarskiego." A ja Wam wtedy odpowiem, że JEST. Złodziejka ma nie tylko cudowny, plastyczny styl, barwne opisy i naturalne dialogi. Ona ma w sobie życie. Najlepiej opisała to Catherine H. Przytoczę tu cytat z jej recenzji (całość możecie przeczytać TUTAJ), który bardziej niż cokolwiek innego zachęcił mnie do przeczytania książki Zusaka:  

Najpiękniejsze w Złodziejce książek są wszechobecne, oblepiające wszystko słowa. Przyczepiają się do nieba, dyndają na czuprynach bohaterów, zmieniają kolor na cytrynowy, smakują jak czekolada, są czytane ze skradzionych egzemplarzy, zjadane z talerza z ciastkami, stanowią wojenne tło, ale niektórych z nich się nie wypowiada. Tak po prostu.

Bohaterowie mają w sobie specjalny dar zjednywania czytelników. Nie są perfekcyjni i właśnie to, wśród otaczającej ich wszechobecnej wojny, czyni z nich ludzi. Największą sympatią zawsze będę darzyć Rudego, najlepszego przyjaciela Liesel, oraz jej przyszywanego ojca, Hansa Hubermana. Chłopiec o włosach koloru dojrzałej cytryny wniósł w tę książkę coś pięknego - jednocześnie trwałego, niezmiennego jak historia, a jednak niesłychanie kruchego - coś, co kazało mi zastanowić się nad sobą i swoim postępowaniem. Z kolei mąż Rosy Huberman cechował się cierpliwością, spokojem i, o co na początku bym go nie podejrzewała, opiekuńczością, którą obdarzał Liesel w imieniu swoim i Rosy.

Żeby żyć.
Bo życie warte jest życia.
Choćby ceną była wina i wstyd.

 Chociaż na początku obiecałam sobie, że nie będę pisać o okładce, muszę złamać tę obietnicę, ponieważ aż żal nic o niej nie napisać. Każdy wie o zasadzie (choć nie każdy zapewne jej przestrzega), że nie ocenia się książki po okładce, ale... no spójrzcie tylko. Twarda oprawa, obraz dziewczynki tańczącej ze Śmiercią, cudowne kolory, a całość prezentuje się tak wspaniale... 
Jeszcze zanim otworzyłam lekturę na pierwszej stronie, musiałam ją przytulić. To był zwyczajny odruch, a dał mi tak wiele radości, że za każdym razem, gdy zmieniam ułożenie swojej biblioteczki, muszę wziąć Złodziejkę i otoczyć ramionami, zupełnie jakbym starała się obronić ją przed złem tego świata. To piękne uczucie i radzę Wam też tak spróbować - już od samego początku nawiążecie z tą książką emocjonalną więź, która będzie dla Was jednocześnie zbawieniem i przekleństwem.


Wydaje mi się, że ludzie lubią oglądać akty destrukcji. Zamki z piasku, domki z kart - od tego się zaczyna. Mają specjalny talent do pomnażania dzieła zniszczenia.

Złodziejka to książka, którą każdy z Was powinien przeżyć, nie tylko przeczytać. Do słów zapisanych na jej kartach będziecie powracać na nowo, a z każdym kolejnym zdaniem zostaniecie pochłonięci przez świat osadzony w czasach II Wojny Światowej i utożsamicie się z jego bohaterami. Tu nie znajdziecie minusów - naturalne dialogi, bardzo dobrze wykreowane persony, barwne opisy i historia - niesamowicie smutna opowieść o ludziach, w których pozostała część człowieczeństwa, gdy cała reszta stała się obojętna na cierpienie bliźniego. Polecam całym sercem i duszą.

Moja ocena:
11/10