sobota, 17 stycznia 2015

043. 7 razy dziś





Tytuł: 7 razy dziś
Tytuł oryginału: Before I fall
Autor: Lauren Oliver
Ilość: 384 strony
Wydawnictwo: Otwarte








Lauren Oliver jest jedną z moich ulubionych autorek od kwietnia 2014 roku, kiedy w 3 dni udało mi się przeczytać całą jej trylogię zatytułowaną Delirium. Wtedy zrozumiałam, że nie zaznam spokoju, jeśli nie przeczytam powieści, którą autorka debiutowała na rynku pisarskim - 7 razy dziś. Nie żałuję tego wyboru, ale gdybym miała możliwość cofnięcia się w czasie, najpierw sięgnęłabym po tę pozycję, a dopiero po jakimś czasie przeczytała Delirium, Pandemonium i Requiem, bo pomiędzy tymi książkami jest... przepaść. Uczuć, porównań, bohaterów, fabuły oraz początku, od którego wszystko się zaczęło. Co to znaczy?

Główną bohaterką jest Samantha Kingston, uczennica ostatniej klasy w szkole imienia Thomasa Jeffersona. Ma trzy najwspanialsze przyjaciółki, uroczego chłopaka, który od wielu lat był tylko jej marzeniem i specjalne przywileje, pozyskane dzięki popularności. Można by rzec, że prowadzi idealne życie - do czasu, gdy dostaje drugą szansę od losu, by naprawić to, co zepsuła. Kolejne siedem szans; każda przebiega inaczej, ale wszystkie prowadzą do jednego końca. Jakiego?

Nigdy wcześniej o tym nie myślałam, ale to niesamowite, ile odcieni potrafi przybrać światło i jak wiele kolorów może mieć niebo: blada jasność wiosny, kiedy wydaje się, że cały świat kwitnie; soczysta, jasna nonszalancja lipcowego popołudnia; fioletowe niebo w czasie burzy; zielonkawe, mdłe niebo tuż przed uderzeniem pioruna; szalone, wielokolorowe zachody słońca, które wyglądają jak wizje po zażyciu kwasu.

Początek nie był zachęcający. Bohaterowie byli mdli, puści, żadna z przyjaciółek nie wyróżniała się niczym szczególnym, a ja ciągle myliłam Ally z Elody. Sam nie miała własnego zdania, podporządkowywała się innym - miała tak płaską osobowość, że czasem zastanawiałam się, czy nie jest tylko wyciętym kartonem dla towarzystwa, które nosi się ze sobą, ale ignoruje częściej niż zwraca uwagę. Jej przemianę przyjęłam z ulgą, chociaż nie przekonała mnie całkowicie, ponieważ była zbyt nierealna, żeby ją zaakceptować - takie rzeczy nie zdarzają się naprawdę. Mimo wszystkich wad głównej postaci, miała ona swoje przebłyski mądrości i zdarzały się momenty, kiedy z całych sił jej kibicowałam, nawet po tych okropnych rzeczach, które zrobiła. Najlepiej wykreowaną postacią okazał się Kent, mądry, spostrzegawczy chłopak, przyjaciel Sam z dzieciństwa, zakochany w niej do szaleństwa. To on był jednym z bohaterów ratujących całą książkę, który od początku przypadł mi do gustu, a jego zachowaniu nie można było nic zarzucić. 

Okazuje się, że tyle rzeczy jest pięknych, jeśli bliżej im się przyjrzeć.

Na uwagę zasługują opisy, w których dostrzegłam piękno i niepowtarzalność pióra pani Oliver. Dialogom brakuje bardzo dużo do doskonałości, ale świat przedstawiony, szczególnie tło dla wszystkich wydarzeń, autorka zbudowała obrazowo i z detalami, dzięki czemu mogłam z łatwością wyobrazić sobie szkołę imienia Thomasa Jeffersona czy Gęsie Wzgórze. Niestety narracja jest prowadzona z perspektywy Sam, więc przy takich opisach główna bohaterka zdaje się mieć dwie różne osobowości - piękną i wrażliwą, kiedy zauważa, co się dookoła niej dzieje i tę egoistyczną i pustą przy rozmowach z przyjaciółkami. Na początku bardzo mnie to irytowało, ale przynajmniej widać było, że dziewczyna miała w sobie dozę empatii i współczucia, nie patrząc jedynie na nowe buty i kosmetyki. Jest to pewne pocieszenie.

Najlepszy dowód miłości to rozbić komuś okno cegłą.

7 razy dziś to książka wyjątkowa jeszcze pod innym względem - przesłania. To nie jest typowa powieść młodzieżowa o miłości, za co jestem bardzo, bardzo wdzięczna autorce - nie skupiała się tylko na małych miłostkach bohaterów, ale wybrała nieco bardziej zaskakujący i trudniejszy temat - śmierć. Trzeba przyznać, naprawdę dobrze sobie z nim poradziła, ponieważ pomimo całej przewidywalności (i wiedzy, że tak się musi skończyć) zakończenie trochę mnie zaskoczyło. Powieść mówi głównie o relacjach wewnątrzszkolnych i kontaktach z rówieśnikami - autorka porusza takie problemy jak depresja, brak akceptacji, tolerancji czy przemocy psychicznej, które w dzisiejszych czasach niestety są dość często spotykane.

Tak chyba wyglądają wszystkie pożegnania - przypominają skok w przepaść. 

 Powieść Lauren Oliver nie jest na tyle dobra, by mieć po niej kaca książkowego, jednak ma w sobie to coś, co wciąga i nawet pomimo nudnego początku, przekonuje do siebie czytelnika. Wydawać by się mogło, że czytanie siedem razy o tym samym dniu jest nużące - otóż nie! Autorka buduje napięcie i do końca trzyma nas w niepewności. Nie zwracałam większej uwagi na bohaterów, ponieważ nie ma w nich niczego zaskakującego, za to opisy mogę porównać do treści z Delirium - tak samo dobrej pod względem zobrazowania rzeczywistości. Polecam fanom młodzieżówek i Lauren Oliver, jednak dla osób, które mają nieco bardziej ambitne oczekiwania co do książki, mogą się tylko rozczarować po przeczytaniu 7 razy dziś.

7 komentarzy:

  1. Czytałam tę książkę wieki temu i pamiętam, że mi się podobała. Może w tym roku uda mi się przeczytać ją jeszcze raz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. czytałam ją, kiedy miałam jakieś 13 lat i byłam największą fanką serii Delirium. oceniłam chyba na 8, ale teraz nie wiem, czy dałabym 5 :>

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam w planach tej autorki "Delirium". Jeśli mi się spodoba, zajrzę i do tej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawsze myślałem, że ta książka to jakiś romans ;-; Ale i tak nie przeczytam, bo nie podobało mi się Delirium. (Przepraszam :c)

    OdpowiedzUsuń
  5. Po trylogii autorki spodziewałam się czegoś więcej. Nie przeczytam, bo nie chcę się zawieść.

    OdpowiedzUsuń
  6. Cóż, mogłabym ją poznać bliżej, ale to nie jest konieczne :]

    OdpowiedzUsuń
  7. Miałam zamiar przeczytać, ale specjalnie mnie do tego nie ciągnęło, a po Twojej recenzji ta książka ląduje jeszcze dalej na liście "do przeczytania" :')

    OdpowiedzUsuń