Tytuł: Na ratunek
Tytuł oryginału: The Rescue
Autor: Nicholas Sparks
Tłumacz: Andrzej Szulc
Ilość: 400 stron
Wydawnictwo: Albatros
Zazwyczaj jest tak, że dopiero po stracie danej rzeczy zaczynamy ją doceniać. Kiedy jest ona zawarta w pakiecie startowym, wraz z rodziną, szkołą, domem, jedzeniem i ciepłym łóżkiem, nie poświęcamy jej większej uwagi; twierdzimy, a co gorsza coraz więcej jest takich osób, że ona po prostu nam się należy. Jak każdemu. Nie jest to do końca błędne rozumowanie - przecież każdy, lub znaczna większość z nas, domaga się sprawiedliwości. Koleżanka ma to, ja też chcę. Kuzyn dostał fajną rzecz, fajnie by było również taką posiadać. Niektórzy z nas nie mają jednak tyle szczęścia i nie mogą poszczycić się na przykład doskonałym zdrowiem. Czy to czyni z nich gorszych ludzi?
Poznajcie Denise - jej uroda nie powala na kolana, a ona sama ma ważniejsze rzeczy na głowie niż spotykanie się z mężczyznami: czteroletniego synka, Kyle'a, który cierpi na zaburzenia mowy. Problem pojawia się w diagnozach lekarzy, którzy nie potrafią wyjaśnić, dlaczego tak jest, ani zdefiniować objawów, przyporządkowując je do danej choroby. Dolegliwości chłopca wciąż pozostają zagadką. Życie kobiety to ciągłe wyjazdy do szpitali, kolejnych specjalistów, zbieranie notatek na temat najnowszych badań - tylko skąd brać na to czas i pieniądze? Wszystko się zmienia, gdy pewnego dnia Denise i Kyle mają wypadek samochodowy, a na ich drodze pojawia się Taylor McAden, członek ochotniczej straży pożarnej. Co się stanie pomiędzy dwojgiem zagubionych ludzi? Czy ta historia może mieć szczęśliwe zakończenie...?
Do książek pana Sparksa podchodzę bardzo sceptycznie z uwagi na to, że każda z nich jest poprowadzona według wszystkim znanego schematu: poznanie dwójki bohaterów, stopniowe zakochiwanie się, kilka kłód rzuconych pod nogi (żeby nie było za różowo) i happy end. Nie wszystko do końca zdarzyło się tak, jak to sobie wyobrażałam na początku, ale nie da się ukryć, że Na ratunek jest książką do bólu przewidywalną. Na szczęście fabuła jest na tyle dobra, że czytelnik tego nie odczuwa. Kiedy zagłębiamy się we właściwą akcję, wszelkie mankamenty idą na bok, a my wpadamy w wir wydarzeń, na przemian martwiąc się o losy Kyle'a, Denise i Taylora.
Główna bohaterka nie ma łatwego życia. Codziennie martwi się nie tylko o rzeczy, nad którymi myśli każdy rodzic (pranie, sprzątanie, posiłki), ale przede wszystkim boi się o swoje dziecko. Zaburzenia mowy w wieku czterech lat bardzo utrudniają kontakt z rówieśnikami, a małe postępy, które robi chłopiec, nie gwarantują trwałej poprawy i zaniku choroby. Czy Kyle znajdzie w szkole przyjaciół? Czy będzie w stanie podgonić materiał, jaki realizują nauczyciele? Czy nie będzie w ten sposób traktowany jako ktoś gorszy? Pytania, które ciągle zadaje sobie Denise i wątpliwości, jakie dopadają ją każdego dnia, czynią z niej postać niezmiernie ludzką i realistyczną, dlatego czytając o niej miałam wrażenie, jakbym znała ją od kilku lat. Jest to niewątpliwie jeden z największych plusów tej powieści. Główna postać męska również mnie nie zawiodła, bo Taylor jest miłym, opiekuńczym mężczyzną, który skrywa przed Denise niejedną tajemnicę, co, mówiąc szczerze, czyni go jeszcze ciekawszym bohaterem.
Dzieła pana Sparksa cenię z jednego, bardzo ważnego powodu: bo nie ukrywam, mogę narzekać na akcje, bohaterów lub język, ale jest coś, co zawsze podnosi moją ocenę i są to tematy, które autor porusza w danej historii. Determinacja matki, demony przeszłości, strach przed zaangażowaniem się, relacje z rodzicami i największa dawka poświęcenia, o jakiej kiedykolwiek czytałam - to wszystko na zaledwie czterystu stronach, ukazane przystępnym, prostym dla czytelnika językiem, jednocześnie plastycznym i bogatym w opisy, pozwala nam przenieść się na chwilę do małego miasteczka i śledzić losy ukochanych bohaterów.
Na ratunek może nie jest powieścią idealną. Niektóre zakończenia wątków naprawdę dało się przewidzieć, a i sama fabuła nie zaskoczyła mnie aż tak, żebym musiała wybałuszać oczy ze zdziwienia, ale wiecie co? Nie na tym polega zadanie tej książki. To piękna, wzruszająca historia o odnajdywaniu siebie nawzajem, o pokonywaniu słabości i strachów wyniesionych z dzieciństwa, ale także opowieść o poświęceniach; o chęci zmiany świata na lepsze i o potrzebie ratowania innych. Polecam szczególnie osobom, którym podoba się twórczość Sparksa, ale i czytelnikom (a zwłaszcza czytelniczkom) lubującym się w powieściach obyczajowych lub w książkach, które zadają trafne pytania i skłaniają nas do refleksji.
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Czytam Opasłe Tomiska
Fajnie, bo napisałaś fajną recenzję, hehehe ;p
OdpowiedzUsuńSamej książki (jak pewnie wiesz) nie czytałam (i jak możesz się domyślać) nie mam w planach, ale to nie dlatego, że nie podoba mi się temat, ale po prostu to nie mój gatunek (just that). Cieszę się, że Tobie się podobało i miło spędziłaś czas czytając to :)
I jeszcze jedno: piszesz, że w tej powieści jest największa dawka poświęcenia,o jakiej kiedykolwiek czytałaś, a co z "Kamieniami na szaniec"? jak nie, to jeszcze "Kobiety" Stanisławy Kuszelewskiej-Rayskiej (wiem, mogę Cie kiedyś pożyczyć), albo Pamiętniki Harcerek Warszawy 1939-1945 (nie mam, ale znajdziesz w bibliotece). Fakt faktem, że nie czytałam "Na ratunek" (ani żadnej książki Sparksa, tak dla ścisłości), ale nie potrafię sobie wyobrazić większego poświęcenia, niż w tych książkach (a wiesz, że raczej mam dużo wyobraźni). Ale to takie tylko moje ode mnie, nie przejmuj się ;)
Kurczę, w sumie masz rację, zapomniałam o "Kamieniach na szaniec", ale nie dlatego, że tam jest mniej poświęcenia, po prostu... głównie chodzi o to, że w książce "Na ratunek" jest ono nieco inne: w Kamieniach mamy poświęcenie dla ojczyzny, ale też... jakby to ująć? Jest ono powodowane tym, żeby było lepiej kolejnym pokoleniom, zagranie czysto bohaterskie. Tutaj za to bohaterowie poświęcają siebie dla innych, jednak jest to kierowane czasami egoizmem i myśleniem o sobie - myśl, że uratujesz innych poświęcając się dla nich, przede wszystkim przynosi korzyści Tobie np. satysfakcja, dobre samopoczucie etc. Po prostu samo "poświęcenie" jako słowo w tej książce skojarzyło mi się trochę z czymś innym niż z poświęceniem w Kamieniach, ale i tak masz rację, zapomniałam o Kamińskim...
UsuńP.S. Nie wiem, czy zrozumiałaś to, co chciałam Ci przekazać, jak coś, to napisz do mnie XD
Nie słyszałam o tej książce, ale po Twojej recenzji mimo wszystko mam ochotę po nią kiedyś sięgnąć...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
http://papierowawyobraznia.blogspot.com
Zachęcam, warto przeczytać! :)
UsuńCzytałam dwie książki i może były przewidujące, a i tak się wzruszyłam. Z chęcią sięgnę i po tą powieść :)
OdpowiedzUsuńZ książkami Sparksa u mnie bywa różnie - jedne mi się podobają, drugie nie. Nie miałam w planach powieści pt. "Na ratunek", ale Twoja recenzja mnie do niej przekonała :) Mam ogromną nadzieję, że się nie zawiodę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Cieszę się, że Cię przekonałam i również mam nadzieję, że się nie zawiedziesz :)
UsuńPozdrawiam :)
Nie czytałam jeszcze tej książki Sparksa, ale mam ją w domu. Niebawem więc na pewno do niej zajrzę.
OdpowiedzUsuń