Tytuł: Jedwabnik
Tytuł oryginału: The Silkworm
Autor: Robert Galbraith
Tłumacz: Anna Gralak
Ilość: 480 stron
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Wiedzieliście, że jedwabniki to najbardziej udomowione zwierzęta świata? Te owady są tak bardzo uzależnione od człowieka, że w przypadku zaprzestania produkcji jedwabiu, ich gatunek wyginąłby w przeciągu tygodnia. W podobnej sytuacji są książki i pisarze, którzy je tworzą - jeśli ludzie nie będą czytać, literatura może nie przetrwać, a autorzy, nawet ci najwybitniejsi, mogą wylądować na ulicy bez pracy i perspektyw na przyszłość. Jako czytelnicy nie mamy, póki co, podstaw, by się tego obawiać, ale kto wie, co będzie za sto lat, dwieście...?
Kto jeszcze nie zna Cormorana Strike'a, odsyłam do pierwszej części jego przygód, czyli do Wołania Kukułki (recenzja). Sprawa Luli Landry przyniosła detektywowi nieco sławy, dzięki czemu zreperował swoje finanse i jak na razie nie mógł narzekać na brak zleceń. Gdy zgłasza się do niego żona zaginionego pisarza Owena Quine'a, wszystko wskazuje na to, że jest to kolejna, nudna sprawa do rozwikłania... aż do momentu, kiedy detektyw znajduje Quine'a martwego. Okoliczności morderstwa są odrażające - kto byłby zdolny do popełnienia takiej zbrodni? Mordercą może być każdy, zwłaszcza gdy okazuje się, że pisarz w swojej ostatniej książce obraził wiele osób ze świata wydawniczego i nie tylko. Czy detektyw poradzi sobie z tą sprawą?
Miałam mieszane uczucia sięgając po Jedwabnika. Z jednej strony pseudonim słynnej pisarki, całkiem dobre Wołanie kukułki i zachęcające opinie - jasne, czemu by nie przeczytać? Mimo to bałam się, że znowu rozczaruję się i zacznę porównywać kryminały z Harrym Potterem, co byłoby nie tylko niestosowne, ale wręcz głupie - przecież to zupełnie różne gatunki! Druga część przygód Cormorana Strike'a niestety nie spełniła do końca moich oczekiwań. Było poprawnie, właściwie, prawidłowo. Ale czy to wystarczyło?
Może zacznę od pozytywnych aspektów. Po raz kolejny autor zaserwował nam 480 stron pięknego, klimatycznego Londynu, o którym czytało się naprawdę dobrze. Opisy miasta dorównywały piórom najznamienitszych pisarzy i podczas lektury czułam niesamowitą magię tego miejsca - zupełnie jakbym tam była i uczestniczyła w akcji. Sama fabuła również zasługuje na pochwałę, bo zarówno szczegóły, jak i każdy większy wątek były dopracowane do perfekcji. Na wyróżnienie zasługuje również sam Cormoran, który w porównaniu ze swoją pierwszą odsłoną stał się dla mnie bardziej realny i barwny. Jednakże...
...to wciąż niecałkowicie żywy bohater. Zabrakło mi tego czegoś - metaforycznych nożyczek, dzięki którym mogłabym wyciąć go z papieru i wpuścić w swoją rzeczywistość. Duży wpływ na nie do końca dobry odbiór postaci miał fakt, że wyjątkowo ciężko było mi przebrnąć przez te niecałe 500 stron. Byłam ciekawa rozwiązania zagadki, ale nie aż tak, bym miała zarywać noce, a czasami dłuższe opisy jedynie mnie irytowały i miałam ogromną chęć przerzucenia kilku(nastu) kartek, bo zamiast skupiać się na podejrzanych, autor poświęcał cały rozdział Robin i jej narzeczonemu. Nie było to całkowicie złe - zabieg ten miał na celu przybliżenie poszczególnych postaci, jednak do mnie zwyczajnie nie trafił ten pomysł.
Trochę kryminałów jest już za mną, dlatego Jedwabnik nie wywarł na mnie wystarczająco pozytywnego wrażenia, bym mogła powiedzieć, że to bardzo dobra książka z tego gatunku. Znowu zabrakło mi realizmu - czegoś, co pomogłoby mi utożsamić się z postaciami i wciągnąć w fabułę - jednak nie skreślam autora i jego twórczości, bo sam pomysł i jego "techniczne" wykonanie zasługuje na pochwałę. Dla mnie literatura powinna wzbudzać przede wszystkim emocje, a ja, czytając Jedwabnika, nic nie czułam, dlatego nie jestem w stanie polecić Wam z czystym sumieniem tej książki. Jeśli nie macie szczególnie wygórowanych oczekiwań wobec kryminałów i macie ochotę na trochę klimatycznego Londynu w tle, sięgajcie śmiało! Jeśli jednak nie spodoba się Wam to, co odkryjecie na kartach tej powieści, nie mówcie, że Was nie ostrzegałam...
Książka bierze udział w wyzwaniach:
Czytam Opasłe Tomiska
Nie kusi mnie po Rowling w kryminalnym wydaniu, wręcz przeciwnie, jakoś mi z nią nie po drodze, zwłaszcza, że bohater ma być papierowy... O, nie, nie, to nie dla mnie :<
OdpowiedzUsuńhttp://leonzabookowiec.blogspot.com/
Może to nawet lepiej, że ją sobie odpuścisz. Przyznam, że nic specjalnego :)
UsuńW takim razie sobie odpuszczę, tym bardziej, że "Wołania kukułki" nie doczytałam do końca:(
OdpowiedzUsuńPopieram, poświęć lepiej czas na książki, które na pewno Ci się spodobają :')
UsuńJestem już po lekturze i się nie zawiodłam. Polecam.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Tobie bardziej przypadła do gustu :)
UsuńWidziałam nieraz tę książkę w sklepie, ale się wahałam. Teraz też nie jestem pewna.
OdpowiedzUsuńMożesz dać jej szansę, mam nadzieję, że Tobie bardziej się spodoba :)
Usuń