niedziela, 28 września 2014

Wrzesień pierwszych razów

W pierwszej połowie września nie pojawiło się dużo recenzji, z czego nie jestem zadowolona, ale ten miesiąc był pełen nowych wrażeń, zawierania kolejnych znajomości i odkrywania w sobie pokładów emocji, o których sama bym się nie posądziła. No i książki! Nie zabrakło zarówno powieści tzw. odpoczynkowych, lektury do szkoły jak i starych, dobrych podręczników do nauki, ale wracając do: tytuł posta to "Wrzesień pierwszych razów", czyli moje luźne przemyślenia, nie tylko dotyczące książek, zapraszam :)


Po raz pierwszy:

1. ...przeczytałam, całkowicie z własnej woli, całą (calutką <3) książkę po angielsku.
Był to Harry Potter i Kamień Filozoficzny, czyli też nie taki znowu wielki wyczyn, bo tę część znam prawie na pamięć, natomiast dla mnie był to pierwszy ambitny challenge, któremu sprostałam i z którego, nie ukrywam, jestem bardzo dumna :)

2. ...rozpoczęłam trzy książki naraz.
O tak, Drodzy Państwo, wzrok Was nie myli! Przy nawykach czytelnika (albo gdzieś tam) wspominałam, że nigdy, ale to nigdy nie zaczynam dwóch książek jednocześnie z jednego, prostego powodu: nie potrafię się skupić na ich treści. Nie mam podzielnej uwagi, zresztą bardzo nie lubię uczucia, kiedy zostawiam niedokończoną rzecz, zaczynając inną... To naprawdę niekomfortowe, szczególnie dla ludzi z takim usposobieniem jak ja, ale zdarzyła się sytuacja, w której zaczęłam czytać Harry'ego (nie dokończywszy Emmy), a w autobusie w formie ebooka z czystej ciekawości kontynuowałam czytanie Uczty dla Wron, więc trochę wątków się u mnie nawarstwiło. Raczej nie będę tego praktykować w przyszłości, ale pierwszy raz mam zaliczony :)

3. ...zaczęłam rozumieć fizykę.
Tutaj proszę się nie śmiać, ponieważ do pierwszego tygodnia września byłam przekonana, że lekcje tego ścisłego przedmiotu będę znosić gorzej niż w gimnazjum z racji tego, że liceum, nowy materiał, nowi nauczyciele... A tu taka niespodzianka! Całkiem przypadkowo wylądowałam w klasie humanistycznej (właściwie klasa pół humanów, pół językowców - w tym ja) i nauczyciele od przedmiotów ścisłych są dla nas bardziej pobłażliwi i tłumaczą dokładniej dany wzór czy pojęcie - chwała niebiosom!, bo po lekcji czuję, że w mojej głowie coś jednak zostaje, z czego naprawdę bardzo, bardzo się cieszę!

4. ...zrozumiałam, że jestem całkowicie uzależniona od słów (ludzi?/rozmów?).
Myślę, że dla wielu z Was nie jest to zaskoczeniem - przecież zdecydowana większość tutaj obecnych są molami książkowymi (i ludźmi, a jak dobrze wiemy, człowiek to istota z natury "stadna") i zdają sobie sprawę, że bez książek nie potrafią żyć, jednak mój przypadek jest chyba trochę inny. Tak naprawdę to słowa są moim uzależnieniem - wypowiadane, usłyszane, przeczytane, napisane, wyszeptane, wykrzyczane... Ten punkt przyszedł mi do głowy, kiedy przez cały weekend byłam sama w domu, bo rodzice i brat wyjechali do dziadków. Nie było do kogo zagadać, z kim się posprzeczać i nawet śpiewanie na całe gardło nie pomagało. Wtedy akurat uciekłam w świat książek, blogów i magazynów, ale naprawdę nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Jestem wielkim samotnikiem, ale niedobór słów wpływa na mnie negatywnie.

5. ...miałam wszystko gdzieś.
Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się coś takiego. Wstałam rano, zobaczyłam swoje odbicie w lustrze, potargane włosy, rozbiegany wzrok i... było mi wszystko jedno. Spakowałam się na szybko, w szkole za to okazało się, że zapomniałam zeszytu z matematyki i... było mi wszystko jedno. Miałam drugi najwyższy wynik z testu kompetycyjnego i... było mi wszystko jedno. Dostałam dostateczny z historii i... było mi wszystko jedno. To było jak chodzenie i patrzenie przez szklaną szybę - nawet głosy znajomych były jakieś takie przytłumione. Nie przeszkadzało mi nic, miałam wszystko gdzieś i nawet kłótnia z mamą nie wyrwała mnie z tego letargu. Wychodząc na dodatkowy angielski natknęłam się na deszcz. Oczywiście nie zwróciłam na niego uwagi, całkowicie obojętna na wszystko co się dzieje wokół mnie, a tu nagle...

6. ...uśmiechnęło się do mnie niebo.
 Ktoś mi kiedyś powiedział, że to normalne. Wy pewnie sobie wyobrażacie, że to coś w stylu Mufasy z Króla Lwa i chyba coś w tym jest. Najpierw czułam krople na czole, aż tu wiązka światła padła prosto na mnie i oświetlała mi drogę do tramwaju. To nie było uczucie szczęścia, raczej... oczyszczenia. I właśnie takiego oczyszczenia potrzebowałam w tamtej chwili.

7. ...poczułam się naprawdę szczęśliwa.
To nie jest byle jaki pierwszy raz. Często czuję się całkiem nieźle, czasem zdarzają się chwile smutku, coraz rzadziej rozpaczy, więcej się uśmiecham, ale to wciąż nie to. W pewien ciepły, wrześniowy piątek wracałam ze szkoły z potwornym bólem głowy i nagle poczułam coś. Nie wiem, co to było, ale sekundę później cały świat nabrał kolorów. Ból zmniejszył się do lekkiego pulsowania, plecak stał się jakiś taki lżejszy, telefon zawiadomił mnie o SMS-ie od kochanej osóbki a i świadomość odrobienia lekcji ustąpiła miejsca serialowym i książkowym planom weekendowym. Nawet brat wydawał się mniej irytujący, seriously. Życzę każdemu takiego uczucia wolności, radości, szczęścia, bo jest... po prostu cudowne.Wszechogarniające. Piękne.

Na koniec weekendu pozostawiam Was z cudowną piosenką runaway.
Miłego popołudnia/wieczoru :)



6 komentarzy:

  1. Chciałabym zrozumieć fizykę. I to bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, z Twojego tekstu wyczułam wiele pozytywnej energii. Super!

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny post z pierwszymi razami ;) Też mam zamiar przeczytać Harrego po Angielsku, książki już mam teraz potrzeba tylko czasu :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fizyka nei jest taka zła, jak ją malują, a mówi Ci to przyszła magister bioFizyki :D
    Bardzo ciekawy post ;) Przyjemnie się go czytało, zwłaszcza o tym, ze miałaś wszystko gdzieś ;) Ja tak mam często :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Też nigdy nie czytam dwóch czy więcej książek jednocześnie. Jak zaczynam jedną, to muszę ją skończyć, bo dopiero wtedy czuję, że jest porządek i harmonia ;p
    Zazdroszczę tego uczucia szczęścia, mnie już od dłuższego czasu nic takiego nie tknęło.

    OdpowiedzUsuń