Życie Hobbita musi być cudowne. Jesz, pijesz, egzystujesz w zgodzie z naturą. Może nie jesteś zbyt mądry, ale who cares? Dziennie zjadasz kilkanaście posiłków, a i tak nikt nie zwraca na to uwagi - niziołki, jak często nazywają ich ludzie lub elfy, są bardzo spokojną i kulturalną rasą; stronią od zmian, rzadko też wybierają się dalej niż poza granicę swojego małego kraiku, jednak... Czasem trafia się wyjątek. Czasem trafiają się nawet dwa.
Wszystkie obrazki pochodzą z tumblra, (wyjątki mają podane źródło poniżej)
Miałam okazję przeczytać Władcę Pierścieni jeszcze w tamtym roku (niespełna tydzień temu kończąc Powrót króla, ale to wciąż 2014) i przyznam się szczerze, że... było ciężko. Do cyklu zabierałam się trzy lata, w każde Święta Bożego Narodzenia zaczynając i przerywając w połowie/na końcu trzeciej lub czwartej księgi. Czułam, że to jeszcze nie to, męczyłam się, przewracając kolejne kartki, a wewnętrzny głosik szeptał mi wciąż: nie czytaj tego, sięgnij po coś, co wciągnie cię do tego stopnia, że nie będziesz liczyć stron do końca, a ja w końcu opierałam się mu i odkładam niedokończoną książkę na półkę ze słowami kiedyś do ciebie wrócę. To kiedyś nadeszło właśnie tu, właśnie teraz i wierzcie lub nie, ale przeczytanie tych powieści
uważam za swój życiowy sukces. Jakie wrażenia?
Wspominałam już, że skończenie całości (sześciu ksiąg) nie przyszło mi łatwo i się tego nie wstydzę. Zrozumiałam, że klasyk gatunku fantasy nie jest dla mnie, a szkoda bo autor napisał go naprawdę dobrze, tylko to ja nie potrafiłam się przełamać i polubić całość na tyle, na ile zasługuje. Było lepiej niż w poprzednich latach i nawet podczas czytania zauważyłam w sobie zmiany, których wcześniej nie dostrzegałam - opisy krajobrazów podnosiły mnie na duchu i przenosiły w czasie, a dowcip Hobbitów poprawiał humor. Zdarzały się rozdziały, w których uśmiechałam się do postaci, ich tekstów oraz zabawnych sytuacji, nawet jeśli wiedziałam, że to wszystko nie wydarzyło się naprawdę, jedynie na chwilę pojawiło w mojej głowie, a potem zniknęło zastąpione przez rzeczywistość. W takich momentach miałam ochotę nigdy nie kończyć Władcy i na zawsze pozostać w krainie Elfów, Dużych Ludzi czy Entów, które zdobyły moje serce. Niemniej jednak jestem bardzo zadowolona, że dobrnęłam do Powrotu króla, ponieważ zarówno pod względem treści jak i przekazu, ta część była najbardziej wartościowa (choć Dwie wieże były ciekawsze) i dostarczyła wielu rozmaitych emocji, z których nie mogłam się otrząsnąć.
Wisienką na torcie są wiersze i piosenki postaci ułożone przez samego autora, które utrzymują świetny klimat powieści (i bardzo fajnie śpiewa się je pod prysznicem).
Z pewnością przekład nie jest taki sam jak oryginał, mimo to tłumacz zdobył moje uznanie i podziw, wiernie przekładając każde zdanie (niektóre cytaty porównywałam z angielskim pierwowzorem), ale zachowując pewne nazwy własne, z czego bardzo, bardzo się cieszę. Gdybym miała tutaj opisywać dokładniej styl i język autora, blogger zawiesiłby się od zbyt dużej ilości słów. Nie kłamię. Niektórzy nie czytając żadnej książki Tolkiena, mówią: co on ma takiego, czego nie ma autor przeciętnych powieści fantasy? Taaak, moi drodzy, właśnie w takich chwilach mam ochotę wziąć 1000-stronicowy słownik i rzucić komuś na głowę, niestety zwykle ograniczam się do słów: przeczytaj, to się dowiesz.
Co mnie denerwowało? Postaci. Hobbici nie zdobyli mojej największej sympatii, chociaż mam słabość do Bilba i Pippina. Najbardziej irytującą osobą został Sam, a najbardziej godną zainteresowania - Aragorn. Pomimo swojej dumy, jako bohater bardzo mnie do siebie przekonał, szczególnie na wyróżnienie zasługuje jego wielka odwaga i rozsądek w chwilach, kiedy wszyscy inni go potracili. Ponadto jest wiernym przyjacielem, dobrym wojownikiem oraz, co chyba najważniejsze, nie jest wyidealizowany (czego nie mogę powiedzieć o pewnych postaciach). Ogólnie nie zraziłam się do nikogo na tyle, by go skreślać - nawet Sam miał swoje zalety.
Podsumowując moje wywody - czy warto sięgać po Władcę Pierścieni? Tak, tak i tak! Nawet jeśli nie uda Wam się przeczytać całości za jednym razem, róbcie kolejne podejścia. Nie mówię tu już tylko o satysfakcji, jaka płynie z ukończenia, ale przede wszystkim o dobrej zabawie podczas czytania i delektowania się językiem, którego wśród współczesnych autorów można ze święcą szukać (a i tak nie znajdziesz, nawet jeśli podpalisz siano, wywołując pożar w stodole i oświetlając okolicę na kilka kilometrów, trust me). Nawet jeśli nie lubicie fantasy, Władca Pierścieni może się Wam spodobać :)
Miałam do Władcy Pierścieni kilka podejść, ale za każdym razem nie udawało mi się przeczytać całości. Hobbita połknęłam w kilka wieczorów, ale z Władcą - oj, gorzej. Ciężko mi się skupić przy bogatym w opisy i "niedzisiejsze" zwroty stylu Tolkiena, i przez to strasznie źle mi się czyta. Mam nadzieję, że kiedyś przebrnę przez wszystkie książki (jest mi z tym źle, bo z LOTRem byłam zaznajamiana od małego przez tatę, filmy oglądałam dziesięciokrotnie, a do książek nie umiem się przekonać).
OdpowiedzUsuńCałuję :D
Mam całą serię w swoich planach na 2015.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że za pierwszym razem uda mi się przeczytać te książki.
Twój post przywrócił u mnie taką melancholię związaną z książkami Tolkiena ;)
OdpowiedzUsuńMinęło już sporo czasu odkąd przeczytałam Trylogię i Hobbita, natomiast przez Silmarillion i Dzieci Hurina przebrnęłam stosunkowo niedawno i na pewno tego nie żałuję. Mitologia i historia światów tworzonych przez autora jest niesamowita.
Pozdrawiam serdecznie
Rzeczywiście, Trylogia jest baaardzo ciężka do przeczytania. Jednak Tolkien ma spory argument na swoje usprawiedliwienie - pisał te książki 70 lat, kiedy zupełnie inaczej pisano powieści.
OdpowiedzUsuńMyślę, że każdy fan fantasy powinien zapoznać się z twórczością króla i ojca tego gatunku :') Osobiście przeczytałam Hobbita, Drużynę i zacięłam się na Dwóch Wieżach, ale może uda mi się niedługo przełamać i wrócić do Śródziemia.
Nawiasem mówiąc - pierwsze dwie części Trylogii czytałam w starym przekładzie z "Bilbo Bagoszem", "Łazikiem" zamiast Obieżyświata i "Helmowym Parowem" zamiast Helmowym Jarem. Nie polecam [*]
Ja w tym przekładzie czytałam kawałek Dwóch Wież i chyba imieniem, które najbardziej mnie rozwalało i strasznie irytowało równocześnie było przetłumaczenie Mery na Radostek.
UsuńDawno temu zrobiłam takie właśnie podejście i nie doczytałam do końca. Pewnie teraz, gdybym zajrzała, byłoby inaczej :)
OdpowiedzUsuńTak, ja też nie polubiłam większości bohaterów tolkienowskich. ;) Poza Éowiną, rzecz jasna. Ją najlepiej pamiętam z tych książek, uwielbiałam ją i obklejałam pokój wydrukowanymi zdjęciami/fanartami. Istne szaleństwo. ;) W zasadzie to tego rodzaju fantasy średnio mi podchodzi, brakuje mi tutaj skomplikowanych, wielowymiarowych postaci i interesujących antagonistów. Zło u Tolkiena nigdy mnie nie przerażało. Ale jeśli chodzi o sam styl, to później, po trylogii, czytałam jeszcze "Silmarillion" - i mimo wszystko świetnie się to czytało. :)
OdpowiedzUsuńJak miałaś kłopoty z Władcą Pierścieni spróbuj sięgnąć po Silmarilion. Wiesz, że ja przeczytałam cały Powrót Króla i kawałek drugiej połowy Dwóch Wież (wiem, jak to brzmi, ale Ty rozumiesz) i stwierdziłam, że jest to cudowne i ogólnie spodobało mi się, więc chciałam zacząć od samego początku Śródziemia, przejść śladami Hobbita i przeczytać wszystkie sześć ksiąg Władcy Pierścieni, bo wiesz, że jak coś mi się spodoba, to chcę zacząć od początku. Silmarilion nadal leży na półce, utknęłam na początku, zaraz po kilku stronicowym opisie tego, jak powstała muzyka, dźwięk.
OdpowiedzUsuńA tak jeszcze a'propos Władcy Pierścieni, jak Ci się podoba końcowy (teraz nie pamiętam czy ostatni...) rozdział ostatniej księgi? ten, którego nie ma w filmie.