Tytuł: Zaginięcie
Tytuł oryginału: -
Autor: Remigiusz Mróz
Tłumacz: -
Ilość: 512 stron
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Trzymam dłonie kilka milimetrów od klawiatury i nie mogę zacząć. Żadne
właściwe słowo nie przychodzi mi do głowy. Pomagam sobie książką - patrzę
na nią, dotykam okładki, przejeżdżam kciukiem po kartkach i szacuję ich
ilość. Nadal nic. Wreszcie odnajduję najciekawsze cytaty, wracam do zabawnych momentów i zamykam oczy, po raz kolejny będąc myślami z Chyłką i Kordianem. Dopadła mnie jedna z najgorszych odmian tzw. kaca książkowego, kiedy pragniesz z całych sił przeczytać kolejną część, a jej nie ma. I co teraz?
Zaginięcie to drugi tom o bezwzględnej prawniczce i jej przystojnym aplikancie. Tym razem przenosimy się do domku letniskowego państwa Szlezyngierów, którzy przeżywają prywatną żałobę - ich kilkuletnia córeczka, Nikola, zniknęła w tajemniczych okolicznościach. Kiedy policja wyklucza udział osób trzecich, wszystko wskazuje na to, że rodzice są winni przestępstwa. Jednak Chyłka nie byłaby Chyłką, gdyby nie próbowała znaleźć czegoś więcej...
Powrócił mój ukochany duet, a ja przepadłam w pięciuset stronach genialnej prozy. Zakochałam się w twórczości Remigiusza Mroza już w lipcu, ale nawet w snach nie śniło mi się coś tak dobrego, tak wstrząsającego, pełnego napięcia i budzącego tyle emocji. Każda kolejna strona sprawiała, że rozpadałam się na kawałki i ponownie się sklejałam - byłam w błędnym kole. Miałam ochotę jednocześnie przytulić tę książkę do serca i rozerwać ją na strzępy. Cytując jednego z moich ulubionych autorów: człowiek nie może czuć aż tyle, bo by eksplodował. Cóż, najwyraźniej obaliłam teorię Rona.
Zaginięcie wciąga bez reszty. Wszystko dzieje się szybko, nie ma miejsca na przerwy, oddech czy łyk herbaty. Od samego początku akcja rozwija się w szaleńczym tempie, a czytelnik zarywa noce, oblewa testy, odpuszcza sobie szkołę i pracę, byle tylko pozostać w świecie wykreowanym przez autora. Język jest łatwy w odbiorze, przyjemnie się czyta (jeśli można mówić o przyjemności płynącej z czytania jakiejkolwiek książki pana Mroza, bo podejrzewam u siebie załamanie nerwowe), a całości dopełniają zabawne dialogi między naszą wspaniałą prawniczką a Kordianem. Jeśli jeszcze jakimś cudem nie macie na półce twórczości tego pisarza, to zróbcie mi tę przysługę i idźcie do księgarni. Już.
Co tu dużo mówić: niezaprzeczalnie najlepszym elementem powieści jest Chyłka. Jej komentarze, cięte riposty i pomysły przerosły moje najśmielsze oczekiwania. W parze z Kordianem jest niezastąpiona, a ich rozmowy to czysta p e r f e k c j a. Powoli (bardzo, bardzo, bardzo, bardzo powooooooooli) rozwijający się wątek miłosny jest zaletą, bo nie skupiamy się na rozterkach i wątpliwościach bohaterów, ale na właściwej akcji. Niemniej pan Mróz naprawdę mógłby ich troszkę szybciej popchnąć ku sobie. Tylko troszeczkę. Odrobinkę.
Kasacja była niesamowita. Nie miałam pojęcia, że coś tak dobrego mogło wyjść spod pióra polskiego pisarza, a tu proszę, takie zaskoczenie! Remigiusz Mróz udowadnia, że kontynuacja wcale nie musi być gorsza od swojej poprzedniczki, a nawet wręcz przeciwnie: pierwsza część to jedynie zapowiedź, podczas gdy druga jest już, albo dopiero, przystawką. Na danie główne chyba będziemy musieli jeszcze trochę poczekać, ale dla Chyłki zrobię wszystko, przysięgam.
Książka bierze udział w wyzwaniu:
Czytam Opasłe Tomiska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz