Tytuł: Przez bezmiar nocy
Tytuł oryginału: Through The Ever Night
Autor: Veronica Rossi
Tłumacz: Joanna Dziubińska
Ilość: 352 strony
Wydawnictwo: Otwarte
Są takie książki, o których nie można powiedzieć nic poza tym, że... są. Nie zadziwiają, nie wzbudzają skrajnych emocji, nie pobudzają i nie skłaniają Cię do refleksji. Jedna strona po drugiej, kolejny rozdział, i kolejny, i kolejny, nawet się nie obejrzysz, a już kończysz powieść, a w Twojej głowie pozostaje tylko pustka i mieszane uczucia. To było dobre czy złe? Fajne czy niefajne? Z tymi wątpliwościami odkładasz książkę na półkę i sięgasz po następną, by o tej zapomnieć i nigdy już do niej nie wrócić. Brzmi znajomo, prawda? Czy podobnie jest w przypadku drugiej części trylogii Przez burzę ognia?
Nie będę streszczać Wam fabuły, ponieważ osoby, które nie czytały Przez burzę ognia (recenzja), mogłyby spotkać się ze spojlerami. Ci z Was, którzy czytali mój post lata temu naskrobany na temat pierwszej części, pamiętają lub nie, że nie przypadła mi do gustu. Po Przez bezmiar nocy sięgnęłam z czystej ciekawości, by przekonać się, czy to tylko początki były takie trudne, a ja pomyliłam się w ocenie z góry skreślając całą trylogię. Nie mogę powiedzieć, że nagle zapałałam sympatią do bohaterów, a fabuła zaczęła faktycznie przypominać... fabułę, ale chyba nie było aż tak źle.
Ideały należą do świata, który tylko mędrcy potrafią zrozumieć.
Druga część pozytywnie mnie zaskoczyła pod względem języka i opisów. Nie było do końca tak, jak chciałabym, żeby było, a jednak widzę ogromny postęp autorki - tutaj zyskała u mnie plusa. Powoli zaczynam rozumieć historię i świat, który chce nam przedstawić i mimo tego, że zrozumienie całego pomysłu zajęło mi kilkaset stron, uważam, że lepiej późno niż wcale. Może miałam lepszy czas i większą cierpliwość niż w przypadku czytania pierwszej części?
Niestety jak fabuła i pomysł mi się spodobał, tak bohaterowie wciąż byli niesamowicie denerwujący. Perry'emu nie powinnam mieć nic do zarzucenia, bo, nie oszukujmy się, on jeden ratował tę część książki i chciałam, naprawdę chciałam go polubić, ale nie potrafiłam. To, jak autorka go idealizowała, a potem na siłę przypisywała wady, by uczynić go realnym, całkowicie mijało się z celem i jeszcze bardziej uwydatniało jego sztuczność. O Arii nawet nie mam siły i chęci się rozwodzić, bo irytowała mnie każdą cząstką swojej osobowości i nawet nie umiem tego uzasadnić - to chyba niechęć do niej z pierwszej części przyczyniła się do tego, że odbierałam ją tak, a nie inaczej. Roar był jedynym bohaterem, którego bym polubiła, gdyby nie to, że jego pojawienie się w tej książce jest tak przewidywalne jak słońce na Safari. Zabawny, uroczy chłopak z drugiego planu, który swoimi żartami rozładowuje sytuacje i jest najlepszym przyjacielem głównej postaci? Skąd ja to znam...
Przez bezmiar nocy ujęła mnie drobnymi rzeczami, na które zwracałam uwagę, gdy moje nadzieje na wysoką ocenę tej powieści zaczynały gasnąć. Wszystkie te porównania, które mnie urzekły, trafność opisów i kilka szczególnych scen złożyło się na całkiem spory plus, dzięki któremu nie przekreślam tej trylogii i chcę dać jej ostatnią szansę. Chociaż podejrzewam, jak się zakończą losy Arii i Perry'ego, a także boję się, że Wielki Błękit nie utrzyma poziomu drugiej części, jestem ciekawa, czy autorka wykorzystała potencjał historii do maksimum, bo przecież do trzech razy sztuka, prawda?
Przez burzę ognia | Przez bezmiar nocy | Wielki Błękit
Nie znajdę w najbliższym czasie chyba ani minuty na nową trylogię. Ale może kiedyś.
OdpowiedzUsuńMoże :)
UsuńCałą serię miło wspominam i chociaż dawno czytałam ostatni tom to myślę, że powinien Cię miło zaskoczyć. Przynajmniej taką mam nadzieję :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam ostatni tom i mimo tego, że mnie nie zaskoczyło zakończenie, to... nie było aż tak źle :D
Usuń